100 dni Tuska. Kredyt zaufania do nowego rządu się kończy? [OPINIA]
Przed wyborami Koalicja Obywatelska przedstawiła "100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów". Ten czas mija, a zatem opinia publiczna mówi: "sprawdzam". A właściwie udaje. A rząd udaje, że prawie wszystkie konkrety zdołał zrealizować. A opozycja udaje, że jest oburzona. A zatem wszyscy udajemy. Dlaczego? - pyta w felietonie dla Wirtualnej Polski prof. Renata Mieńkowska-Norkiene.
22.03.2024 | aktual.: 22.03.2024 10:19
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Licznik 100 konkretów Donalda Tuska wraz z realizacją obietnic można sprawdzić TUTAJ.
Jako naukowczyni i analityczka życia politycznego mogłabym oczywiście powiedzieć: "to skomplikowane" czy "to zależy", a potem próbować ubrać w kategorie procesy, jakie zachodzą obecnie w polskim systemie politycznym.
Zobacz także
Jednak tym razem wolę z pełną naukową odpowiedzialnością postawić sprawę jasno: rząd Tuska zastał aparat państwowy w tak złym stanie, że nie miał żadnych szans zrealizować wszystkich swoich wyborczych obietnic. Ani nawet połowy.
Odsunąć PiS od władzy
Co więcej - fakt, iż udało mu się aż tyle, można by uznać za spore zaskoczenie. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, iż nie rządzi sam - a w koalicji z Trzecią Drogą i Lewicą. Fakt jest taki, że 100 konkretów to jednak obietnice Tuska, a nie całej demokratycznej koalicji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Większości wyborców ugrupowań demokratycznych chodziło głównie o to, by odsunąć od władzy PiS, w dalszej zaś kolejności o to, co się stanie, kiedy to już nastąpi. I zapewne wyborcy ci rozumieli także, że 100 konkretów to plan na lata, a nie na 100 dni.
Nie oznacza to oczywiście, że kredyt zaufania do obecnie rządzących się nie wyczerpie.
Wciąż pozostaje on jednak duży - nie tyle z racji na dokonania Tuska, co z powodu coraz wyraźniejszego obrazu całkowitej degrengolady państwa, dokonanej przez osiem lat rządów Zjednoczonej Prawicy i wciąż desperacko podtrzymywanej przez prezydenta Andrzeja Dudę.
Zanim przejdę jednak do szczegółowego bilansu pierwszych 100 dni rządu Tuska, przypomnę tylko, że zanim rząd został powołany, prezydent Andrzej Duda dał dwa tygodnie Zjednoczonej Prawicy na przygotowanie się do oddania władzy, co skwapliwie wykorzystano na zabetonowanie wielu stanowisk, wyprowadzenie z kas ministerstw sporych sum do powoływanych ad hoc lub istniejących podmiotów zewnętrznych, wreszcie na ukrycie lub zniszczenie dokumentów mogących obciążyć ustępującą władzę i pozostawienie bałaganu, w którym trudno efektywnie realizować zadania władzy wykonawczej.
Stajnia Augiasza
Decydując się na powołanie ministrów ze swoich pierwszych rządów, Donald Tusk ryzykował krytykę, ale wiedział, że jedynie ich długoletnie doświadczenie może pomóc w posprzątaniu tej - co tu dużo ukrywać - stajni Augiasza.
Warto jednak zaznaczyć, że w tym rządzie pojawiło się naprawdę wielu młodych, dobrze przygotowanych i rzutkich wiceministrów, co pokazuje, że nie tylko o sprzątanie chodzi, ale także o efektywne działania w resortach.
Rząd Tuska zrealizował obietnicę finansowania in-vitro, odblokował środki z KPO, obniżył VAT dla branży beauty, podniósł wynagrodzenia nauczycieli, prowadzi zaawansowane prace nad likwidacją funduszu kościelnego, przyjął projekt ustawy o tzw. wakacjach składkowych, kończy prace nad korzystnymi dla obywateli zmianami w tzw. "podatku Belki", zapewne za kilka tygodni tzw. "pigułka po" będzie dostępna bez recepty od 15. roku życia, kończą się też prace nad niskim oprocentowaniem kredytów mieszkaniowych.
Udało się także odbudować konsekwentnie rujnowaną (choć w pewnej mierze odzyskaną dzięki wsparciu Ukraińców i Ukrainy po napaści Rosji) pozycję Polski w stosunkach międzynarodowych, a także wrócić do stołu, przy którym poważnie rozmawia się o przyszłości Unii Europejskiej i NATO.
Przywrócono także standardy niezależności dziennikarskiej w państwowych mediach, choć tu sytuacja jest cały czas trudna, z racji na zamrożenie ich finansowania i prawne przeszkody, na jakie natrafił minister Bartłomiej Sienkiewicz.
Sprzątanie po Ziobrze
Cały czas trwają zmiany personalne w ministerstwie sprawiedliwości, które "ziobryści" do tego stopnia zawłaszczyli, że naprawa systemu kosztuje ministra Adama Bodnara i jego współpracowników wiele nadgodzin i ciągłego lawirowania między koniecznością wprowadzania zmian, by przywrócić w Polsce praworządność, a wątpliwościami prawnymi, wynikającymi z bałaganu prawnego, jaki wprowadziły rządy Zbigniewa Ziobry w ministerstwie.
Udało się powołać kilka komisji śledczych i rozpocząć żmudny, ale konieczny (i - co pokazują sondaże - społecznie oczekiwany) proces rozliczania poprzedniej władzy.
Jak na kilka miesięcy pracy w naprawdę trudnych warunkach, rząd koalicyjnych ugrupowań demokratycznych zrobił naprawdę dużo. Ale skoro Donald Tusk jako doświadczony polityk podjął ryzyko złożenia obietnic w tak wielu obszarach, musi liczyć się z tym, że nawet przy ogromnym społecznym kredycie zaufania pojawią się pytania, czy można było przez te 100 dni zrobić więcej.
Zasadne jest pytanie, czy dało się wprowadzić kwotę wolną od podatku. Dlaczego tego nie zrobiono? Rząd twierdzi, że to z powodu konieczności uzgodnienia jej z samorządami - w końcu to im rząd musi zrekompensować nieuzyskane przychody z PIT. Wydaje się jednak, że rząd po prostu nie zdążył, a przed wyborami samorządowymi nie uznał tego za priorytet.
Kolejna ważna kwestia to ustawy aborcyjne. Konkret Koalicji Obywatelskiej dotyczył dostępności aborcji do 12. tygodnia ciąży, tymczasem Szymon Hołownia jako marszałek Sejmu RP "zamroził" wszystkie ustawy mające umożliwić aborcję w stopniu większym niż obecnie, a szefowa klubu parlamentarnego innego koalicjanta KO – Lewicy – wdała się z marszałkiem w wyjątkowo nieelegancką pyskówkę. Donald Tusk wydawał się temu tylko przyglądać - bez wyjątkowej determinacji, by kwestię aborcji naprawdę poważnie procedować.
Opozycja udaje krytykę
Podobnie Donald Tusk unika jak ognia konkretnych decyzji w sprawie protestów rolniczych. Raczej kluczy w kwestii Europejskiego Zielonego Ładu - chce zmian na poziomie UE i wycofania się z pewnych założeń programu, jednocześnie rozumie, że nie to jest przyczyną problemów rolników.
Szczęśliwie dla premiera, opozycja tylko udaje, że krytykuje tu rząd Tuska, bo sama problemy rolników tylko pogłębiła będąc u władzy.
Nie ma pełnej jasności, co z religią w szkołach, nie udało się jeszcze odpolitycznić Krajowej Rady Sądownictwa, części sądów i prokuratury… I tak można by jeszcze dość długo wymieniać.
Parę z tych spraw można było choćby procedować przez parlament - nawet mając świadomość, że Andrzej Duda je zawetuje. W końcu odpowiedzialność spadłaby wtedy na prezydenta. Jednak tego nie zrobiono. Niewątpliwym minusem tego rządu jest także brak efektywnej komunikacji ze społeczeństwem o tym, co się w państwie dokładnie dzieje. Obrady Sejmu i komisje śledcze dają tylko częściowy obraz postępów w naprawie państwa. Brakuje choćby stałych konferencji prasowych ministrów.
I choć społeczny kredyt zaufania wobec rządu Donalda Tuska wciąż jest duży, polityk takiej klasy powinien mieć świadomość, że skoro tyle mówił przed wyborami o złym stanie państwa, skoro tak bardzo krytykował budżet, jaki dostał na 2024 rok po poprzedniej władzy i skoro tyle mówił o klientelistycznym charakterze aparatu państwa w ostatnich ośmiu latach, obywatele mogą uznać, że jednak wiedział, co przyjdzie mu sprzątać.
I przestaną tylko udawać, że pytają o konkrety. A zbliżają się przecież kolejne wybory i kolejne "sprawdzam".
Dla Wirtualnej polski prof. Renata Mieńkowska-Norkienne*
Polska politolog i socjolog, doktor habilitowany nauk społecznych, adiunkt na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego