Rozbrajamy obietnice Donalda Tuska. Eksperci nie zostawiają na nich suchej nitki
Donald Tusk nie próżnuje. Objeżdża Polskę, spotyka się z wyborcami, organizuje wielkie partyjne wydarzenia. I składa kolejne brawurowe obietnice. Zapowiada, że jeśli Platforma Obywatelska wygra wybory - drożyzna zniknie, benzyna stanieje, a Adam Glapiński i Julia Przyłębska zostaną usunięci z życia publicznego. Wirtualna Polska razem z ekspertami postanowiła powiedzieć liderowi opozycji: "sprawdzam".
09.07.2022 | aktual.: 12.07.2022 07:37
Szef PO ruszył z festiwalem efektowych obietnic. I nic nie wskazuje na to, żeby się zatrzymał.
Nawet przychylni opozycji komentatorzy po ostatniej konwencji Platformy Obywatelskiej w Radomiu zauważyli: Donald Tusk stał się pełnowymiarowym populistą. Publicysta tygodnika "Polityka" Rafał Kalukin kilka dni temu napisał: "Dzisiaj można odnieść wrażenie, że 65-letni polityk doszedł do takiego momentu w swojej karierze, że jest w stanie wygłosić dowolny pogląd. Pomstować na drożyznę i jednocześnie obiecywać podwyżki. Obiecywać państwo skuteczne i zarazem tanie. Publicznie deklarować wiarę w Boga i stanowczo odcinać się od Kościoła". Jeden z komentatorów stwierdził, iż Donald Tusk zrozumiał, że "nastały antyelitarne czasy populizmu".
Lider PO niespecjalnie nawet to ukrywa. Tusk - na półtora roku przed wyborami - obiecał już właściwie wszystko: koniec drożyzny, wielkie podwyżki, benzynę po 5 zł, a dla najbardziej spragnionych personalnych rozliczeń - natychmiastowe wyrzucenie z Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego, a z Trybunału Konstytucyjnego - Julii Przyłębskiej.
Tusk złożeniem tych obietnic postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Czy ją przeskoczy? Wątpliwe. Przewodniczący Platformy, po ewentualnym przejęciu władzy, nie będzie w stanie - tak jak zapowiada - szybko spełnić swoich zapowiedzi. O ile w ogóle to zrobi.
O powodach takiego stanu rzeczy mówią Wirtualnej Polsce eksperci. Postanowiliśmy prześwietlić z nimi cztery kluczowe obietnice, które w ostatnich tygodniach złożył lider Platformy Obywatelskiej.
1. Koniec PiS to koniec inflacji? Nie z planami Platformy
Jak przekonywał Donald Tusk na konwencji PO w Radomiu: - Gdy skończy się PiS, skończy się drożyzna.
Lider Platformy argumentował: - Jednym z najpoważniejszych impulsów proinflacyjnych jest legion, tysiąc, dziesięć tysięcy, pięćdziesiąt tysięcy działaczy pisowskich, aktywistów pisowskich, którzy zalęgli się w spółkach Skarbu Państwa, w różnych urzędach i doją Polskę zupełnie bez opamiętania, bez litości. I mówimy tu o miliardach złotych.
Nawet jeśli tu przyznać rację Tuskowi - skala upartyjnienia państwowych instytucji i spółek jest prawdopodobnie największa w historii III RP - to nawet wyrzucenie partyjnych nominatów PiS w spółkach nie będzie oznaczało końca drożyzny w Polsce. Tusk doskonale o tym wie.
Ba, jeśli Platforma Obywatelska ze swoim liderem na czele zrealizowałaby swoje przedwyborcze obietnice - podwyżkę o 20 proc. pensji w całej budżetówce, zamrożenie WIBOR, utrzymanie wakacji kredytowych oraz sztandarowych programów społecznych, jak 500+, 13. i 14. emerytura - to walka z inflacją za rządów PO byłaby równie piekielnie trudna, jak za rządów PiS. A może byłaby jeszcze trudniejsza.
Przyznaje to w rozmowie z WP Piotr Kuczyński, specjalista ds. rynku finansowego. - Nie ma cudownego sposobu na walkę z inflacją. Mówienie o tym, że wystarczy, iż rząd się zmieni, a inflacja spadnie, to są bajki. Może tak się zdarzyć, ale to będzie przypadek i nie będzie to zależeć od polityków - twierdzi analityk.
Jak dodaje, zapowiadanie "końca inflacji" po wygraniu wyborów przez jedną czy drugą partię "jest nieodpowiedzialne". - To jedynie zapowiedzi polityczne. A polityk może powiedzieć i obiecać wszystko - konkluduje specjalista ds. rynku finansowego.
2. Benzyna po 5,19 zł? Zapomnijmy
Donald Tusk poszedł jeszcze dalej. Obiecał nie tylko koniec inflacji, ale też drastyczny spadek cen benzyny, która jest dziś (obok jagodzianek) symbolem drożyzny. - Gdybym rządził, benzyna byłaby po 5,19 zł - zapowiedział szef PO w wywiadzie dla NaTemat.pl.
Czy to realne? Oddajmy głos ekspertowi. - W kampanii wyborczej łatwo składać zapowiedzi i obietnice, zwłaszcza dotyczące tematów budzących duże emocje społeczne. Nie tak dawno PiS szedł do wyborów z hasłem wypowiedzenia pakietu klimatycznego, teraz Donald Tusk mówi o obniżeniu ceny benzyny w obecnych realiach rynkowych o ponad 2 zł. Obie te zapowiedzi mają wspólny mianownik: są nierealne - mówi Wirtualnej Polsce dziennikarz i specjalista ds. energetyki Jakub Wiech, dziennikarz Energetyka24.com.
Jak tłumaczy nasz rozmówca, "ceną paliw rządzi szereg czynników po stronie surowca (ropy naftowej) oraz gotowych produktów (np. benzyny czy oleju napędowego)". - W ostatnich miesiącach na rynku pojawiły się potężne, zupełnie unikalne bodźce: restart rynku po pandemii, zaburzenia łańcuchów dostaw realizowanych drogą morską, wojna i reakcja na nią, porzucanie ropy rosyjskiej, ruch milionów osób przez Polskę, zwiększone zapotrzebowanie wojska na paliwa. Natężenie tych elementów w krótkim czasie wywindowało ceny paliw do rekordowych poziomów - przypomina Wiech.
Jak dodaje, obniżenie ceny paliwa o sugerowane przez Donalda Tuska stawki wymagałoby najprawdopodobniej "przymuszenia takich spółek jak Orlen do sprzedaży paliw na rynku hurtowym znacząco poniżej ceny rynkowej, co w najlepszym razie wiązałoby się z redukcją zysku, a w najgorszym: ze stratą. Natomiast w każdym przypadku byłoby działalnością na szkodę spółki, sankcjonowaną karnie".
- W realiach wspólnego rynku UE taki ruch spowodowałby "zassanie" tanich paliw z Polski na inne rynki, więc polscy konsumenci nie odczuliby zbyt długo tej obniżki - puentuje Jakub Wiech.
3. Glapiński nielegalny? PO nic nie zrobi z Dudą w Pałacu
Donald Tusk zapowiedział również personalne rozliczenia. I to nie byle jakie, bo sięgające m.in. prezesa Narodowego Banku Polskiego.
- Adam Glapiński jest nie tylko nieprzyzwoity w tym, co robi. Jest też nielegalny - stwierdził przewodniczący Tusk na konwencji PO w Radomiu.
Jak przekonywał, "nie będzie ani jednego dnia dłużej prezesem NBP i nie trzeba będzie ustawy". - Nikt tego nie pamięta. Wiecie, że prawnicy zamówieni przez prezydenta Dudę napisali mu ekspertyzy, z których wynikało, że wybór na tę kadencję jest nielegalny. Wystarczyłaby dużo mniejsza wątpliwość, żeby gościa wyprowadzić z NBP-u i ja to zrobię, ja to wam gwarantuję - mówił o Glapińskim przewodniczący PO.
Zobacz także
Lider PO zdaje sobie jednak sprawę, że takie rozwiązanie jest - pod względem prawnym - bardzo trudne do zastosowania, wręcz niemożliwe. Słowem: bez wsparcia obecnie urzędującego prezydenta wymiana prezesa NBP jest nierealna. Duda kończy kadencję dopiero w 2025 roku, więc nawet gdyby w 2023 roku władzę przejęła opozycja, to nie będzie mogła liczyć na przychylność głowy państwa.
Tusk, mówiąc o rzekomej "nielegalności" Glapińskiego, nawiązał do wątpliwości niektórych prawników w sprawie wyboru prezesa. Na czym one polegały?
Zgodnie z prawem członkiem zarządu NBP można być przez dwie kadencje, tymczasem Adam Glapiński wszedł do zarządu, gdy prezesem banku centralnego był Marek Belka. Takie wątpliwości - jak poinformowało jako pierwsze radio RMF FM - miały docierać do Kancelarii Prezydenta, ale ostatecznie Andrzej Duda, bazując na innych opiniach prawnych (z jedną z nich można zapoznać się TUTAJ), uznał, że nie ma przeszkód dla wyboru Glapińskiego na drugą kadencję.
Odwołanie go - mimo że dla opozycji Adam Glapiński jest symbolem inflacji - jest zatem praktycznie niemożliwe. Z Pałacu Prezydenckiego zresztą usłyszeliśmy nieoficjalnie, że "Tusk po prostu kłamie". Sam Andrzej Duda zapewnia, że w prezydenckiej kancelarii - wbrew temu, o czym donosiło RMF FM - nie ma ekspertyz, które wskazywałyby, iż Glapiński nie może kandydować na szefa banku centralnego.
Wątpliwości w tej sprawie w maju na łamach "Rzeczpospolitej" rozwiał prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. Stwierdził, że "nie należy utożsamiać pełnienia funkcji w zarządzie NBP z pełnieniem funkcji prezesa" i nie ma formalnych przeszkód, by Adam Glapiński został wybrany na drugą kadencję szefa NBP.
I nawet gdyby Platforma Obywatelska - czy szerzej opozycja - wygrała wybory w 2023 roku, a następnie przyjęła w Sejmie uchwałę o nieważności wyboru prezesa NBP, to bez porozumienia z prezydentem Dudą nie ma szans na wybór nowego prezesa NBP. A prezydent Duda - podparty ekspertyzami sztabu prawników - stoi murem za Adamem Glapińskim. I absolutnie nie zamierza pomagać przy jego odwoływaniu.
Prezes Glapiński sam też nie pozostawia wypowiedzi szefa PO bez reakcji. Na piątkowej - krytykowanej przez większość komentatorów i analityków konferencji - szef NBP zapowiedział pozew przeciwko politykom PO: Donaldowi Tuskowi i Tomaszowi Siemoniakowi. - Bałbym się, gdyby Polska weszła w taki okres historii, że silni ludzie będą wyprowadzać urzędników państwowych ze wszystkich instytucji, które się nie podobają - powiedział Adam Glapiński.
Zobacz także
4. "Spawacz" Tusk chce "odspawać" Przyłębską. Brakuje narzędzi
Ale nie tylko Adam Glapiński jest na celowniku Donalda Tuska. Szef PO chce także odwołać… Julię Przyłębską.
- Jest możliwe przywrócenie stanu sprzed czasu, kiedy łamano prawo, bez konieczności pisania nowych ustaw. I oczywiście do tego potrzebna jest i wyobraźnia, i determinacja, odwaga i siła - mówił Donald Tusk w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
- A jak się pani Przyłębska przykuje do fotela, to co? - zapytała dziennikarka. - To trzeba odkuć. Po prostu - skwitował Tusk.
Czy to możliwe? - Nie wiem, na czym miałoby polegać to "odkuwanie", to nie jest dobre słowo. Sędzia Julia Przyłębska została powołana w sposób prawidłowy. Nie należy do kręgu osób powołanych na miejsca już zajęte w Trybunale Konstytucyjnym. Procedura odwoławcza mogłaby być uruchomiona tylko wtedy, gdyby to sam Trybunał uznał, że trzeba wszcząć postępowanie dyscyplinarne - tłumaczy prof. Wojciech Hermeliński, sędzia TK w stanie spoczynku, były szef PKW. Podkreśla, że w tej sprawie żadnych uprawnień nie ma również prezydent, który powołuje prezesa TK, ale nie może go odwołać.
Od deklaracji szefa PO ws. "odkucia" Julii Przyłębskiej dystansują się nawet czołowi politycy jego partii. - Nie będę tłumaczył Donalda Tuska. Proszę zapytać o to rzecznika prasowego albo samego Donalda Tuska. O to, jak będzie ten proces "odkuwania" wyglądał. Mogę jedynie powiedzieć, że to będzie oczywiście wielki dylemat, w jaki sposób odwrócić, nie łamiąc prawa, zmieniać ustrój, który wprowadził PiS. To będzie bardzo trudne - mówił kilka dni temu Grzegorz Schetyna.
Przypomnijmy: kadencja obecnej prezes TK kończy się w grudniu 2024 roku.
Wie o tym także Donald Tusk. Nie przeszkadza mu to jednak składać obietnic, których najprawdopodobniej nie będzie w stanie spełnić. Ale to dzięki nim właśnie będzie miał szanse wygrać wybory. Pytanie, czy uwierzą w nie wyborcy.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski