Znamy szczegóły akcji Niemców z migrantami. "00:46 próbowali wjechać do kraju bez zezwolenia"
Sprawa z Osinowa Dolnego - przewiezienia do Polski rodziny migrantów przez niemiecką policję - zelektryzowała opinię publiczną. W związku z incydentem interweniował także premier Donald Tusk, który rozmawiał na ten temat z kanclerzem Olafem Scholzem. Dotarliśmy do szczegółów całego zdarzenia.
Jak napisał portal Chojna24.pl, w piątek 14 czerwca niemiecki radiowóz pojawił się w Osinowie Dolnym (woj. zachodniopomorskie), z samochodu wysiadła rodzina migrantów, dwie osoby dorosłe i troje dzieci. Sprawa zyskała międzynarodowy rozgłos.
Rozmowy dotyczące okoliczności zdarzenia toczyły się na najwyższym szczeblu władz. Premier Tusk rozmawiał o tym z kanclerzem Scholzem.
W sprawie konsultowali się także szefowie resortów spraw wewnętrznych Polski i Niemiec, czy szefowie służb. O rozmowach informowała m.in. polska Straż Graniczna, która przekazała, że szefowie obu służb potwierdzili, że działania funkcjonariuszy niemieckiej Policji Federalnej nie odpowiadały przyjętym procedurom dotyczącym przyjmowania i przekazywania osób przez kraje sąsiednie, a sytuacja miała charakter incydentalny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Strona niemiecka wyraziła ubolewanie z powodu zaistniałego zdarzenia. Jak zapewnił prezydent Policji Federalnej, wszyscy kierownicy inspekcji Policji Federalnej w Niemczech zostali pouczeni o tym, że takie postępowanie nie ma prawa się powtórzyć" – napisała na platformie X Straż Graniczna.
SG podkreśliła, że dodatkowo polska Straż Graniczna i Policja Federalna Niemiec będą współpracowały nad rozwiązaniami w celu poprawy komunikacji.
"Swoje stanowisko przedstawił też prezydent Dyrekcji Policji Federalnej Niemiec w Berlinie C. Glade, wskazując na niedochowanie ustanowionych procedur przez podległych mu funkcjonariuszy" - podała SG na platformie X.
Sprawa wywołała ogólne poruszenie. - Jeśli to się potwierdzi, to mamy do czynienia ze skandalem międzynarodowym do wyjaśnienia na poziomie ministerstw spraw zagranicznych. Zgodnie z ustaleniami służby przekazują sobie migrantów w sposób zorganizowany - mówili nieoficjalnie WP urzędnicy zajmujący się wyjaśnieniem zdarzenia jeszcze w poniedziałek.
00:46
Teraz policja federalna w przesłanym Wirtualnej Polsce oświadczeniu podaje szczegóły incydentu. "W ramach tymczasowo przywróconej kontroli na granicy z Polską funkcjonariusze policji federalnej zatrzymali m.in. pięcioosobową rodzinę afgańską (4/6/8/30 i 40 lat) usiłującą wjechać do kraju bez zezwolenia około godziny 00:46 w dniu 14 czerwca 2024 r. w rejonie Altmädewitz" - czytamy w przesłanym nam komunikacie przez Franziskę Gorski z działu prasowego policji federalnej.
Niemiecka policja potwierdza, że "rodzina miała przy sobie polskie zaświadczenia o nadaniu statusu uchodźcy dla dorosłych i polskie dowody osobiste dla dzieci". Następnie trafili oni na posterunek, gdzie dokonano dalszych czynności.
8:45
"Rodzina nie złożyła wniosku o nadanie statusu uchodźcy" - czytamy. W związku z toczącym się w Polsce postępowaniem azylowym niemieccy funkcjonariusze podjęli decyzję o odesłaniu Afgańczyków do Polski. "Wynikało to z faktu, że rodzina nie spełniała wymogów dotyczących wjazdu i pobytu w Niemczech oraz toczyła się procedura azylowa w sąsiedniej Polsce, w związku z którą posiadała polskie zaświadczenia o nadaniu statusu uchodźcy" - podkreślono.
Następnie podjęto decyzję o poinformowaniu strony polskiej. Komunikat został nadany poprzez Wspólne Centrum w Świecku. "Ponieważ przez kilka godzin nie było odzewu ze strony polskiej, nawet na prośbę, funkcjonariusze postanowili zabrać rodzinę patrolem na granicę polsko-niemiecką w pobliżu Hohenwutzen, aby stamtąd zawrócić ich do Polski" - przekazała Wirtualnej Polsce Gorska.
Podczas drogi do Polski dzieci zaczęły uskarżać się na problemy zdrowotne, w związku z czym funkcjonariusze w porozumieniu z ojcem rodziny zdecydowali o obraniu kursu na pobliską aptekę - która znajdowała się już po polskiej stronie granicy - do której dotarli ok. godziny 8:45.
Sytuacja nieco się skomplikowała w związku z tym, że matka dzieci zorientowała się, że zostawiła na posterunku swój telefon. Wobec czego równocześnie została podjęta decyzja, o powrocie na komisariat, celem odebrania telefonu. Następnie kobieta ponownie została przetransportowana do swojej rodziny, która znajdowała się już w Polsce.
"Zgodnie z naszą najlepszą wiedzą, taka sytuacja miała miejsce po raz pierwszy. W tym przypadku funkcjonariusze Policji Federalnej wraz z ojcem dziecka uznali, że ważniejsze jest zapewnienie szybkiej pomocy dzieciom niż akceptowanie dłuższych podróży i dłuższych okresów bez wstępnej opieki medycznej" - czytamy w przesłanym nam komunikacie.
"Sprawa jest intensywnie monitorowana wspólnie z polskimi kolegami" - zapewnia policja federalna.
Kontrowersje wokół spotkania Tusk-Scholz
Kontrowersje związane z incydentem zyskały także kontekst wewnątrz politycznej przepychanki. Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski poinformował we wtorek o kulisach poniedziałkowej rozmowy Tuska i Scholza. Kwestia spotkania została jednak zakwestionowana przez "Tygodnik Solidarność", który powołując się na Biuro Prasowe i Informacyjne Rządu Federalnego w Berlinie przekazał, że rozmowa się nie odbyła.
Temat podchwycili m.in. politycy PiS z byłą premier Beatą Szydło na czele.
Głos w sprawie zabrał także Donald Tusk, który potwierdził, że rozmawiał z kanclerzem. - Rozmawiałem z kanclerzem Scholzem, więc możecie uspokoić trolli pisowskich. Szkoda, że nawet byli premierzy i była pani premier pisowska w tej roli, takiego putinowskiego trolla, występuje i powtarza różne kłamstwa i niesprawdzone informacje. Interweniowałem, rozmawiałem z kanclerzem - powiedział.
- Zobowiązał się do szybkiego wyjaśnienia tej sprawy. Jak wiecie, strona niemiecka przeprosiła za działanie niezgodne z procedurami. Ważny gest, ale powiedziałem kanclerzowi, że dla mnie o wiele ważniejsze od gestów jest to, żeby tego typu sytuacje nie miały miejsca. I jestem przekonany, że strona niemiecka przyjęła to bardzo serio do wiadomości i będziemy pracować razem na rzecz powstrzymania nielegalnej migracji. I jedna strona drugiej stronie nie będzie robiła żadnych tego typu, przepraszam za kolokwializm, numerów - dodał.
Informację dotyczącą rozmowy potwierdziliśmy także w samym Biurze Prasowym i Informacyjnym Rządu Federalnego. "Na marginesie nieformalnego szczytu 17 czerwca w Brukseli kanclerz Scholz i premier Tusk wymienili poglądy na temat incydentu na granicy polsko-niemieckiej" - przekazał Wirtualnej Polsce Sebastian Feldmeier, szef Biura Prasowego i Informacyjnego Rządu Federalnego, powołując się przy tym na rzecznika rządu federalnego.
Samo zamieszanie powstało natomiast w związku z nieporozumieniem. "Cytowana informacja wynika z nieporozumienia podczas rozmowy telefonicznej z sekretariatem biura prasowego BPA. Nie był to oficjalny przedstawiciel Biura Prasy i Informacji" - dodał Feldmeier.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski