Komendant przerwał milczenie, sieć się śmieje. Poda się do dymisji?
- Tłumaczenia komendanta pokazują brak zachowania pewnych reguł bezpieczeństwa, bo nie dokonał kontroli granatników, które zostały określone jako bezużyteczne - twierdzi Janusz Kaczmarek, były minister spraw wewnętrznych i administracji. W ten sposób odniósł się do słów komendanta głównego policji, który przerwał milczenie i opowiedział, co wydarzyło się z prezentem z Ukrainy. Zdaniem eksperta, Jarosław Szymczyk powinien podać się o dymisji.
Janusz Kaczmarek podkreśla, że sprawa eksplozji w Komendzie Głównej Policji jest bardzo poważna. - Kiedy otwieramy internet, to widzimy tam szereg memów, dowcipów i ironicznych wpisów na ten temat. Jednak w tej sprawie zostało złamanych wiele przepisów, w tym karnych. Doszło do zdarzenia, które mogło spowodować katastrofę i ofiary w ludziach - zauważa były minister spraw wewnętrznych i administracji.
Jak dodaje, prokuratura, która oceniła, że komendant główny policji gen. insp. Jarosław Szymczyk jest poszkodowanym, w jego ocenie zbyt pochopnie podeszła do sprawy. Kaczmarek jako przykład podaje bardzo podobną sprawę klienta, którego postępowanie prowadzi.
- Przyznam, że właśnie bronię człowieka, któremu prokuratura zarzuciła nielegalne posiadanie broni w postaci granatu bojowego. Ten granat został wręczony mu 20 lat temu na zawodach strzeleckich. Był zaślepiony, a mężczyzna myślał, że to bezużyteczna pamiątka. Ten człowiek cały czas przetrzymywał u siebie granat, a któregoś dnia znaleziono go w pomieszczeniu służbowym. Policja wezwana na miejsce zabezpieczyła przedmiot. Okazało się, że miał w środku trotyl. Mężczyzna usłyszał zarzuty, a jego sprawa trafiła do sądu - opowiada.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Komendant do dymisji? Poseł opozycji o żartach w ławach PiS
Komendant główny do dymisji?
Pytany o to, czy komendant główny policji powinien podać się do dymisji, były minister spraw wewnętrznych i administracji odpowiada, że jeżeli tego nie zrobi, to trudno będzie mu zarządzać jednostką, w której doszło do incydentu. Między innymi z powodu atmosfery pełnej ironii, która powstała po wypadku.
Wydarzenia na zapleczu gabinetu szefa policji rozegrały się trzy dni temu. W efekcie uszkodzone zostały pomieszczenia znajdujące się na trzech kondygnacjach. RMF FM podaje, że eksplodował jeden ze zużytych granatników przeciwpancernych (prawdopodobnie RGW-90).
Szymczyk miał je otrzymać od Ukraińców, którzy mieli przekonywać, że są zużyte. RMF FM twierdzi, że pierwszy granatnik pochodził od Komendanta Głównego Narodowej Policji Ukrainy Ihora Kłymenki. A drugi miał zostać przekazany przez zastępcę szefa Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych Dmytro Bondara.
Informator radia podaje, że delegacja samochodami wróciła do Warszawy, a Szymczyk prezenty schował na zapleczu swojego gabinetu.
"Wybuch był potężny"
Komendant główny policji przekazał RMF FM, że chciał przestawić prezenty następnego dnia. Według jego relacji, do eksplozji doszło w chwili kiedy przestawił pionowo na podłodze jeden z granatników. - Wybuch był potężny. Siła uderzenia przebiła podłogę, a z drugiej strony uszkodziła sufit - powiedział komendant główny policji.
Czytaj też: