Decyzja PKW może otworzyć drzwi Morawieckiemu. "Nie porzucił prezydenckich ambicji"
Mateusz Morawiecki nie wyzbył się prezydenckich ambicji i marzy mu się rywalizacja z Donaldem Tuskiem - przekonują w kuluarowych rozmowach niektórzy politycy PiS. O tym, że były premier chce zostać prezydentem, mówił też na niedawnym spotkaniu w wąskim gronie sam Jarosław Kaczyński. Ale na ostatnim posiedzeniu klubu PiS wybrzmiała jednoznaczna opinia: kandydat PiS na prezydenta nie może być obciążony 8 latami rządów.
- Na Mateuszu ciążą te lata premierostwa. To może być dla niego przesądzające. Niemniej, liczy na okoliczności, które mogą mu pomóc w walce o to, by być kandydatem PiS na prezydenta - słyszymy na partyjnym zapleczu.
Mówi nieoficjalne jeden z polityków PiS: - Dziś trudno jest sobie taki scenariusz wyobrazić, ale jeśli PKW pod presją Tuska zabierze PiS-owi kasę, to trzeba będzie w wyborach prezydenckich postawić na kogoś, kogo nie trzeba będzie promować. Bo nie będzie na to środków. A wtedy do boju może stanąć weteran. Taki jak Morawiecki.
Były premier - dopytywany przez dziennikarzy - nigdy nie wykluczył, że chciałby kandydować w wyborach prezydenckich. Zawsze podkreślał, że to będzie "decyzja kierownictwa politycznego" PiS. Czyli - de facto - Jarosława Kaczyńskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Te decyzje przed nami. Zostaną podjęte w oparciu o szerokie i pogłębione badania pewnie za kilka miesięcy. Ja z szacunkiem przyjmę każdą decyzję kierownictwa partii w tej sprawie - powiedział Morawiecki podczas wieczoru wyborczego jesienią 2023 r.
Jak ujawniła w czerwcu 2024 r. Wirtualna Polska, prezes PiS podał w wątpliwość na pewnym etapie możliwość startu Morawieckiego w wyborach za rok. I to mimo iż Morawiecki był jednym z jego faworytów.
Kaczyński na spotkaniu z dziennikarzami przyznał, że "to byłoby skrajnie nierozsądne, aby nie umieścić Mateusza Morawieckiego na liście kandydatów na prezydenta". Jednocześnie dodał, że były premier wszedłby do drugiej tury, ale prawdopodobnie by w niej nie wygrał, bo nie mógłby liczyć na poparcie ze strony Konfederacji.
Podobne opinie pojawiały się - jak słyszymy - na niedawnym posiedzeniu klubu PiS. - Stwierdziliśmy, że kandydatem musi być "nowa twarz", ktoś, kto otworzy partię na centrum, ale też będzie w stanie dogadać się z Konfederacją. A Morawiecki miałby z tym problem - relacjonuje jeden z posłów.
Inny: - Te opinie pojawiały się często, przeważały. Ale mało kto ma swojego faworyta, na którego z pełnym przekonaniem mógłby postawić.
Wedle naszych informacji Morawiecki i jego otoczenie ma odmienne zdanie - licząc na to, że współpraca z Konfederacją, również przy drugiej turze wyborów prezydenckich, byłaby możliwa. - Ludzie Mateusza mają kontakty z Konfederatami. Jeśli ktoś dziś twierdzi, że nie ma co liczyć na dogadywanie się z nimi, to albo blefuje, albo nie zna się na polityce - twierdzi jeden z działaczy PiS.
Decyzja PKW wpłynie na decyzję PiS
Po drugie - to może być jeden z kluczowych argumentów za Morawieckim - są w PiS politycy, którzy uważają, że postawienie w wyborach prezydenckich na kandydata szerzej nieznanego może okazać się strzałem w stopę. Zwłaszcza że - to coraz częściej podnoszona kwestia - trudno będzie promować kogoś "nowego" bez wystarczających środków finansowych.
W partii bowiem żywe są obawy o to, że Państwowa Komisja Wyborcza odetnie PiS od kasy z budżetu. A chodzi o kilkadziesiąt milionów złotych. Decyzje w tej sprawie zapadną w ciągu kilku tygodni. Wtedy - jak słyszymy - władze PiS będą decydować o wariantach, jeśli chodzi o wybory prezydenckie.
- Decyzja PKW będzie miała wpływ na to, na kogo postawimy w kampanii prezydenckiej. Jeśli nie będziemy mieli pieniędzy, to trzeba będzie wziąć to pod uwagę. Same badania zlecone przez partię nie będą jedynym czynnikiem decydującym - twierdzi w rozmowie z WP jeden z polityków PiS.
Według naszych informacji, zwolennicy kandydatury Mateusza Morawieckiego wychodzą z założenia, że ograniczone środki na kampanię będą bardzo dużym problemem dla kogoś, kogo formacja dopiero musi wypromować. A kampania prezydencka to kilkadziesiąt milionów złotych na działania rozpisane na kilka miesięcy.
- Do tego trzeba zmobilizować struktury, zorganizować zaplecze w całym kraju, zbudować profesjonalny sztab. I mieć motywację i know-how. A Morawiecki ma ludzi, którzy dopięli by to wszystko na ostatni guzik - twierdzi jego stronnik ze środowiska PiS.
Jak słyszymy, ambicją Morawieckiego jest zderzyć się w kampanii prezydenckiej z Donaldem Tuskiem. To byłoby nie tylko starcie byłych premierów, ale także byłych współpracowników za czasów pierwszego rządu Platformy Obywatelskiej i PSL (gdy Morawiecki był doradcą w Radzie Gospodarczej przy szefie rządu).
Trudna alternatywa
Dziś rzecz jasna to scenariusz abstrakcyjny, bo murowanym kandydatem Koalicji Obywatelskiej do prezydenckiego wyścigu jest Rafał Trzaskowski. Ale wciąż na zapleczu mówi się o tym - ujawnił to w nowym "Newsweeku" Andrzej Stankiewicz - że to Tusk jednak będzie chciał przenieść się z Alei Ujazdowskich na Krakowskie Przedmieście.
Morawiecki miałby do tego nie dopuścić. - Bardzo chciałby kandydować - mniej więcej takich słów miał użyć niedawno Jarosław Kaczyński, mówiąc o ambicjach swojego protegowanego.
Ale prezes PiS nie jest za tym, żeby wskazywać byłego szefa rządu. - Musimy znaleźć kogoś, kto będzie bardzo dobrze przyjęty przez społeczeństwo, a w przeszłości nie ma niczego, co można zaatakować, nawet niesprawiedliwie, ale nie ma - mówił niedawno na jednej z konwencji.
Prezes PiS widział jednak sondaże (również ten dla Wirtualnej Polski), które dają Morawieckiemu największe dziś szanse spośród potencjalnych kandydatów PiS. I ma świadomość, że dziś trudno byłoby znaleźć dla niego alternatywę.
Jednocześnie widzi wady. - To byłoby skrajnie nierozsądne, aby nie umieścić go na liście kandydatów. Ale czy to jest kandydat idealny z perspektywy zwycięstwa? Nie. On jest wyjątkowo zdolny i go cenię, ale chodzi o to, że chcemy postawić na kogoś, kto ma realną szansę wygrać - mówił o Morawieckim prezes.
- Co nam z tego, że mieliśmy świetnego, bardzo zdolnego kandydata, obytego w świecie, ale przegranego w drugiej rundzie. Potrzebny jest taki, który zdobędzie ponad 50 proc. - stwierdził na spotkaniu z dziennikarzami.
Partia się zrzuci
- Morawiecki chciałby, żeby w jakiś sposób jego kandydaturę wsparł prezydent Duda. Ale nie wiemy dziś, na kogo będzie chciał grać Andrzej. I czy w ogóle będzie chciał się angażować w kampanię - słyszymy od rozmówcy z okolic Nowogrodzkiej.
Morawiecki - twierdzą nasze źródła - mógłby przekonać do siebie partię, obiecując, że zorganizuje dla niej pieniądze. Ale w jaki sposób? Tego nikt nie precyzuje. - Jeśli stracimy pieniądze przez polityczną decyzję PKW, to każdy członek partii będzie musiał dołożyć od siebie. Może Morawiecki będzie osobiście musiał tego dopilnować - mówi jeden z działaczy.
Finansowe zaplecze dla PiS ma także organizować Stowarzyszenie Biało-Czerwonych, które - jak ujawniła WP - planuje swój kongres założycielski w październiku. Szkopuł w tym, że w jego władzach zasiada poseł PiS Krzysztof Szczucki, były szef Rządowego Centrum Legislacji, którego obecna władza chce pociągnąć do odpowiedzialności w związku z działalnością RCL. Szczucki odpiera wszelkie zarzuty.
Problemy z otoczeniem
Innego rodzaju zarzuty - i to znacznie poważniejsze - ciążą na ludziach, którzy w ostatnich latach kręcili się przy Mateuszu Morawieckim. W PiS od dawna mówi się o tym, że na politycznej karierze Morawieckiego będą kładły się cieniem afery z udziałem kojarzonych z nim ludzi. Media (jak ostatnio Onet) ujawniają kolejne skandale, choćby te dotyczące wyprowadzania pieniędzy z Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, którą nadzorowało środowisko byłego premiera.
- Haków na ludzi Morawieckiego jest więcej - twierdzi rozmówca WP z okolic PiS.
I zdaje sobie z tego sprawę kierownictwo partii.
Dlatego też szczytem ambicji byłego premiera będzie doprowadzenie do wskazania bliskiego mu kandydata na prezydenta albo objęcie znaczącego wpływu na kampanię.
W kuluarach słychać, że to środowisko Morawieckiego mogłoby mieć wpływ na wybór szefa sztabu przyszłego kandydata PiS. - Morawieckiemu zależy na jednym: byleby wygrał ktoś z PiS, nie musi to być on. On chce za 3,5 roku wrócić na stanowisko premiera - twierdzi rozmówca WP z okolic Nowogrodzkiej.
W niedawnym wywiadzie dla Patrycjusza Wyżgi w programie "Didaskalia" Morawiecki przyznał, że po to jest w polityce, by mieć wpływ na rzeczywistość. Pytanie, czy wpływ, jaki może mieć prezydent, byłby dla niego wystarczający. Narzędzia realnej władzy w Polsce ma szef rządu. Prezydent ma "tylko" weto.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl