Wpadka ludzi Trumpa. "Nawet na golfa nie powinni się tak umawiać"
Nie cichnie burza wokół ujawnienia przez przedstawicieli administracji Donalda Trumpa na komunikatorze Signal planów ataku na Jemen. Politycy dodali przez pomyłkę do grupy dziennikarza "The Atlantic". Eksperci mówią o "amatorszczyźnie" urzędników Białego Domu. - To będzie ciekło jak durszlak - uważają.
Przypomnijmy: dziennikarz "The Atlantic" Jeffrey Goldberg został przypadkowo dodany do grupy na komunikatorze Signal, gdzie amerykańscy urzędnicy najwyższego szczebla omawiali atak na Jemen. W grupie uczestniczyli m.in. szef Pentagonu Pete Hegseth i wiceprezydent USA J.D. Vance, którzy dyskutowali o planach uderzenia na rebeliantów Huti.
15 marca USA przeprowadziły atak na pozycje Huti, co potwierdziło autentyczność wcześniejszych rozmów. Dziennikarza do grupy miał przypadkowo dołączyć doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz. Dodatkowo, jak ujawniono, Steve Witkoff, specjalny wysłannik Trumpa do Rosji i Ukrainy, fizycznie był w Moskwie, kiedy odczytywał wiadomości wysyłane przez pozostałych uczestników grupy na Signalu. 13 marca wieczorem przyjął go Władimir Putin.
Były ambasador RP na Łotwie i w Armenii Jerzy Marek Nowakowski podkreśla, że zachowanie urzędników Trumpa świadczy o "ograniczonym profesjonalizmie i braku zaufania do rządowych kanałów komunikacji".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump doprowadzi do pokoju? "Skupia się na sprawach drugorzędnych"
Skandal w USA z wyciekiem na Signalu. "Dla mnie to kabaret"
- Osoby tak wysokiego szczebla w Białym Domu nawet na golfa nie powinny się umawiać w taki sposób. Naraziłyby się na ryzyko zhakowania ich i pojawienia się zamachowców. Przecież to ludzie, którzy rządzą światowym mocarstwem - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską Nowakowski.
I jak dodaje, jeśli faktycznie jeden z uczestników grupy na Signalu miał na liście kontaktów dziennikarza "The Atlantic" i dodał go do grupy, to pokazuje, jak korespondencja była słabo zabezpieczona.
- Dla mnie to kabaret, udowadniający pewne zagrożenia związane z komunikowaniem się administracji Białego Domu - podkreśla Nowakowski.
Afera z urzędnikami Trumpa. "Republikanie wpadli we własną pułapkę"
W podobnym tonie wypowiada się prof. Bohdan Szklarski, amerykanista.
- To amatorszczyzna. Wyszedł brak doświadczenia. Szef Pentagonu Pete Hegseth to w końcu dziennikarz, były współgospodarz weekendowych programów śniadaniowych telewizji Fox News. Republikanie wpadli we własną pułapkę. Wystarczyło niedopatrzenie, a mleko się rozlało - komentuje prof. Szklarski.
I jak przypomina, kilka lat temu miała miejsce podobna sytuacja z ówczesną sekretarz stanu Hilary Clinton.
- W 2016 r. WikiLeaks podało link do 1200 maili dotyczących tematu wojny w Iraku, znajdujących się na prywatnym koncie pocztowym Hilary Clinton. Tylko że ona sytuację szybko opanowała, wykorzystując swoje doświadczenie w administracji. Republikanie wówczas "grzali" temat wycieku maili. Teraz dla demokratów to "wyrównanie rachunków" - uważa amerykanista.
Ludzie Trumpa ujawnili plany ataku. "Problem będzie narastać"
Według prof. Szklarskiego Trump ma w otoczeniu rozsądną współpracowniczkę - Susi Wiles, szefową personelu Białego Domu. I z jej rad, a nie "grupy na Signalu", powinien korzystać.
- Ale jej nie widać, nie słychać, nie pokazuje się publicznie. Wydaje mi się jednak, że przychodzi codziennie do pracy i mówi Trumpowi: "ten idiota Elon Musk". Miliarder wchodzi jej w paradę i zajął jej miejsce przy prezydencie - uważa prof. Szklarski.
Jeśli w Białym Domu pojawił się "współprezydent", a administracja Trumpa siedzi w telefonie i dyskutuje albo w mediach społecznościowych, albo na niezabezpieczonym Signalu, to problem będzie narastać i potęgować wrażenie chaosu
Nie milkną echa afery w USA. "To będzie ciekło jak durszlak"
Obaj eksperci są zgodni w opinii, że Trump zlekceważy aferę i zamiecie ją pod dywan.
- Nie będzie żadnego wyciągania konsekwencji. Może się okazać, że za niedługo będziemy tęsknili za amerykańskim prezydentem jako profesjonalistą. Ekipa J.D Vance’a, Pete Hegsetha, Mike'a Waltza na razie przeraża - zaznacza Nowakowski.
Podejrzewam, że wpadek jest całe mnóstwo, tylko w dużej części ich nie widzimy. Zwalnianie urzędników, komunikacja z Pentagonem, próba wpuszczenia do Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych ludzi Elona Muska. To będzie ciekło jak durszlak
Według prof. Szklarskiego amerykański prezydent już zdecydował, że zamiecie sprawę pod dywan.
- Skoro wyciek informacji nie spowodował negatywnych konsekwencji na Półwyspie Arabskim, to sprawa nie będzie tak kluczowa. Błąd Mike'a Waltza być może spowoduje jedynie, że w prywatnych relacjach Trumpa wkradnie się jakaś wątpliwość. Co prawda każdy dwór szwankuje i rzadko kiedy jest całkowicie profesjonalny, ale w tym przypadku o ludziach Trumpa można powiedzieć jedno: amatorzy - podsumowuje amerykanista.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski