Ukraińcy wysłali Rosjanom jasny sygnał. Pałac Putina zagrożony?
W ciągu jednej doby ataki dronów odnotowano w pięciu regionach Rosji. Trafiona została m.in. rafineria w Tuapse nad Morzem Czarnym. Ten cel leży aż 700 km od linii frontu w Ukrainie. Kraj Krasnodarski to nowy kierunek ataku ukraińskich sił. Na tym samym wybrzeżu, co zaatakowana rafineria, znajduje się słynny nadmorski pałac Putina.
28.02.2023 | aktual.: 28.02.2023 21:40
W nocy 28 lutego dwa drony uderzyły w budynek na terenie magazynów rafinerii Rosnieft w Tuapse na wybrzeżu Moza Czarnego. Według doniesień lokalnych mediów wybuchł pożar, ale zbiorniki z paliwem nie zostały naruszone, nie było ofiar ani wycieku produktów naftowych. Jednak wojskowi eksperci zauważają, że może chodzić nie tylko o zadanie strat i uszczuplenie rosyjskich zapasów wojennych.
- Takie ataki mocno odbijają się na społeczeństwie, bo nagle okazuje się, że dron może uderzyć daleko od linii frontu. Mieszkańcy regionu przekonują się naocznie, że rosyjskie wojsko nie jest w stanie ochronić zarówno strategicznej infrastruktury, jak i ludności. To bardzo ważny aspekt psychologiczny prowadzonej wojny - komentuje dla WP ppłk rez. Maciej Korowaj, ekspert w dziedzinie rosyjskiej taktyki wojskowej i analityk wydarzeń na wojnie w Ukrainie.
Pałac Putina w zasięgu ukraińskich dronów
Rafineria Tuapse znajduje się około 700 kilometrów od linii frontu. Spojrzenie na mapę wyjaśnia, że gdyby drony wystrzelono z terytorium Ukrainy, to - podążając do celu - musiały mijać słynny pałac Putina w mieście Gelendżyk nad Morzem Czarnym. Natomiast gdyby bezzałogowce zostały wystrzelone z obszaru Morza Czarnego, to pałac Putina najprawdopodobniej także znajdował się w ich zasięgu. Leży na samym wybrzeżu, około 130 km na północny-zachód od miejsca eksplozji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Dla analityków jest jasne, jak przeprowadzono ten atak, ale nie chciałbym wchodzić w jego szczegóły. Ukraina wysłała Rosji kolejny sygnał: potrafimy atakować daleko i możemy was zaskoczyć - mówi dalej Maciej Korowaj.
- Uważam to za bardzo dobrą taktykę. Kontynuowanie ataków może skłonić Rosję do przeniesienia systemów obrony przeciwlotniczej poza strefę przyfrontową. Następnie spowodowałoby rozproszenie rosyjskich sił i pozwoliłoby Ukrainie na większą swobodę działania - ocenia wojskowy ekspert.
Kraj Krasnodarski nie był dotąd celem ataków. W grudniu 2022 roku właśnie do baz w tym regionie rosyjskie wojsko przeniosło miejsca wystrzeliwania własnych dronów Shahed - wcześniej wystrzeliwano je z Krymu. Według brytyjskiego wywiadu stało się tak dlatego, iż Rosjanie obawiali się kontrataków Ukrainy.
Intruz w Petersburgu? Wdrożono operację "Dywan"
W dniach 27-28 lutego obecność dronów odnotowano w czterech regionach Rosji - wynika z opracowania serwisu telegramowego Baza (źródłem były doniesienia rosyjskich mediów). Dwa bezzałogowce uderzyły w rosyjski maszt obserwacyjno-komunikacyjny postawiony niedaleko granicy w obwodzie briańskim. W Biełgorodzie zostały zestrzelone cztery drony. Spadając, uszkodziły m.in. dom mieszkalny, supermarket i samochody. Kolejny dron spadł w rosyjskiej wsi w regionie Adygeja - to południowa część Rosji kilkaset kilometrów od granicy Ukrainy.
We wtorek rano Rosjanie zamknęli przestrzeń powietrzną nad Sankt Petersburgiem. Samoloty zmierzające na lotnisko Pułkowo zostały przekierowane do innych portów, część lotów odwołano. Na kanałach serwisu Telegram pojawiły się doniesienia, iż nad miastem pojawiły się wojskowe samoloty Su-35 i MiG-31.
Rosyjskie serwisy Astra i The Insider sugerowały, że taki alarm i działania władz mogą być związane z wcześniejszym atakiem na rafinerię w Kraju Krasnodarskim. "Myśliwce zostały wysłane, aby przechwycić obiekt nadlatujący z Zatoki Fińskiej. Miasto ogłosiło też plan Dywan, który wprowadza się przypadku pojawienia się niezidentyfikowanych obiektów w powietrzu" - podał serwis Astra, powołując się na nieoficjalne ustalenia.
Przed południem rosyjskie ministerstwo obrony opublikowało komunikat, że zamknięcie nieba nad Sankt Petersburgiem było związane z ćwiczeniem współpracy wojska z cywilnymi organami kontroli ruchu lotniczego. "Podczas szkolenia omówiono zagadnienia wykrywania, przechwytywania i identyfikacji domniemanego celu-intruza, a także interakcji ze służbami ratowniczymi. Uczestniczyły w nich myśliwce z dyżurnych sił obrony powietrznej" - podano w komunikacie.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski