Wyjątkowo spokojny Marsz Niepodległości. "To był klucz do sukcesu"
- Kluczem do sukcesu było doświadczenie - mówi w rozmowie z WP Przemysław Czyżewski, szef szkolenia Straży Marszu Niepodległości i dodaje - W tegorocznym Marszu Niepodległości otrzymaliśmy bardzo duże wsparcie od kibiców, którzy pomogli nam rozładować pewne napięcia. Oni również mieli już dość tego, że to święto było rok rocznie rozbijane i postanowili nas wspomóc w większym zakresie. Także policja wyciągnęła wnioski i np. ubrała oficera łącznikowego w cywilne ubrania. To przyniosło skutek.
WP: Wiele osób podkreśla perfekcyjną organizację i zabezpieczenie tegorocznego Marszu Niepodległości. Co było kluczem do sukcesu?
Przemysław Czyżewski: Było nim doświadczenie. Ta sama grupa ludzi organizuje Marsz Niepodległości od 2011 roku. Działamy w sposób przemyślany i jesteśmy bardzo dobrze zorganizowani. Z roku na rok coraz bardziej się profesjonalizujemy.
WP: Ile osób było zaangażowanych w pracę Straży Marszu Niepodległości?
- W tym roku, podobnie jak w poprzednim, było to ponad pół tysiąca ludzi. Struktura Straży Marszu jest podzielona na 16 kompanii odpowiadających województwom. W ich skład wchodzą po 2 plutony liczące ok. 30 osób. Do tego mamy jeszcze kilka samodzielnych plutonów np. łączności, interwencyjny czy kobiecy. Wszystko to tworzą wolontariusze, którzy wykonują swoją pracę społecznie.
WP: Czy szukając ludzi do pomocy prowadzicie jakąś selekcję?
- Jeżeli ktoś chce nam pomóc, to jesteśmy otwarci na wszystkich. Jedyna selekcja jaką prowadzimy polega na dostosowaniu predyspozycji danych osób do odpowiednich zadań. Staramy się najefektywniej wykorzystać ich umiejętności i zalety.
WP: Jak długo trwają przygotowania do tak dużego przedsięwzięcia?
- One trwają praktycznie przez cały rok. Nasza praca nie kończy się po Marszu Niepodległości. Spotkania odbywają się w cyklu tygodniowym. Współorganizujemy również kilka projektów tj. Marsz Piastowski czy Marsz Narodowych Sił Zbrojnych.
WP: Gdy patrzyłem na pracę Staży Marszu Niepodległości, to do złudzenia przypominała ona organizację na wzór wojska. To na nim się wzorujecie?
- Kilka lat temu mieliśmy kilka "przygód" z osobami związanymi z wojskiem, jednak okazało się, że nie mają one doświadczenia w pracy w warunkach miejskich manifestacji. Ich wiedza sprowadzała się głównie do tego, że jak jest zbiorowisko ludzi, to trzeba ich tłuc pałami. W tej materii niewiele wiedzieli i bezradnie rozkładali ręce. Z przykrością muszę przyznać,że w naszym kraju brakuje specjalistów od tego zagadnienia. My nie jesteśmy natomiast wojskiem, ani policją. Nie mamy broni i nie możemy stosować środków przymusu bezpośredniego. Działamy w zupełnie innych realiach.
WP: W takim razie na czym się wzorujecie? Kilka lat temu dużo mówiło się o tym, że pomagają wam byli żołnierze z Legii Cudzoziemskiej, komandosi czy GROM.
- Wśród wspomnianych grup jest sporo ludzi, którzy nas wspierają. Pomagali nam w pewnych momentach podczas szkoleń. Jeżeli chodzi o ogólne, kompleksowe szkolenie Straży Marszu Niepodległości, to nie mogli nam jednak pomóc, bo tak jak już wspomniałem brakuje w naszym kraju specjalistów od tego typu zagadnień. Ja osobiście czerpałem wzorce z armii amerykańskiej. Szczególnie pomocne były tzw. riot tactics. Są one stosowane przez wojsko, które wkracza na teren cywilny i wspiera siły mundurowe. Na tej bazie stworzyliśmy szkoleniowe elementy i zręby struktury Straży Marszu.
WP: Wszyscy podkreślają, że tegoroczny Marsz Niepodległości był wyjątkowo spokojny. Podczas pochodu zdarzały się jednak momenty zapalne. Tym razem policja była mocno wycofana, a agresja, jeżeli już zaistniała, przenosiła się na Straż Marszu.
- Zdarzyły się próby ataków na Straż, ale były one marginalne. W przeciwieństwie do tego, co obserwowaliśmy rok, czy dwa lata temu. Wówczas były to zorganizowane ataki, w których brało udział po 200-300 osób. W tegorocznym Marszu otrzymaliśmy bardzo duże wsparcie od kibiców, którzy pomogli nam rozładować pewne napięcia. Oni również mieli już dość tego, że to święto było rok rocznie rozbijane i postanowili nam pomóc w większym zakresie. Także policja wyciągnęła wnioski i np. ubrała oficera łącznikowego w cywilne ubrania. To przyniosło skutek.
WP: Przed Marszem przeprowadziliście wizję lokalną trasy przemarszu. Z waszej relacji wynikało, że służby miejskie nie do końca wywiązały się ze swoich obowiązków.
- Co roku sprawdzamy jak miasto przygotowuje się do Marszu Niepodległości. To co zobaczyliśmy w tym roku mocno nas zaskoczyło. Na trasie pochodu pojawiały wiadra załadowane kamieniami czy wyrwana kostka brukowa. Tak nie powinno być. My to sygnalizowaliśmy władzom miasta, gdyż później w przypadku zamieszek całą winę zrzuca się na organizatora imprezy. Nikt nie pyta o to, czy urzędnicy wywiązali się ze swoich obowiązków.
WP: Wspomniał Pan, że w poprzednich latach próbowano rozbijać Marsz Niepodległości. Kto to robił?
- Nie wiem kto to robił. Jeżeli słyszę jednak w opublikowanych z podsłuchów rozmowach szefa CBA Pawła Wojtunika i minister Elżbiety Bieńkowskiej, że to Bartłomiej Sienkiewicz wydał polecenie podpalenia budki pod ambasadą rosyjską w 2013 roku, to odpowiedź nasuwa się sama. Powiem więcej, moim zdaniem cała ta prowokacja była zaplanowana na wtargnięcie na teren ambasady.
WP: Chyba największą nagrodą za waszą pracę, oprócz spokojnego przebiegu Marszu, było przypięcie przez żołnierza AK, porucznika Jana Nowickiego w klapie naszywki Straży. Jak odbieracie taką nobilitację?
- Są 2 osoby, które dostały od nas te naszywki. Jest to wspomniany już por. Jan Nowicki oraz Wiktor Węgrzyn, komandor Międzynarodowych Rajdów Katyńskich. Dla nas jest to niezmiernie ważne, gdyż w ten sposób podkreślamy ciągłość idei oraz naszego etosu. Jest to połączenie tego, co reprezentuje sobą kombatant Armii Krajowej, z tym co sami robimy. Tacy ludzie są dla nas wzorem. Oni często mówią nam: "cieszymy się, że tacy jesteście". Jeżeli osoby z pokolenia Kolumbów mówią o nas te słowa, to jest to dla nas największa nagroda.