Bartłomiej Biskup: "Konfederacja i 'jej' media. Czy TVP i TVN pomogły im wejść do Sejmu?" (Opinia)
Wyniki wyborów parlamentarnych 2019 dla jednych były przewidywalne, dla innych zaś okazały się zaskoczeniem. Nie wszystkie sondażowe prognozy się sprawdziły. Wyraźnie przeszacowane było PiS, natomiast niedoszacowana Koalicja Polska oraz Konfederacja. I właśnie wynik tego ostatniego ugrupowania był największą niewiadomą.
Nawet po ogłoszeniu wyników sondażowych badań exit poll sami liderzy Konfederacji studzili emocje. Pamiętali bowiem dobrze, że w dniu wyborów do Parlamentu Europejskiego poszli spać mając kilka mandatów, a obudzili się już pod progiem wyborczym. Tym razem ten scenariusz się nie powtórzył. Konfederacja nie dość, że weszła do Sejmu, to jeszcze z niezłym wynikiem i znacząco poszerzając bazę wyborców. Skąd taki wynik?
Patrząc na wyniki powyborczego sondażu exit poll wykonanego przez IPSOS, należy zauważyć, że Konfederacja stała się po pierwsze alternatywą dla części wyborców Kukiz 15. Ugrupowanie to nie podołało wyzwaniom związanym z działaniem klubu parlamentarnego w poprzednim Sejmie i znalazło się na równi pochyłej spadku poparcia. Część wyborców zagłosowała na PiS i PSL (po 22 proc.), ale najwięcej właśnie na Konfederację (24 proc.). Czyli pomógł Paweł Kukiz.
Wyborcy tej partii to również osoby młode, przede wszystkim te w wieku do 29 lat i jest to najwyższy wynik w tej grupie (aż 20 proc.), ale także część osób w wieku do 39 lat (8 proc.). To również zjawisko znane – młodzi wyborcy chętniej głosują na ruchy skrajne i antysystemowe. Podobnie jeśli chodzi o uczniów i studentów, we wszystkich głosowaniach młodych, w jakich uczestniczyłem jeszcze jako uczeń i student, jeden z liderów Konfederacji, Janusz Korwin-Mikke święcił triumfy.
Lider Konfederacji zapowiada walkę z TVP. Będą pozwy
Także i teraz Konfederacja ma w tej grupie 18 proc. poparcia. Nie jest to najwyższy wynik, ale porównywalny do poparcia uczniów i studentów dla innych partii politycznych. Również można zdiagnozować, że raczej są to wyborcy zamieszkujący w większych miastach i miasteczkach, szczególnie tych największych, jak Warszawa, Kraków, Rzeszów i Wrocław, Białystok, ale także mniejszych typu Słupsk i Zielona Góra. Geograficzne rozłożenie mandatów zdobytych przez konfederację nie tworzy bowiem żadnego specjalnego wzoru. Natomiast z danych Państwowej Komisji Wyborczej wynika, że im większa miejscowość, tym większa skłonność do głosowania na Konfederację.
Spośród niepotwierdzonych jeszcze hipotez na temat dużego poparcia dla Konfederacji można wymienić trzy. Po pierwsze być może poparcie to jest wynikiem ogólnoeuropejskiej tendencji do głosowania na partie skrajnej prawicy. Widoczne są one w takich krajach, jak Francja, Holandia, Austria, Włochy, czy Węgry. Ta radykalizacja nastrojów społecznych do tej pory omijała nasz kraj, aczkolwiek znajdowała odzwierciedlenie w krótkotrwale obecnych w Sejmie ruchach lewicowych (Ruch Palikota)
, prawicowych (Liga Polskich Rodzin)
lub populistycznych (Samoobrona).
Po drugie do wyborców Konfederacji mogli dołączyć wolnościowi zwykle drobni przedsiębiorcy, "wystraszeni” przez Prawo i Sprawiedliwość podniesieniem płacy minimalnej i innymi ruchami gospodarczymi.
Trzecia hipoteza ma związek z mediami i ich wpływem na rzeczywistość polityczną. Bardzo prawdopodobne jest, że uparte pomijanie przez TVP polityków Konfederacji w debacie oraz w publikowanych sondażach lub też zohydzanie tej formacji – w obawie o odebranie głosów PiS – odniosło odwrotny od zamierzonego skutek. Polacy, ceniący sobie wolność i przekorni ze swej natury, postanowili zagłosować odwrotnie do wskazań komunikacyjnych telewizji.
Takie zachowanie telewizji publicznej dobrze wykorzystali politycy Konfederacji, którzy dysponują rozwinięta siecią komunikacyjną w mediach społecznościowych, i zrobili z tego przekaz o ugrupowaniu poszkodowanym przez system, które nie ma równych szans w wyborach. Było to zresztą spójne z ich antysystemowymi hasłami. Zadziałał tutaj znany z zachowań wyborczych tzw. underdog effect, polegający na przyłączaniu się do słabszego i poszkodowanego ugrupowania. Do tego jeszcze doszło wyjątkowe promowanie kandydatów Konfederacji przez telewizję TVN, która z kolei w końcówce kampanii pokazywała polityków tej partii jako alternatywę dla PiS. I taka taktyka mogła być również skuteczna.
Nie wiadomo, która z tych hipotez będzie miała szansę na pozytywna weryfikację. A może w każdej z nich coś jest i była to mieszanka różnych czynników. W dzisiejszym zmedializowanym świecie paradoksem jest jednak to, że Konfederacji mogły wydatnie pomóc dwie stacje telewizyjne, a każda z zupełnie przeciwnych pobudek.
Bartłomiej Biskup dla WP Opinie