Jacek Kurski vs. Jarosław Kurski. O co chodzi w konflikcie między braćmi?
W wojnie pomiędzy Jackiem i Jarosławem Kurskim dozwolone są wszystkie brudne chwyty. Trudno o lepszy przykład na rozbicie Polski niż historia tych dwóch braci.
26.07.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W sobotę 18 lipca Jacek Kurski wziął w Łagiewnikach pod Krakowem drugi ślub kościelny. Trudno było nie ulec wrażeniu, że to nie tylko uroczystość małżeńska, ale też ponowne zaślubiny z Prawem i Sprawiedliwością i ostateczny gest pojednania między nim a Jarosławem Kaczyńskim. Na uroczystości zjawili się najważniejsi politycy obozu rządzącego, co z kolei mogło być policzkiem wymierzonym prezydentowi Andrzejowi Dudzie.
Nie jest tajemnicą, że Duda nie pała dużym uczuciem do Kurskiego i lobbował za jego zwolnieniem z funkcji prezesa TVP. Dziś, gdy Duda został już wybrany na drugą kadencję w Pałacu Namiestnikowskim, Kurski wraca do gry. Funkcję prezesa telewizji publicznej zacznie znowu pełnić po zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy.
Z kolei we wtorek 21 lipca, Gazeta Wyborcza, w której I zastępcą redaktora naczelnego jest rodzony brat Jacka - Jarosław, otworzyła wydanie długim tekstem zatytułowanym "Koszmar Magdy w leśniczówce". Tekst, który ilustrowało duże zdjęcie Jacka Kurskiego, mówił o molestowaniu i gwałtach, których miał się dopuścić syn Jacka - Zdzisław Antonii - na córce byłego asystenta polityka PiS.
Artykuł kończyło oświadczenie, w którym dziennikarze gazety na czele z Adamem Michnikiem oświadczali, że pomimo pełnionej funkcji Jarosław Kurski nie uczestniczył w powstawaniu tekstu na żadnym etapie.
Zobacz wideo: Ślub Jacka Kurskiego. Tomasz Siemoniak: "ostentacja mocno się odbija"
W ten sposób bracia Kurscy zawłaszczyli medialnie niemal cały zeszły tydzień. Jeszcze tego samego dnia Jacek Kurski wydał oświadczenie, w którym reagując na atak "Gazety Wyborczej" pisał: "Jarku, bracie, nie idź tą drogą. To, co robisz, jest obrzydliwe. Odreagowujesz kłamliwym atakiem na rodzinę kolejną polityczną porażkę swojego środowiska".
Ataki na rodzinę miały bowiem stanowić tę ostatnią linię, której nigdy nie przekroczą. Dziś gołym okiem widać, że sprawy poszły dalej, niż obaj Kurscy mogliby się spodziewać. Co sprawiło, że bracia znaleźli się po przeciwnych stronach politycznej barykady i że zdecydowali się ze sobą walczyć na śmierć i życie?
Ten drugi
Jarosław Kurski urodził się w lipcu 1963 roku. Jego brat trzy lata później. Od początku mieli dawać znać, że mają zupełnie odmienne temperamenty. Jarosław miał być tym spokojniejszym, cichszym i karniejszym. Jacek idącym pod prąd, pyskującym i zawsze mającym własne zdanie.
Obaj po latach odnosili się do tego, że pojawienie się Jacka miało być dla trzyletniego Jarka ciosem. Starszy Kurski wspominał o tym w 2005 roku w rozmowie dla "Przekroju" (z jej okazji bracia zrobili sobie wspólne zdjęcie z egzemplarzem… "Gazety Wyborczej"): - Podobno narodziny Jacka były dla mnie szokiem. Przestałem być słodkim "misiem", cała uwaga rodziców skupiła się na bracie - mówił Jarosław Kurski.
Młodszy brat w rozmowie z tygodnikiem "Sieci", przeprowadzonej z okazji swoich 50. urodzin (sic!), powiedział: - Myślę (…), że Jarosław nie przepracował utraty statusu jedynaka. Gdy się urodziłem, wdarłem się w jego bezpieczny świat i jako drapieżnik zburzyłem spokój [śmiech].
Tym samym bracia zostawili nam cenną wskazówkę. Psychologia zna przecież taki termin jak "szok detronizacyjny". Gdy w domu pojawia się nowe dziecko, starsze wpada w panikę. Boczy się na rodziców i okazuje im ostentacyjny brak zainteresowania. Młodsze tymczasem zawłaszcza pozycję starszego i staje się nowym oczkiem w głowie dla mamy. Od tej pory bracia będą ze sobą konkurować. Konflikt jest wpisany w samo ich istnienie.
Jednak rzadko kiedy rywalizacja między młodszym i starszym bratem przybiera aż tak złowrogi obrót. Tu z kolei winić należy politykę, ale i logikę polskiej polaryzacji, według której wszystko musi być albo białe, albo czarne, bez żadnych odcieni szarości. Chcąc odgrywać kierownicze role w swoich obozach, Kurscy musieli ten podział zaakceptować, a nawet podtrzymywać. Bez tracenia czasu na szukanie braterskiej nici porozumienia.
Wychowali się w patriotycznym domu. Ojciec zajmował się budową okrętów, a matka była sędzią, od samego początku była związana z Solidarnością. Chłopcy też szybko zaangażowali się w opozycję, ale wybrali sobie innych idoli. Jarosław podziwiał przede wszystkim Aleksandra Halla, a więc intelektualistę, frankofila i konserwatystę. Jacek - będącego uosobieniem ludowej rewolucji Lecha Wałęsę.
Polityczna rozłąka
O Wałęsę zresztą się pokłócili, bo choć Jacek bardziej podziwiał lidera Solidarności, to jego rzecznikiem został Jarosław. Ostatecznie praca z pierwszym wybranym w wolnych wyborach prezydentem III RP okazała się dla starszego Kurskiego nie do zniesienia. Jarosław chciał zrezygnować, więc Jacek zaproponował mu, że go na tym stanowisku wymieni. Doszło do nieporozumienia, bo Jarosław znów poczuł się wypychany.
Ostatecznie, po odejściu ze służby w Belwederze, późniejszy szef "Gazety Wyborczej" napisał bestsellerową książkę "Wódz", w której atakował swojego dawnego patrona. W tamtych czasach podział sporu politycznego w bardzo niewielkim stopniu pokrywał się ze współczesnym.
Dość powiedzieć, że jednymi z najważniejszych rozmówców książki Kurskiego, która utorowała mu drogę do dziennikarskiej kariery, byli bracia Kaczyńscy. Wówczas wszyscy grali do jednej bramki, na zasadzie "byle przeciwko Wałęsie".
Sytuacja uległa zmianie 4 czerwca 1992 roku, gdy upadał rachityczny i skazany na rozwiązanie rząd Jana Olszewskiego. Ówczesny spór o lustrację pozwolił wykopać dół pomiędzy dotychczasowymi sprzymierzeńcami. Dla Kaczyńskich walka polityczna przestała być jedynie walką z Wałęsą, a stała się walką o pewną wizję świata.
Jacek Kurski, będący już pod mocnym wpływem Jarosława Kaczyńskiego, był w centrum tych wydarzeń i to poniekąd on odpowiada za nadanie im "legendarnego" charakteru. Najpierw pisząc wraz z Piotrem Semką książkę pt. "Lewy czerwcowy", potem kręcąc film dokumentalny zatytułowany "Nocna zmiana", przedstawiający upadek rządu jako spisek, efekt koalicji liberałów z komunistami i zdradę stanu.
Jarosław Kurski, będący zwolennikiem polityki "grubej linii" Tadeusza Mazowieckiego, widział te wydarzenia w zupełnie inny sposób.
Następnie Jacek rozkręcił prawdziwą partyjną karuzelę. Do dziś był członkiem ośmiu różnych partii politycznych, choć zawsze prawicowych. Jarosław w tym czasie pracował w "Gazecie Wyborczej", ale w przeciwieństwie do coraz bardziej medialnego brata nie rzucał się w oczy.
Ich kariery w zasadzie się nie przecinały. Przez wiele lat spotykali się u swojej mamy – dwukrotnej senator z ramienia PiS – podczas niedzielnych obiadów. Gdy zmarła w 2016 roku, po raz ostatni pokazali się wspólnie. Mowy pogrzebowe obu były zabarwione politycznie.
Kurski vs. Gazeta
I choć bracia mieli nie wchodzić sobie w drogę osobiście, to historia sporów Jacka Kurskiego z "Gazetą Wyborczą" ma długą tradycję. W listopadzie 2005 roku "GW" oskarżyła świeżo upieczonego posła, że kupił leśniczówkę pod Malborkiem od Lasów Państwowych po szokująco niskiej cenie (to tam później Zdzisław Antonii miał molestować dziewczynę).
W 2006 roku w programie "Warto rozmawiać" na antenie TVP Kurski wyjął egzemplarz "Gazety Wyborczej" i pokazał znajdującą się w niej reklamę koncernu paliwowego. Dodał, że "obsesyjna, antypisowska propaganda" "GW" wynika z tego, że "jest finansowana przez układ zagrożony przez PiS".
Zapomniał powiedzieć, że takie reklamy są publikowane też w innych gazetach, a sąd za te słowa kazał mu zapłacić sto tysięcy złotych. Kurski co prawda zapłacił, ale zrobił to w swoim stylu.
Na konferencji prasowej wrzucał banknoty do szklanej urny, mówiąc, że choć właśnie się spłukał, to ostatnie pięć tysięcy złotych odda na powodzian. Zasugerował też "Gazecie Wyborczej", żeby się pieniędzmi "wypchała". Ten spór zakończył się dopiero w 2016 roku, gdy Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu przyznał Kurskiemu rację i nakazał Polsce wpłatę 12,5 tys. euro zadośćuczynienia.
No i w końcu sprawa Zdzisława Antoniego, najmocniejsza z dotychczasowych. Choć "GW" zamieściła pod artykułem notkę, że Jarosław Kurski w żaden sposób nie angażował się w powstający artykuł, to trudno tej sytuacji nie nazwać toksyczną.
Gdy w 2006 roku Jarosław Kaczyński zostawał premierem, opinia publiczna oburzała się, że dwa najważniejsze urzędy w państwie są dzielone przez parę bliźniaków jednojajowych. Czy w takim razie nie przeoczyliśmy faktu, że sporym kawałkiem rynku medialnego rządzi dwóch będących w ostrym i permanentnym konflikcie braci? Ostatecznie nie tracą na tym tylko oni, ale cała opinia publiczna.