Jak Ziobro zbudował potężną władzę [OPINIA]
Zbigniew Ziobro jest niekwestionowanym wygranym dwóch kadencji rządów Zjednoczonej Prawicy. To jeden z niewielu polityków prawicy, który nie boi się w polityce ryzykować i otwarcie stawiać Jarosławowi Kaczyńskiemu - pisze dla Wirtualnej Polski Barbara Brodzińska-Mirowska.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Wszystkie informacje o wyborach 2023 znajdziesz TUTAJ.
Nigdy nie przekonywały mnie opinie, że Suwerenna Polska to kanapowe ugrupowanie, które nie ma nawet 2 proc. w sondażach, jeśli w ogóle się w nich pojawia, a to oznacza, że jest w całości zależny od decyzji prezesa PiS.
W rzeczywistości lider Suwerennej Polski konsekwentnie budował imponującą władzę w roli ministra sprawiedliwości oraz młodszego koalicjanta Kaczyńskiego, z której potrafił korzystać, realizując interesy swojego obozu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Otwarta krytyka prezesa PiS
Polityczna historia Ziobry to sukces człowieka, który dysponując zaledwie kilkunastoma sejmowymi szablami, zmienił polski system sądowniczy, wpłynął na politykę Polski w Unii Europejskiej i zadecydował o nieprzyjmowaniu największego pakietu finansowego w historii Europy. PiS wybory przegrał, ale dla Ziobry ta porażka nie musi być jego udziałem.
Warto przypomnieć sobie, że osobiste ambicje ministra sprawiedliwości od zawsze były duże. Dzięki Kaczyńskiemu Ziobro nauczył się zarządzać zbiorowymi emocjami najpierw jako przedstawiciel PiS w sejmowej komisji do spraw tzw. afery Rywina. Potem - już w roli ministra sprawiedliwości - konsekwentnie budował wizerunek szeryfa, bezkompromisowego strażnika sprawiedliwości. Człowieka, który nie idzie na wojnę z "prawniczym lobby", czując emocje zwykłych Polaków.
W tej roli spełniał jedną z kluczowych zasad władzy Kaczyńskiego, czyli zerwanie z "imposybilizmem" - ograniczeniami, które w drodze do realizacji politycznych decyzji stawia przed władzą prawo.
Kiedy w 2011 roku PiS ponownie przegrał wybory z Platformą Obywatelską, Ziobro należał do pierwszych, którzy otwarcie krytykowali lidera PiS. Nie wiem, czy poza obecnym prezesem NIK znajdzie się w historii tej partii inny przypadek, kiedy polityk miał odwagę tak jednoznacznie się prezesowi przeciwstawić i ponieść tego konsekwencje. PiS wyrzucił wtedy Ziobrę, który wraz z Jackiem Kurskim i Tadeuszem Cymańskim założyli Solidarną Polskę - bardziej energiczną, radykalną i bezkompromisową alternatywę dla prawicowego wyborcy.
Cena za koalicję
Wbrew pozorom Kaczyński nie jest politykiem mściwym, tylko szanującym skuteczność oraz liczącym się z siłą. Pozycja Ziobry, który zbudował rywala dla PiS, wzrosła, a prezes PiS, przygotowując się do marszu po osiem lat pełnej władzy, musiał zintegrować cały obóz - w tym także partię Ziobry.
Ceną za koalicję były kluczowe dla rządów Zjednoczonej Prawicy stanowiska ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego dla Ziobry, które objął po wyborach w 2015 roku. W tej roli z niezwykłą skutecznością Ziobro zaczął budować swoją pozycję polityczną oraz pozycję całej swojej grupy. To jego decyzje ugruntowały system rządów PiS, dzięki którym partia wygrała kolejne wybory z jeszcze większą liczbą głosów niż w 2015 roku.
Kluczowe dla PiS decyzje oraz ich prawne konsekwencje, wiedza oraz narzędzia, jakimi dysponuje prokurator generalny, a także nieliczna, ale kluczowa dla wygrywania głosowań grupa parlamentarzystów pozwoliły założycielowi niszowej niewielkiej formacji zbudować potężną władzę.
W przeciwieństwie do Jarosława Gowina - kolejnego sojusznika PiS - Ziobro rozumiał, że jego pozycja w rządach Zjednoczonej Prawicy zależy od tego, czy uda mu się stworzyć polityczną narrację atrakcyjną dla twardych wyborców PiS, spychając trzon partii na pozycje bardziej centrowe. To dlatego przedstawiciele Solidarnej, a później już Suwerennej Polski pozwalali sobie w przekazach medialnych na znacznie więcej niż PiS.
Ostry antyunijny kurs, a w zasadzie testowanie reakcji na polexit, był jednym z zadań realizowanych przez Ziobrę po to, aby na Zjednoczona Prawica nie miała konkurentów na prawicy.
Symbolem tego stała się otwarta już krytyka premiera Mateusza Morawieckiego, będącego przecież na początku swoich rządów politykiem, który miał naprawić relację Polski z Unią Europejską po słynnym głosowaniu przegranym przez Polskę 27:1.
Historia drugiej kadencji rządu Morawieckiego to w istocie kwestia sporu o Krajowy Plan Odbudowy, który wydaje się, że zdeterminował porażkę obozu i wygraną opozycji, przenosząc ciężar debaty publicznej na kwestie gospodarcze: spowolnienie i inflację oraz będący próbą wyratowania się z sytuacji Polski Ład.
Bez konsekwencji
Ziobro często stawiał warunki. Nigdy jednak realnie nie ponosił konsekwencji ani swoich działań, ani krytycznych słów wobec szefa rządu i jego polityki.
To koalicja skrajnie wręcz pragmatyczna. Polityczne małżeństwo, oparte nie tyle na rozsądku, co na poważnym interesie. I można powiedzieć, że dawny uczeń już przerósł mistrza.
Ziobro nauczył się generować konflikty i zarządzać nimi. Pod wizerunkiem szeryfa, który czuje społeczne emocje - tragedię Tomasza Komendy czy morderstwo małego Kamilka - kryje się polityk, który kalkuluje, myśli długoterminowo i konsekwentnie realizuje swoje założenia na chłodno.
Zdobył znaczącą władzę, choć nie zbudował formacji, która miałaby szansę przekroczyć samodzielnie próg. Nie udało mu się także przejęcie radykalnego ruchu narodowego - dziś głównego reprezentanta środowisk jawnie antyunijnych.
Ale Suwerenna Polska utrzymała swoich 18 mandatów. Porażka PiS i słaby wynik Konfederacji dopiero otwierają jej nowe pole działania.
Dwa scenariusze
Warto pytać nie o to, czy Ziobro z tej sytuacji skorzysta, ale kiedy? Na stole leżą dziś dwa scenariusze.
Pierwszy to założenie, że wiele się nie zmieni i Suwerenna Polska - póki co - stworzy wspólny klub ze Zjednoczoną Prawicą. Co wówczas zyska Ziobro przy takim układzie? Miejsca na listach wyborczych w PiS podczas wiosennych wyborów samorządowych oraz lukratywne mandaty posłów do Parlamentu Europejskiego.
Druga opcja jest taka, że Ziobro i tak może utworzyć samodzielny klub parlamentarny Suwerennej Polski i rozbić Zjednoczoną Prawicę w każdym momencie, obwiniając o porażkę nieco obcego dla aktywu PiS Morawieckiego.
Osłabia wówczas PiS, ale zyskuje na tym większą autonomię, pozycję negocjacyjną, a także szansę na wykorzystanie słabego wyniku Konfederacji. Może zatem budować swoją pozycję po prawej stronie, być może z pomocą chętnych do współpracy posłów PiS, którzy już dziś kalkulują, w jakiej kondycji może być Kaczyński za cztery lata.
Pewne jest, że Ziobro myśli o pełnym przywództwie na prawicy. A najbliższy czas może mieć dla tego planu kluczowe znaczenie. Nawet jeśli efekt tych działań rozłożony jest na lata.
Barbara Brodzińska-Mirowska dla Wirtualnej Polski
Autorka wykłada w Katedrze Komunikacji, Mediów i Dziennikarstwa UMK w Toruniu, jest autorką Podcast460.