Wpadli na minę. O konsekwencjach może przekonać się cały świat
Rosjanie chcą sparaliżować ukraiński handel i grożą armatorom "ryzykiem militarnym", jeśli będą próbowali wywieźć z Ukrainy zboże. Czy setki min znów zablokują zachodnie wybrzeża Morza Czarnego?
17 lipca Kreml wycofał się z "umowy zbożowej", w której zobowiązał się nie ingerować w morski eksport zboża z Ukrainy. Następnej nocy rosyjskie pociski spadły na infrastrukturę portową Ukrainy. Po trzech dniach ataków nastąpiła dwudniowa przerwa, by znów uderzyć.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w odpowiedzi zaprosił ONZ i Turcję do wznowienia prac "korytarza zbożowego" bez udziału Moskwy. Kreml zagroził jednak "ryzykiem militarnym", jeśli zboże zostanie wywiezione bez jego zgody.
Tego samego dnia Rosjanie ostrzelali magazyny zbożowe w rejonie Odessy. Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej stwierdziło, że służyły do "przygotowywania aktów terroryzmu przeciwko Rosji". W sumie w ciągu ostatniego tygodnia Rosjanie zniszczyli kilkadziesiąt tysięcy ton ukraińskiego zboża. Według ONZ zniszczona żywność wystarczyłaby do wyżywienia 270 000 ludzi przez rok.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosjanie nie ograniczyli się do niszczenia portów i magazynów. Starają się także odciąć ukraińskie porty od świata. W okolicach 20 lipca rozpoczęli kolejną operację minowania wód na podejściach do ukraińskich portów, stwarzając zagrożenie nie tylko na wodach terytorialnych Ukrainy, ale także na całym północno-zachodnim odcinku Morza Czarnego.
Poważne zagrożenie
W przeciwieństwie do Bałtyku, gdzie po dwudziestowiecznych wojnach nadal zalega ok. 60 tys. niewypałów i niewybuchów, Morze Czarne nie jest wymarzonym akwenem do prowadzenia wojny minowej. Na nieszczęście dla Ukraińców, który do tego się nadaje, jest północno-zachodnia część, gdzie średnia głębokość wynosi niewiele ponad 17 metrów. Najpłytszy jest pas pomiędzy Odessą a ujściem Dunaju. Dlatego zamknięcie ukraińskich portów w tej części morza nie stanowi większego problemu.
O możliwości rozpoczęcia minowania poinformował Pentagon i brytyjski wywiad.
- Uważamy, że jest to skoordynowana próba usprawiedliwienia wszelkich ataków na statki cywilne na Morzu Czarnym i zrzucenia winy za te ataki na Ukrainę - powiedział rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA Adam Hodge.
- Zgadzamy się z oceną USA, że jest to skoordynowana próba usprawiedliwienia i obwiniania Ukrainy za wszelkie ataki na statki cywilne na Morzu Czarnym – dodała, cytowana przez BBC, Barbara Woodward, ambasadorka Zjednoczonego Królestwa przy ONZ.
Z kolei anonimowy urzędnik Pentagonu powiedział dziennikarzom "The Guardian", że "Stany Zjednoczone mają informacje, iż Flocie Czarnomorskiej wydano rozkaz skutecznej blokady ukraińskich portów w Odessie i Oczakowie".
Zaminowanie dwóch najważniejszych portów zbożowych stanowi poważny problem. Ukraina dostarcza jedną dziesiątą światowego zapotrzebowania na pszenicę, a około 95 proc. zbiorów opuszcza kraj przez porty Morza Czarnego. Tuż po informacji o zerwaniu umowy, ceny pszenicy na giełdach wzrosły o ok. 9 proc. Najwięcej od ponad dekady.
Pola minowe
Rosjanie rozpoczęli minowanie Morza Czarnego już w pierwszych dniach wojny. Wedle rumuńskiego i tureckiego wywiadu, w pierwszym miesiącu wojny Flota Czarnomorska postawiła ok. 420 min morskich. Z kolei kapitanat portu w Odessie w komunikacie z początku marca mówił o 400 zerwanych po sztormie minach, które dryfują po okolicznych wodach.
Prawdopodobnie na jędną z nich trafił estoński, niewielki, liczący zaledwie 79 metrów długości, statek M/V "Helt", który zatonął na redzie Odessy, czekając na zezwolenie Rosjan na opuszczenie wód terytorialnych Ukrainy. Ukraińskim służbom udało się uratować załogę, jednak estoński statek pod panamską banderą, zatonął.
Wówczas Rosjanie oskarżyli o minowanie portów Ukraińców.
- Już w pierwszych dniach "operacji specjalnej" ukraińska flota zainstalowała u swoich wybrzeży setki przestarzałych podwodnych min kotwicznych - mówił Izwiestii Dmitrij Bołtenkow, jeden z czołowych ekspertów propagandowych Kremla. - Pola minowe kładziono w pośpiechu i bezładnie, złej jakości. Wiele niebezpiecznych "niespodzianek" zostało wyrwanych ze swoich miejsc przez burze i rozrzuconych po całym Morzu Czarnym. Wielokrotnie znajdowano je nie tylko na plażach Odessy, ale nawet w morskich cieśninach Stambułu.
Według Rosjan, Ukraińcy mieli postawić ok. 370 min kotwicznych. Początkowo rosyjskie media mówiły o kilkuset dryfujących minach. Ostatecznie rosyjska flota poinformowała, że zauważono ok. 10 dryfujących ukraińskich min. Problem w tym, że Ukraińcy nie mają zbyt dużych możliwości w prowadzeniu wojny minowej.
Owszem pola minowe utworzyli. Składały się jednak z dennych min przeciwdesantowych, a min kotwicznych prawdopodobnie nie zdążono postawić. Przyczyn było kilka. Po pierwsze, Ukraińcy posiadają jedynie jeden okręt minowy - "Bałta", który jednorazowo może postawić do 24 min JaM. Wiadomo jedynie, że od 21 lutego 2022 r. patrolował podejścia do portu wojennego w Odessie. Do portu wrócił już po wybuchu wojny, jeśli więc postawił jakiekolwiek, nie było ich więcej niż 24 sztuki. Potem, ze względu na rosyjską przewagę, w zasadzie nie wychylał się z portu.
Miny na plażach
W maju 2022 r. pod rumuńską Suliną znaleziono dwie pierwsze miny kotwiczne z czasów ZSRR. Jedna należała bezsprzecznie do Rosjan, o czym świadczyły mechanizmy, jakie zabezpieczyli rumuńscy saperzy. Druga miała napisy w języku ukraińskim. Co też nie znaczy, że została postawiona przez Ukraińców. Po aneksji Krymu, Rosjanie przejęli kilkaset ukraińskich min, które znajdowały się w magazynach. Jedna z nich dotarła aż do Bosforu, gdzie zneutralizowali ją tureccy saperzy.
Rumuńskie i bułgarskie władze na początku ubiegłorocznych wakacji wydały dla turystów ostrzeżenia przed możliwymi niewybuchami. O tym, że nie były to czcze słowa, świadczyły działania marynarek wojennych obu państw, które od czerwca do końca października rozbroiły na własnych wodach terytorialnych ok. 40 min.
Znacznie więcej pracy mieli ukraińscy saperzy. W ciągu pierwszych 12 miesięcy wojny zneutralizowali ok. 100 sztuk, które zerwały się z kotwic. Część z nich znalazła się na plażach. Kilka spowodowało poważne zniszczenia i były przyczyną śmierci przynajmniej jednej osoby. Pod Odessą, mimo zakazu, mężczyzna wszedł do morza i spowodował eksplozję zerwanej miny, w której zginął. Kolejna mina eksplodowała na plaży w miejscowości Zatoka, raniąc kilka osób. Kilka dni później mina uderzyła w molo i przystań jachtową pod Odessą, niszcząc ją niemal doszczętnie.
Rumuni i Bułgarzy obawiają się, że kolejna kampania minowa spowoduje nie tylko zagrożenie dla żeglugi, ale także dla turystów licznie wypoczywających na czarnomorskich plażach.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski