Czy kardynał Ryś będzie game changerem dla polskiego Kościoła? [OPINIA]
Kardynalat dla abpa Grzegorza Rysia zmienia układ sił w polskim episkopacie. Idzie młodsze i bardziej skupione na duszpasterstwie pokolenie. Czy to początek głębokich zmian? Aby tak się stało, konieczne są kolejne decyzje Stolicy Apostolskiej i zmierzenie się z problemami systemowymi. A na to nowy purpurat nie wydaje się na razie gotowy - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
To niewątpliwie ważny dzień dla Kościoła w Polsce. Wiele wody w Wiśle (a także w Odrze) upłynęło bowiem od momentu, gdy papież mianował ostatniego kardynała z Polski. Jeśli pominąć nominację dla watykańskiego kurialisty, jakim od lat jest kardynał Konrad Krajewski, to nawet bardzo wiele.
Nie brakuje metropolitów, którzy - w ciszy swoich gabinetów - z pewnością ocierają łzę żalu, że wszyscy ich poprzednicy kardynałami byli, a oni musieli obejść się smakiem. Tak jest zarówno z metropolitą krakowskim arcybiskupem Markiem Jędraszewskim, jak i z metropolitą wrocławskim (zarówno tym, jak i emerytowanym), którzy także kardynalskiej purpury (inaczej niż ich poprzednicy) się nie doczekali.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Powodów dla braku nominacji wśród Polaków jest wiele. Jednym z nich jest brak odpowiednich, mocno związanych z linią Franciszka, kandydatów. Polski Kościół nieufnie podchodził do zmian wprowadzanych przez papieża, odrzucił choćby dopuszczenie przez niego osób rozwiedzionych w nowych związkach do Komunii świętej, a jego promigracyjna polityka także nie cieszy się wielkim zrozumieniem w Polsce. Papież zaś bardzo pilnował, by wśród jego nominatów, co oznacza wśród tych, którzy wybiorą jego następcę, nie pojawiali się zbyt często hierarchowie niechętni jego wizji.
W efekcie już ponad 70 proc. kardynałów-elektorów to ludzie mianowani przez Franciszka, co oznacza, że jego następca niemal na pewno będzie kontynuował jego linię zmian. Drugim - także istotnym - powodem, dla którego papież nie mianował kardynałów z Polski, jest fakt, że zdecydował się on na ogromne uróżnorodnienie tego gremium, wprowadzenie do niego kardynałów z "peryferiów", z globalnego Południa, a żeby to zrobić - musiał ograniczyć liczbę purpuratów z innych miejsc. Padło na Polskę, bo z perspektywy papieskiej wcale nie jest ona obecnie w centrum życia Kościoła.
Nominacja kardynalska dla arcybiskupa Rysia, choć nie jest zaskoczeniem, przerwała złą passę polskiego Kościoła. Metropolita łódzki niewątpliwie jest w Polsce jednym z tych hierarchów, którzy są najbliżsi linii Franciszka. Jest otwarty na nowoczesne duszpasterstwo, ewangelizację, odważnie mówi o konieczności dotarcia do młodzieży, a także nieodmiennie broni papieża przed rozmaitymi atakami.
Kardynalat dla niego oznacza, że Franciszek dostrzegł to i że nominacją tą zdecydował się zmienić równowagę w polskim Kościele; wskazać jasno, kto jest mu bliski, a kto bliski nie jest i pokazać drogę, jaką powinien iść polski katolicyzm. To mocny sygnał i - jak się zdaje - odczytał go także nowy kardynał, który od momentu nominacji zaczął o wiele mocniej wypowiadać się także na tematy trudne w Kościele, zaczął włączać się - jako głos odrębny - w rozmaite debaty dotyczące Kościoła. Sygnał ten - jak się zdaje - odebrali także inni biskupi, a mocnym na to dowodem jest fakt, że metropolita krakowski arcybiskup Marek Jędraszewski ostatnio jakby ucichł, przestał nadawać ton kościelnym debatom.
Czy jednak oznacza to, że nowy kardynał stanie się game changerem, że zmieni reguły gry w Kościele w Polsce? To kwestia bardziej skomplikowana. Wbrew temu, co niektórym się wydaje, choć kardynał Ryś wnosi ożywczy ton do ewangelizacji czy duszpasterstwa, to wcale nie jest zwolennikiem głębokich zmian systemowych, a na tle zachodnich kardynałów jest umiarkowanym konserwatystą. Owszem, niechętnym zaangażowaniu Kościoła w politykę (to dobrze), promującym nowe metody komunikacji, ale jednak niechętnym głębokiej reformie podejścia do peryferiów.
Mocnym tego dowodem jest jego zachowanie jako zarządcy diecezji kaliskiej, gdzie nie tylko nie opowiedział się po stronie skrzywdzonych przez księdza braci Pankowiaków, ale też kontynuował linię prawnej walki z nimi. Identycznie, jak reszty episkopatu, brzmiały też wypowiedzi kardynała w sprawie Jana Pawła II i pytań z nim związanych. Trudno to uznać za ożywczy ton w debacie.
Oczywiście, teraz może się to zmienić, może okazać się, że mocne wsparcie, jakie otrzymał od papieża, sprawi, że odważniej będzie promował reformę, ale wolałbym to najpierw zobaczyć, a dopiero potem chwalić.
Warto też mieć świadomość, że nawet jeśli kardynał Ryś stanie się głosem reformy w Kościele, to sam - a nawet z kilkoma innymi bardziej otwartymi hierarchami, by wymienić tylko arcybiskupów Wojciecha Polaka i Adriana Galbasem - niewiele zrobi. To wymaga głębszej przemiany episkopatu, której dokonać może tylko Watykan. I niebawem - jeśli tylko będzie chciał - będzie okazja, by jej dokonać.
Tak się bowiem składa, że najbliższych kilkanaście miesięcy będzie w życiu Kościoła czasem głębokich zmian. Najpierw przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski przestanie być - w związku z końcem drugiej kadencji na tym stanowisku - arcybiskup Stanisław Gądecki, a w kolejnym roku (i na początku 2025) na emeryturę odejdą metropolici poznański arcybiskup Gądecki, warszawski kardynał Kazimierz Nycz, krakowski arcybiskup Marek Jędraszewski i szczecińsko-kamieński arcybiskup Andrzej Dzięga. Od tego, kto ich zastąpi, zależy naprawdę wiele. Karuzela przypuszczeń już trwa, ale decyzje zapadną dopiero w przyszłym roku.
Jeśli nowemu nuncjuszowi uda się znaleźć kandydatów otwartych, dynamicznych, skłonnych do ryzyka, to będzie można uznać, że nominacja kardynalska dla arcybiskupa Rysia rzeczywiście zapoczątkowała okres zmian. Jeśli tak się nie stanie, jeśli na owe stolice biskupie mianowani zostaną zwolennicy status quo, to proces wygasania, a niekiedy - jak w diecezji sosnowieckiej - gnicia rozmaitych struktur będzie trwał. Bardzo bym chciał, żeby tak nie było, ale warto być ostrożnym z diagnozami głębokich zmian, gdy na razie nie ma kto ich przeprowadzać.
Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski
* Autor jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF 24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in. "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia"