Sprytny plan Tuska. Zaskoczył nawet własną partię
- Kpiliśmy z lewicy, która nie potrafi dociągnąć do 10 procent w sondażach, a teraz Donald sięga po ich propozycje, żeby przebić 30 procent w wyborach. Dość przewrotne to wszystko - mówi z uśmiechem polityk PO. Przedstawiciele największej partii opozycyjnej są zaskakiwani kolejnymi propozycjami swojego lidera, ale jednocześnie twierdzą, że Tusk "ma zmysł" i "idzie z duchem czasu".
11.07.2022 | aktual.: 11.07.2022 22:29
Politycy Platformy Obywatelskiej byli zaskoczeni najnowszą propozycją swojego lidera. Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, jedynie najbliższe otoczenie Donalda Tuska wiedziało, że ogłosi on prace nad pilotażowym programem wprowadzającym czterodniowy tydzień pracy.
Wcześniej przewodniczący Platformy nie wysyłał sygnałów do polityków swojej partii, że zamierza złożyć taką zapowiedź. - Za prace nad tym pomysłem odpowiedzialny jest dział rynku pracy z Instytutu Obywatelskiego, który koncepcyjnie współtworzy program Platformy na wybory - mówi nam polityk PO z kierownictwa partii.
Nie wprowadzać, tylko sprawdzić
Co o propozycji Donalda Tuska myślą kluczowi politycy Platformy? Reakcje na nasze pytania są różne.
Posłanka Izabela Leszczyna, była wiceminister finansów i czołowa ekspertka PO do spraw finansów, powiedziała nam, że nie chce odnosić się do tego tematu, bo "nie pracuje w zespole programowym zajmującym się rynkiem pracy". - Nie chciałabym tego komentować i wchodzić w nie swoje buty - stwierdziła parlamentarzystka.
Nasza rozmówczyni przyznała jednak, że dla "dochodu budżetu państwa, dla finansów i ogólnego poziomu dobrobytu najważniejsza jest wydajność pracy". - Wiele badań pokazuje, że wydajność wcale nie zależy od długości pracy - powiedziała Wirtualnej Polsce Izabela Leszczyna. O szczegółach nie chciała rozmawiać.
Faktem jest, że na tle innych krajów Polacy pracują bardzo dużo. Wskazują na to powszechnie dostępne statystyki. Jak pisaliśmy w WP, ośmiu na dziesięciu Polaków chce pracować mniej. Najchętniej cztery dni w tygodniu - wynika z badania "Barometru Polskiego Rynku Pracy" Personnel Service.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kolejny polityk PO z kierownictwa partii, Bartosz Arłukowicz, podkreśla, że słowa przewodniczącego Tuska nie oznaczają, że jego partia będzie forsować czterodniowy tydzień pracy. Chodzi jedynie o sprawdzenie, czy takie rozwiązanie przyjęłoby się w Polsce - w perspektywie na przykład kilku lat.
- Byłem na tym spotkaniu, siedziałem na tej sali i słyszałem Donalda Tuska, który powiedział, że "będziemy próbowali wprowadzić pilotażowe programy". Tak, jak w innych krajach. Po to, żeby sprawdzić, jaka jest skuteczność i efektywność pracy cztery dni w tygodniu - mówi Wirtualnej Polsce. Jak podkreśla europoseł PO, "fakt próby wprowadzenia programu pilotażowego nie oznacza, że wprowadzimy czterodniowy tydzień pracy".
- Pilotaż to nie zmiana ustawowa. To sprawdzenie, czy coś takiego można wprowadzić - wyjaśniał w programie "Tłit" WP polityk Platformy.
Wsród państw, które testują i czasowo wprowadzają u siebie czterodniowy tydzień pracy, są m.in. Japonia, Wielka Brytania, Hiszpania i Nowa Zelandia. Wszystkie zamożniejsze od Polski.
Musi być szum
Szeregowi posłowie niechętnie odnoszą się do propozycji Donalda Tuska, bo - nie ukrywają - są nią zaskoczeni i "nie znają jej szczegółów".
Przewodniczący PO podczas spotkania z młodymi działaczami partii w formule "Meet Up" mówił w weekend, że "rynek pracy nigdy nie zmieniał się tak dynamicznie, nigdy nie był tak elastyczny i nigdy nie był tak wymagający, jak jest dzisiaj, a postęp technologiczny nie musi oznaczać bezrobocia". Tusk podkreślił, że w wielu krajach "myśli się o tym, w jaki sposób zmienić pewien model społeczny" i dostosować się do takich trendów jak automatyzacja.
Lider Platformy zauważył, że w niektórych krajach testuje się czterodniowy tydzień pracy, choć - co Tusk podkreślił - "to nie jest odpowiedź na dziś", i że "to nie jest takie proste".
Jednocześnie szef PO przyznał, że "nie ma wątpliwości", iż rozwiązania przyjęte w pandemii - praca zdalna, nowoczesne technologie - "będą kazały nam od razu po przejęciu odpowiedzialności za państwo poważnie potraktować wyzwanie dotyczące czasu pracy". I tu wreszcie padła najważniejsza zapowiedź: "Do wyborów będziemy mieli przygotowany precyzyjny projekt pilotażu na czterodniowy tydzień pracy".
Czy Tusk tą deklaracją zaskoczył członków swojej partii? Tak. Czy spodziewają się oni czegoś więcej niż tylko efektownie brzmiącej przedwyborczej deklaracji? Niekoniecznie.
Jak słyszymy w PO, liczył się przede wszystkim efekt zaskoczenia. Przewodniczący PO - o czym wiedzą partyjni działacze - musi szukać dróg do młodszego elektoratu, proponować rozwiązania, wokół których - jak mówi jeden z naszych rozmówców - "będzie szum".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Donald Tusk chce podjąć dialog z tą częścią lewicy, którą można nazwać "nietradycyjną". Bardziej skłonną do eksperymentów ideowych, wielkomiejską, kojarzoną raczej z Partią Razem niż choćby z dawną Wiosną Roberta Biedronia - wskazuje w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Rafał Chwedoruk, politolog i socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
To ciekawe o tyle, że jeszcze cztery lata temu - gdy Donalda Tuska nie było w polskiej polityce - postulaty wskazujące na krótszy czas pracy wywoływały szydercze komentarze w Platformie. Gdy Partia Razem ogłosiła zbiórkę podpisów pod projektem skracającym dzień pracy z 8 do 7 godzin, Borys Budka - jeden z liderów ówczesnej Platformy - napisał: "Ja proponuję 7 godzin pracy w tygodniu! Albo nie - w miesiącu. Będzie więcej czasu na rozwój osobisty i odpoczynek" - kpił polityk Platformy.
Co na to dziś jego koledzy? - Czasy się zmieniły, wyzwania też, dlatego nie ma sensu wracać do tego, co było w 2018 roku - ucina w rozmowie z Wirtualną Polską europoseł PO Bartosz Arłukowicz.
Po tym, jak użytkownicy Twittera "odkurzyli" wpis Borysa Budki z 2018 roku, politycy lewicy zaczęli stawiać pytania o wiarygodność Tuska i jego zapowiedzi.
"To miłe, że program Razem zyskuje popularność. Tylko co teraz zrobić z posłami PO, którzy twierdzili, że krótszy czas pracy to KOMUNIS!!!11? Oczywiście nie wątpię w ich przemianę duchową. Z ostrożności sugeruję jednak głos na ludzi, którzy ten program pisali, a nie zwalczali [pisownia oryginalna - przyp. red.]" - napisał na Twitterze lider Razem Adrian Zandberg.
Również analitycy polityki wskazują, że wiarygodność może być sporym problemem dla PO.
- Platforma kojarzona z liberalnym oszczędzaniem, z cięciami budżetowymi, z podniesieniem wieku emerytalnego, nie będzie miała szans w wyborach. Wie, że PiS wygrało dzięki propozycjom socjalnym i skutecznej odpowiedzi na wzrost aspiracji Polaków. Dlatego Tusk również próbuje wejść na to pole, udowodnić, że PO nie jest jedynie partią niepopularnych decyzji, ale oczywiście wiąże się to z ryzykiem - wskazuje w rozmowie z WP prof. Rafał Chwedoruk.
Niektórzy politycy PO są jednak przekonani, że najmłodsze pokolenie osób uprawnionych do głosowania nie pamięta Platformy i Tuska z czasów kontrowersyjnych zmian w OFE czy wieku emerytalnym. Stąd m.in. propozycje o pilotażu dotyczącym czterodniowego tygodnia pracy.
- Donald bardzo rozwinął się w ostatnich latach. Bardzo dużo czyta, obserwuje, śledzi zjawiska. Patrzy na Zachód, rozmawia z ludźmi, wie, w którą stronę zmierza świat. I wychodzi z nowymi inicjatywami, myśli perspektywicznie - wskazuje nam jego gorący zwolennik w partii.
Gdy zauważamy, że Lewicy nie się udaje przebić z podobnymi postulatami dziesięciu procent w sondażach, zatem dlaczego miałoby się udać Platformie, nasz rozmówca odpowiada: - Prawo większego i silniejszego. To my mamy większą szansę wygrać z PiS w wyborach, a nie lewica.
Politycy PO wciąż uważają polityków lewicy za niegroźnych konkurentów. Dla nich Tusk jest jedynym punktem odniesienia.
- Donald wymyśla takie hasła, żeby być ciągle na radarze. Gdzie są pozostali liderzy? Proszę zauważyć: oni dziś nie istnieją. Mówi się tylko o Donaldzie i Platformie i o to też chodzi - słyszymy od polityka tej partii, który tłumaczy grę polityczną swojego lidera.
Ale inny z rozmówców z PO samokrytycznie zauważa: - Tyle było drwin z lewicy, że aż trzeba było sięgnąć po ich hasła, żeby powalczyć o 30 procent w sondażach. Dość przewrotne to wszystko.
Eksperci sceptyczni wobec propozycji Donalda Tuska. "Populizm"
Tak jak w samej Platformie zdania co do ostatnich zapowiedzi Tuska są podzielone, tak eksperci, z którymi rozmawialiśmy, mają dość jednoznaczny pogląd.
- Nawet nie wiem, jakich użyć słów, bo na polityków już się nie umiem oburzać. Nie da się ukryć, że to propozycja infantylna, szkodliwa, populistyczna, nierealna - mówi Wirtualnej Polsce o czterodniowym tygodniu pracy Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, przewodniczący Rady Nadzorczej Warsaw Enterprise Institute i wiceprzewodniczący Rady Dialogu Społecznego.
Jak mówi nasz rozmówca, "niektórym politykom wydaje się, że Polska w zamożności dogoniła już Szwajcarię". - Brutalna prawda jest taka, że w Europie nie jesteśmy szczególnie zamożni. Polska ma zaledwie 60 proc. PKB Niemiec. Niemcy mają od nas wydajność pracy wyższą o półtora raza. Zatem jeśli dalej chcemy skutecznie gonić takie kraje jak Niemcy, to raczej powinniśmy więcej pracować, a nie pozwalać sobie na tego typu przywileje jak skracanie tygodnia pracy - przekonuje Cezary Kaźmierczak.
Zobacz także
Jak podkreśla prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, gdyby czterodniowy tydzień pracy został wprowadzony w Polsce, oznaczałoby to bardzo duże zubożenie społeczeństwa. - Najwięcej straciliby na tym pracownicy i Polska jako kraj w ogóle. Przedsiębiorcy by sobie z tym poradzili, pozwalniali ludzi, poustawiali inaczej marże, itd. - nie ukrywa Cezary Kaźmierczak.
Prof. dr hab. nauk ekonomicznych Witold Orłowski, były członek Rady Gospodarczej przy premierze Donaldzie Tusku, mówi nam, że - owszem - o czterodniowym tygodniu pracy mówi się w niektórych krajach zachodnich, ale nie jest to rozwiązanie do wprowadzenia w bliskiej perspektywie czasowej.
- Dzisiaj musimy mierzyć z innymi problemami, do których doprowadziła m.in. polityka obecnego rządu. Jeśli będzie stagflacja, to musimy walczyć ze stagflacją. Martwimy się recesją i perspektywą 20-procentowej inflacji czy 10-procentowego bezrobocia. Skrócenie tygodnia pracy to jest kwestia na wiele, wiele lat. Trzeba myśleć o przyszłości, ale przez najbliższe pół roku trzeba zająć się tym, jak walczyć z katastrofą gospodarczą - przekonuje w rozmowie z WP prof. Orłowski.
Polacy marzą, by pracować krócej. W niektórych firmach to już się dzieje
Niezależnie od sytuacji gospodarczej, znaczna część Polaków chce pracować krócej. 29 proc. pracowników w Polsce chciałoby, aby tydzień pracy miał cztery, a nie pięć dni. Dla 28 proc. osób zadowalające byłyby po prostu dodatkowe dni wolnego, które mogliby wziąć w ciągu roku. 23 proc. respondentów wybrałoby natomiast skrócenie dnia pracy o jedną godzinę dziennie - wynika z "Barometru Polskiego Rynku Pracy" Personnel Service.
W sumie daje to 80 proc. osób, którym marzy się spędzanie mniejszej ilości czasu w pracy.
Ogromne zainteresowanie zmniejszeniem liczby godzin spędzanych w pracy idzie w parze ze statystykami. Obok Greków i Rumunów jesteśmy w UE tym narodem, który pracuje w tygodniu najdłużej. W ojczyźnie Homera w pracy spędza się tygodniowo średnio 40,1 godz., w Rumunii - 39,8 godz., a w Polsce - 39,7 godz.
Tymczasem są w Europie kraje, gdzie te liczby są o kilka godzin mniejsze. Rekordzistami są Szwedzi, którzy pracy poświęcają tygodniowo średnio 35,4 godz., a na kolejnych miejscach są Irlandczycy (35,8 godz.), Francuzi (35,8 godz.) oraz Luksemburczycy (35,8 godz.).
- W Polsce w porównaniu do krajów Unii Europejskiej pracujemy długo, choć warto pamiętać, że jeszcze nie tak dawno standardem była praca w soboty. To się zmieniło i wiele wskazuje na to, że czas pracy globalnie będzie się skracał. Konsekwencją może być właśnie czterodniowy tydzień pracy - skomentował w informacji prasowej Krzysztof Inglot, ekspert ds. rynku pracy, założyciel Personnel Service S.A.
Czytaj też:
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski