Wojna Rosji z Ukrainą wisi w powietrzu? "Biden naprawia swój błąd. Ameryka nie będzie się biernie przyglądać"
Rosja w sposób widoczny wzmacnia presję militarną na Ukrainę, ta z kolei informuje o liczbach dywizji przy granicy oraz możliwym terminie i kształcie ofensywy. Ameryka nie przygląda się sytuacji z boku, angażując marynarkę wojenną na Morzu Czarnym. Jak czytać te medialno-wywiadowcze przecieki? Eksperci zgodnie twierdzą, że choć mówimy o wojnie informacyjnej, działania zbrojne nie są wykluczone.
Napięta sytuacja jest nie tylko na granicy polsko-białoruskiej. Czarne chmury zbierają się również w rejonie Donbasu, gdzie Rosja gromadzi coraz większe ilości wojska. Zarząd wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy szacuje, że mowa nawet o 92 tys. żołnierzy, którzy w ciągu najbliższych tygodni mają być gotowi do ewentualnego ataku.
Równocześnie sekretarz stanu USA Antony Blinken podczas sobotniej konferencji wyraził "realne obawy" dotyczące działań Kremla na granicy z Ukrainą, oferując Kijowowi wsparcie logistyczne, amunicję oraz wysyłając dwa kutry patrolowe na Morze Czarne. - Rosja zaostrza sytuację bezpieczeństwa, by podwyższyć stawkę podczas przyszłych negocjacji - mówił szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO) Ukrainy Ołeksij Daniłow, który w ostatnich dniach spotkał się z delegacją amerykańskiego Senatu. W tym samym czasie zapowiedział, że Ukraina "nie dopuści do powtórki sytuacji z 2014 roku i udzieli adekwatnej odpowiedzi agresorowi", który testuje wytrzymałość Zachodu, posuwając się coraz dalej w swoich roszczeniach.
Co kryje się za grą służb dyplomatycznych i wywiadów, które prześcigają się w szacowaniu potencjału militarnego wroga oraz kreśleniu możliwego przebiegu konfliktu?
"Wojna informacyjna"
Zdaniem szefa Ośrodka Studiów Wschodnich obserwujemy klasyczny przebieg wojny informacyjnej, która poprzedza każdy współczesny konflikt zbrojny. - Szczegółowe deklaracje na temat tego gdzie, kiedy i iloma dywizjami Rosja zaatakuje Ukrainę, traktowałbym jako element wojny informacyjnej oraz mobilizowania sojuszników. To oczywiście nie przesądza, jak będą wyglądały relacje rosyjsko-ukraińskie w najbliższych miesiącach, bo scenariusz eskalacji wydaje się prawdopodobny. Obecne status-quo jest dla Moskwy niekorzystne, stopniowo kurczą się jej wpływy na Ukrainie. Władimir Putin dał ostatnio wyraz swoim frustracjom ostrym artykułem, w którym Ukrainę nazwał "anty-Rosją" - mówi w rozmowie z WP Adam Eberhardt.
Jak dodaje, jest to element presji na Ukrainę oraz presji na społeczność międzynarodową oraz powtórka scenariusza z wiosny tego roku, gdy Rosja celowo i demonstracyjnie gromadziła siły zbrojne w pobliżu Ukrainy, w efekcie otrzymując amerykańską zgodę na dokończenie gazociągu Nord Stream 2.
Podobnego zdania jest Sławomir Dębski. - Praźródłem obecnej eskalacji napięcia jest model relacji Rosja-USA, który administracja Joe Bidena wprowadziła w czerwcu na szczycie w Genewie. Władimir Putin w zasadzie wymusił to spotkanie poprzez koncentrację wojsk na granicy z Ukrainą, następnie za cenę ustępstw ws. Nord Stream 2 chwilowo luzując napięcie. Administracja Bidena błędnie zakładała, że ten rodzaj rozejmu z Rosją będzie przez nią przestrzegany. Tymczasem wiele wskazuje na to, że Władimir Putin uznał ten sygnał jako słabość i wrażliwość Zachodu na groźbę zagrożenia pokoju w Europie i sięgnął po sprawdzony sposób raz jeszcze - twierdzi dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Polska przygląda się z zaniepokojeniem
Choć prawdą jest, że Federacja Rosyjska stosuje taktykę cyklicznego eskalowania i deeskalowania napięcia, obecne manewry zaskakują swoją skalą. - Obserwując działania Rosji na granicy z Ukrainą, traktujemy sytuację bardzo poważnie jako ryzyko naruszenia stabilności i bezpieczeństwa regionu - mówi Wirtualnej Polsce wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński.
Dzieję się tak m.in. z powodu coraz większego zniecierpliwienia Władimira Putina i niekorzystnej z jego perspektywy sytuacji politycznej w Kijowie. - Tym razem stawka jest realnie związana z Ukrainą, a nie z rynkiem energetycznym. Paradoksalnie ekipa prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, z którym Moskwa wiązała duże nadzieje, jest dzisiaj dla niej mniej wygodna niż ekipa Poroszenki - uważa Adam Eberhardt.
Jak twierdzą eksperci, stopniowe gromadzenie wojsk przy granicy z Ukrainą będzie przeprowadzane - od strony medialnej i wywiadowczej - na wielu płaszczyznach. Część przerzutów uzbrojenia odbędzie się ostentacyjnie, niektóre będą kamuflowane, ale tylko po to, aby informacja, która w sposób kontrolowany dostanie się do zachodnich mediów, wywołała większy efekt.
Putin liczy na ustępstwa Ukrainy. Ameryka nie odpuszcza
- Scenariuszem podstawowym dla Putina jest wymuszenie ustępstw Kijowa, pokazanie, że Ukraina nie ma realnych sojuszników i tak jak Białoruś - jest strefą wpływów Rosji. To zarazem nie wyklucza wznowienia działań wojennych na większą skalę, jeśli Moskwa odejdzie z niczym. Choć nowa odsłona wojny niosłaby trudne do przewidzenia rezultaty i ogromne koszty dla Putina w postaci sankcji, utrzymywanie obecnej sytuacji i stopniowe luzowanie uścisku na Ukrainie również - mówi w rozmowie z WP szef Ośrodka Studiów Wschodnich.
O to, czy Kijów prowadzi w tym konflikcie swoją grę, np. celowo przejaskrawiając możliwość rosyjskiego ataku, zapytaliśmy Sławomira Dębskiego. - Myślę, że Ukraina nie gra medialnie ani wywiadowczo skalą zagrożenia płynącego z Rosji. Retoryka Kijowa zaostrza się w sposób wtórny. Obecne alarmujące komunikaty i przecieki zaczęły się pojawiać po wizycie Victorii Nuland - asystentki szefa Departamentu Stanu - w Moskwie. Nie można wykluczyć, że rozmowy amerykańsko-rosyjskie przebiegły w złej atmosferze, stąd reakcja Zełeńskiego - tłumaczy dyrektor PISM.
Nasi rozmówcy są zgodni, że zarówno Rosja, jak i Ameryka, wyciągając lekcje z pierwszej połowy tego roku, znajdują się obecnie w sytuacji klinczu. Joe Biden chce naprawić swoje błędy w postaci zbyt daleko idących ustępstw, Moskwa obawia się politycznej utraty Ukrainy. W konsekwencji - choć na razie głównie w obszarze wywiadowczym i medialnym - może dojść do realnych działań zbrojnych. - Rosja używa wojny do osiągania celów w polityce zagranicznej i wiemy, że posługuje się tą groźbą w sposób wiarygodny - dodaje Dębski.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości