Wiedzą, co się stanie przy granicy. "Dziś lub jutro"
Mieszkańcy pogranicza z Białorusią płoną oburzeniem po informacjach o karach grożących żołnierzom, którzy oddali strzały ostrzegawcze. "Należy się nagroda, a nie problemy". "Poszaleli! Pójdzie takie oburzenie w armii, że Kosiniak-Kamysz będzie musiał sam stanąć na granicy" - słyszymy.
Wiktor Kendyś mieszka z żoną w osadzie Klakowo (podlaskie). To zaledwie kilka domów, które sąsiadują z linią granicznej bariery. Niemal codziennie słyszy odgłosy walk. Kiedy migranci rzucają kamieniami i konarami, brzęczące hałasy uderzeń w metalową barierę niosą się na setki metrów. Mężczyzna co pewien czas znajduje też ślady po przejściach.
- Ludzie z Warszawy tego nie rozumieją, co tu się dzieje. Teraz większość migrantów, których widuję za płotem, nosi kominiarki. Po co są zamaskowani? Idą na zadymę? Żołnierzom, którzy strzelali, należy się nagroda, a nie problemy. Jeśli nikt nie został ranny, granica upilnowana, to reszta jest nieważna - mówi WP Wiktor Kendyś, rolnik oraz radny gminy Dubicze Cerkiewne.
- Nie pozwoliłbym na żadne postępowanie. Mam do żołnierzy szacunek, zachodzą tutaj, pytają, czy czujemy się bezpieczni. Doniesienia o śledztwie to absurd - komentuje. Zwierza się, że w przeszłości żywił i dawał wodę cudzoziemcom przechodzącym przez granicę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inny z mieszkańców relacjonuje, że w tym roku po przypadkach zranienia polskich mundurowych, przy granicy panuje inny nastrój. Jest dużo nieufności. - W tej sytuacji, ktoś chce karać mundurowych za strzelanie na postrach!? Nie do wiary - mówi około 40-letni mężczyzna w terenowym samochodzie. Przedstawia się jako tutejszy oraz emeryt ze służb mundurowych.
- Poszaleli! Przecież w razie kary, pójdzie takie oburzenie w armii, że minister Kosiniak-Kamysz będzie musiał chyba sam stanąć na granicy i jej pilnować - komentuje.
Umiera żołnierz. Ludzie klną na głos, radio podaje informację
Cała Polska żyje ujawnieniem incydentu z przełomu marca i kwietnia, kiedy żołnierze oddali strzały na postrach do migrantów forsujących granicę. Trzech żołnierzy zostało zatrzymanych przez żandarmerię, a następnie dwóm z nich postawiono zarzuty przekroczenia uprawnień. Śledczy uznali, że gdy oddawano strzały, mundurowi nie znajdowali się w stanie zagrożenia. Zasady użycia broni pozwalają na strzał w sytuacji odparcia ataku na życie i zdrowie.
W czwartek na Podlasiu błyskawicznie rozeszła się tragiczna wiadomość, iż zmarł żołnierz ugodzony nożem podczas akcji pod barierą. Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych podało, iż, poległy miał na imię Mateusz, służył w 1 Brygadzie Pancernej.
W przygranicznych wsiach spotkaliśmy dwa patrole żołnierzy. Nie chcieli komentować tych zdarzeń. Podobnie jeden ze strażników granicznych. - Nie, nie, nie - tylko westchnął.
Trzech mężczyzn klnie na głos i gestykuluje, gdy z głośnika radia w lokalnym barze pada informacja "zmarł żołnierz dźgnięty nożem na granicy". Obsługa baru robi na chwilę głośniej. Lecz ścisza, bo nie podano już więcej szczegółów.
"Dziś lub jutro będą pędzić". Gorący odcinek granicy
Nadgraniczne miejscowości Górny Gród, Biała Straż, Opaka Duża, a także okolice Białowieży to gorący punkt na odcinku polsko-białoruskiej granicy. To w tych okolicach miały miejsce siłowe próby przekroczenia granicy przez duże grupy obcokrajowców.
Żaden ze stałych mieszkańców pogranicza, z którymi rozmawialiśmy, nie krytykuje wojska i strażników granicznych. "Pewnie dowódca tak pozwolił", "Pan by się bronił, jakby szli?", "A co mieli robić, puszczać ich wszystkich!?" - słyszymy.
Rozmówcy WP relacjonują, że we środę pod Górnym Grodem widziano latający wzdłuż granicy mały białoruski śmigłowiec. - To zapowiada, że Białorusini będą dziś lub jutro pędzić grupy migrantów pod płot. Wszyscy to wiedzą. I my, i straż graniczna. Tamci się nie kryją - mówi mieszkaniec nadgranicznej miejscowości. - Cicho!... Słyszy pan? Biją w płot - ścisza głos. Po chwili wraca do rozmowy.
Prowadzi na łąkę za swój dom, wskazuje palcem czarną bluzę zarzuconą na drut kolczasty przy barierze. - Czyli tu ktoś próbował przejść. A tam pocięli mi ogrodzenie dla krów. Pewnie nocą myśleli, że to też zasieki - tłumaczy.
Tymczasem za barierą graniczną, w odległości o 50 metrów od nas widać dwóch młodych mężczyzn w jasnych bluzach. - Hej, skąd jesteście? - krzyczymy po angielsku. - Z Jemenu! - odkrzykują i odchodzą wzdłuż bariery. Idą drogą przy barierze, ale po polskiej stronie, odprowadza ich auto Straży Granicznej.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski