"Wzięłam leki, wypiłam dwa piwa i zasnęłam". Matka trójki dzieci przerywa milczenie
- To był jednorazowy incydent - twierdzi w rozmowie z WP mama trójki dzieci z niewielkiej miejscowości pod Zgierzem. Policja opublikowała nagranie, na którym słychać, jak chłopiec dzwoni na numer alarmowy i prosi o pomoc, bo jego rodzice śpią i nie może ich obudzić. 29-latka i jej 30-letni mąż byli pijani. Zdaniem służb dzieci były głodne i zaniedbane.
Do zdarzenia doszło w czwartek w powiecie zgierskim. Na numer alarmowy zadzwonił chłopiec. - Dzień dobry, mama i tata śpią już - zaczął maluch, po czym dodał, że jak odejdzie od młodszego brata, to ten "będzie płakać".
- Mamusiu ktoś dzwoni, pani dzwoni - słychać było głos malucha. - Daję mamę. Proszę pani, musi pani gadać do mamy ucha, musi pani krzyknąć - kontynuował, po czym stwierdził, że "niestety mama nie może odebrać, ona nie chce telefonu mieć". Potwierdził też, że obok matki jest jego ojciec, który również śpi, a na pytania o płaczącego brata poinformował, że "ma mokrą pieluchę".
Dyspozytorka próbowała dowiedzieć się, pod jakim adresem przebywają dzieci, ale 5-latek nie był w stanie go podać. Kluczowa okazała się z pozoru błaha informacja, że przed domem stoi różowa, zepsuta hulajnoga.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tajemnicze światła nad Europą. Kamera nagrała wyjątkowe zjawisko
Policjanci dotarli na miejsce i w oknie zobaczyli machającego do nich chłopca. Jak się okazało, w domu było troje dzieci w wieku 5 i 3 lat oraz 9 miesięcy. Na miejscu znajdowali się też rodzice - 30-letnia matka i 29-letni ojciec. Badanie trzeźwości wykazało u nich ponad promil alkoholu w organizmach. Policja przekazała, że mężczyzna miał 1,1 promila, a kobieta 1,3.
Decyzją sądu dzieci trafiły do opieki zastępczej, a rodzice usłyszeli zarzuty, za które grozi im nawet 5 lat więzienia.
Sąsiedzi: rodzina nie była znana
Wirtualna Polska dotarła do miejsca, w którym mieszka rodzina. Mimo że miejscowość jest niewielka, mało kto zna młode małżeństwo. Dalsi sąsiedzi są zdziwieni sprawą, twierdzą, że nie kojarzą 30-latki, jej męża i dzieci.
Dom, w którym doszło do interwencji policji, znajduje się na uboczu, kilkaset metrów od głównej drogi. W sąsiedztwie są rozpoczęte budowy, domy letniskowe i polne drogi. - Proszę zobaczyć, że oni na działce też mają drzewa, które zasłaniają, co się dzieje - zwraca uwagę jeden z sąsiadów.
- Oni wprowadzili się niedawno. Wcześniej mieszkała tu matka 30-latki. Najpierw sama, potem dołączyła do niej córka, zięć i dzieci. Długo razem nie wytrzymali. Kiedyś przyszła do mnie i powiedziała, że się wyprowadza. Przyznała, że będzie coś wynajmować. Potem widywałem ją tylko, jak wpadała w odwiedziny. Ten dom należał do jej rodziców, którzy zmarli - dodaje.
Mężczyzna twierdzi, że nie widział, by młode małżeństwo kłóciło się, urządzało imprezy lub zaniedbywało dzieci. Przyznaje jednak, że w ostatnim czasie widywał pijanego 29-latka. - Niedawno biegał tu po okolicy i bluźnił na wszystkich, w tym te małe dzieci. Krzyczał, zachowywał się nieobliczalnie - opowiada.
Inni bliżsi sąsiedzi rodziny nie chcą komentować sprawy, ale kiedy byliśmy na miejscu, na rozmowę zdecydowała się 30-latka. Kobieta przyznała, że chce zabrać głos, by przedstawić swoją wersję wydarzeń.
"Jestem dobrą mamą, to był jednorazowy incydent"
- To był jednorazowy incydent. Ja jestem dobrą mamą, nie mam sobie nic do zarzucenia. Staram się, żeby każde z moich dzieci miało dużo miłości, radości. Mam ponad dwa tysiące zdjęć i filmów w telefonie - pokazuje nam i pyta, "czy tak zachowuje się matka, która nie dba o swoje dzieci?".
Kobieta przyznaje jednak, że ona i jej partner spożywali alkohol w czasie, gdy powinni opiekować się potomstwem. - Od dwóch miesięcy źle się czuję, nie mogę spać. Byłam wtedy na tabletkach, wypiłam dwa piwa i dlatego zasnęłam - potwierdziła.
- Przed tym wszystkim poróżniłam się z mężem. Rozmawialiśmy i w pewnej kwestii się nie zgodziliśmy. On wtedy wyszedł. Tak, przyznaję, był alkohol. Dzieci spały, była też u mnie znajoma. U nas nie ma przemocy psychicznej i fizycznej. Z mężem znamy się 14 lat, razem jesteśmy od sześciu, a w małżeństwie od tamtego roku - przyznała w rozmowie z Wirtualną Polską.
Po incydencie rodzice mają zakaz zbliżania się do dzieci. 9-miesięczny Oliwier trafił do rodziny zastępczej, a 3-letni Alan i 5-letni Dorian zostali umieszczeni w domu dziecka.
30-latka ma jeszcze dwójkę dzieci z poprzedniego związku. Jak sama przyznała, nie ma do nich praw rodzicielskich. Pytana dlaczego, nie chciała szczegółowo opowiadać o sprawie.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: