Tego w telewizji nie było widać. Tak zareagowali na przyjazd Tuska
- Ferie. Może na narty pojechali - tak jeden z dziennikarzy skwitował ze śmiechem nieobecność liderów lubelskiej PO na spotkaniu z Donaldem Tuskiem. Choć wizyta szefa PO przyciągnęła głównie twardy elektorat partii, nie obyło się bez trudnych pytań i mało optymistycznych diagnoz nt. przyszłości Polski. - Było źle, jest źle i będzie źle - komentowała jedna z uczestniczek spotkania.
Donald Tusk w Lublinie został przywitany niczym bokser wchodzący na ring - od zgromadzonych w małej salce gimnastycznej niepublicznego liceum dostał dużą owację. A wchodził na ten ring w mieście, które wprawdzie jest rządzone przez prezydenta Krzysztofa Żuka z PO, ale w poprzednich wyborach do Sejmu zdecydowanie wygrał tu PiS (zdobył 42 proc. głosów, a PO blisko 32 proc.).
Posłowie PiS Przemysław Czarnek i Sylwester Tułajew tego samego dnia - w ramach swoistego powitania - zanieśli do biura poselskiego PO 10 niezbyt wygodnych pytań do Tuska. Ale już wśród obecnych na sali nie było sparingpartnerów, bo zwolennicy partii rządzącej nie przyszli. Mimo że spotkanie było otwarte i nikt nie sprawdzał dowodów tożsamości ani sympatii partyjnych gości.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Ja już swoje przeżyłam, przeróżne sytuacje w Polsce. Mówią, że kiedyś, za komuny, było okropnie, ale to nie było takiego draństwa jak teraz. Takiego nachapania się, tej bezczelności - przekonuje nas 87-letnia pani Henryka.
- To, co się dzieje, te wszystkie afery, które są ukrywane, to jest coś niewiarygodnego. W normalnym kraju rząd by dawno już poleciał. A u nas nic się nie dzieje - wtóruje jej emeryt Michał Kasprzak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To był kluczowy plan. Tusk kapituluje ws. wyborów
Tusk do Lublina przyjechał prosto z Raciborza, gdzie rano grzmiał do premiera Morawieckiego, aby ratował firmę Rafako, która zapowiada złożenie wniosku o upadłość. W Lublinie miał spotkać się z mniejszymi przedsiębiorcami. Ich przekonywał, że polskie prawo za jego rządów będzie bardziej przejrzyste oraz przewidywalne. Obiecał też, że nie wprowadzi takiego bałaganu, jaki wprowadził Polski Ład.
- Prowadzę działalność 30 lat i myślę, że ten rok jest jednym z trudniejszych w mojej pracy. Inflacja, braki opału, rosnące ceny gazu, prądu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Agnieszka Karpiel, prezes Stowarzyszenia Kupców Rynek Bronowice w Lublinie. Mimo to nie jest tak surowa w ocenie rządu i w szkolnej skali daje mu "3 z plusem".
- Wbrew pozorom te rządy dużo dają Polakom, bo socjal się powiększył, dużo jest na dzieci, dla emerytów. Ale w ogólnym rozrachunku więcej oddajemy z portfela, i to dużo więcej, niż dostajemy. Ten ogólny rozrachunek myślę, że powinien być decydujący w najbliższych wyborach - dodaje.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania rozmawiam ze stojącymi pod ścianą kobietami. - Nie, my nie sympatyczki, jesteśmy tu w pracy, ale przyszłyśmy przy okazji posłuchać - mówią. Życiem politycznym się interesują, a diagnozę przedstawiają niewesołą. - Nic się nie zmieni. Było źle, jest źle i będzie źle - jedna z kobiet coraz bardziej się rozkręca i po chwili dodaje, że Polską nie rządzili i nie rządzą prawdziwi Polacy.
Koleżanka próbuje zmienić temat: - To nie o to chodzi. Ja nawet nie muszę dostawać tych 500 plus. Tylko żeby mi nie zabierali tylu podatków.
Tusk wywołuje do tablicy
Większość moich rozmówców na pytanie o receptę na wygraną opozycji w wyborach wspomina o jedności. - Lepiej, żeby startowali razem, najlepiej byłoby jedną grupą do wyborów pójść. Ale tu ambicje są, no dlaczego Trzaskowski nie jest prezydentem? Moim zdaniem dlatego, że Hołownia startował i zabrał tych głosów - uważa Michał Kasprzak.
Również Tusk wywołał Hołownię do tablicy w związku ze zjazdem krajowym partii Polska 2050, który odbywa się w sobotę.
- Ja chcę wygrać te wybory, mnie nie interesuje żadna mała gra, takie podchody czy małe gierki, to się do niczego nie przysłuży. Dzisiaj czy jutro jest ten moment, żeby powiedzieć: tak, tak, nie, nie. Albo idziemy razem, ja jestem absolutnie przekonany, że będzie lepiej, że będą większe gwarancje na zmianę, na tę wielką rzecz, jak pójdziemy razem. Ale jeśli nie, jeśli nie chcecie, chociaż powiedzcie, bo nie ma już czasu, to jest ostatni moment, my się musimy przygotować do tego wielkiego wydarzenia, jakim może być to zwycięstwo - zaapelował Tusk.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Lider Platformy Obywatelskiej przyznał, że niełatwo jest przekonać do porozumienia wszystkich. Weźmy taki Lublin. Najbardziej rozpoznawalną liderką Polski 2050 jest tu wciąż Joanna Mucha, w ostatnich wyborach lokomotywa lubelskiej listy PO (57 tys. głosów).
Liderką PO w Lublinie jest obecnie Marta Wcisło, która wprawdzie w 2019 roku w wyborach zdobyła zaledwie 15 tys. głosów, ale od tamtego czasu dzięki swoim wyrazistym wystąpieniom zdobyła dużą ogólnopolską rozpoznawalność. To właśnie ona prowadziła piątkowe spotkanie Tuska w Lublinie. Która z pań miałaby być jedynką wspólnej lubelskiej listy opozycji? Tusk wie, jak trudne będą rozmowy na ten temat.
- Ale rolą lidera jest przekonać swoich, żeby poświęcili chociaż część swojego interesu po to, żeby tę wielką rzecz, jaką jest Polska bez korupcji, arogancji, żeby to wspólnie wygrać. Albo żeby przynajmniej wiedzieć, na kogo można liczyć w tej sprawie i z kim można to razem zrobić, a z kim nie. Liczę na to, że jutro taką jednoznaczną odpowiedź, czy jest możliwa jedna lista, czy nie, otrzymamy - mówił w piątek Tusk.
Swoje słowa szef Platformy nazwał "serdecznym apelem" do Szymona Hołowni. Ale Michał Kobosko, wiceprzewodniczący Polski 2050, serdeczności w tym raczej nie dostrzega. Jak przyznaje rozmowie z WP, odbiera te słowa bardziej jako ultimatum.
- To nie pierwszy raz, kiedy słyszymy o ultimatum, jakie ma stawiać Donald Tusk. Najczęściej słyszymy je przez media - mówi Kobosko. - Nie mamy takiej tradycji, że rozmawiamy z kimś przez ultimatum i stawiamy żądania. To, mówiąc delikatnie, nie buduje zaufania między partnerami - dodaje.
Kobosko zaznacza również, że taki sposób rozmowy ze strony Tuska idzie raczej w odwrotnym kierunku niż łączenie opozycji. - Jeżeli tak mają wyglądać rozmowy opozycji, to wygląda na szukanie pretekstu, by Platforma Obywatelska poszła sama do wyborów. Jeżeli chcą iść sami, to niech to odważnie powiedzą, a nie zwalają winę na Polskę 2050. Wtedy dla wszystkich sytuacja będzie klarowna - mówi.
PO szykuje armię
Wątpliwości zgromadzonych budziło to, czy PO jest w stanie wygrać z PiS, które nadaje ton przekazowi np. w mediach państwowych. - Jak wygrać przy takiej propagandzie? - dopytywał w Lublinie Andrzej Kędziora.
- Komuna, Urban mogliby się uczyć, to są w ogóle pętaki w porównaniu do Kurskiego i Kaczyńskiego - przyznał w odpowiedzi szef PO. - Nie mamy służb, prokuratury, podsłuchów, telewizji i pieniędzy. Potrzebna jest maksymalna mobilizacja ludzi np. do pilnowania wyborów. My mamy gotowy projekt, mamy ludzi, którzy w tej chwili profesjonalnie zajmują się zorganizowaniem armii 40 tysięcy wolontariuszy - uspokajał Tusk. Ta armia ma się zajmować pilnowaniem przebiegu wyborów.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Przewodniczący PO mobilizował swoich zwolenników, używając także innych porównań militarnych. - To nie chodzi o to, żeby sobie kupić popcorn i trzymać kciuki za Tuska, może mu się uda. Niestety, każdy musi stać się żołnierzem. To jest tylko kilka miesięcy, ale każdy, kto wierzy w to, że może być lepiej, że to, co oni robią, jest złe, musi uwierzyć w to, że może być też dobrze - zapewniał.
Swoich sił Tusk jest pewny. - Jak patrzę na Kaczyńskiego, to dlaczego ja mam mieć do ciężkiej cholery jakieś kompleksy? - dodał wzbudzając wesołość.
PO jak PiS? "My nie mamy opozycji"
Pod koniec spotkania odrobiny dziegciu dosypali lokalni sympatycy PO. - Ja mieszkam w małym mieście i my nie mamy na kogo głosować, my nie mamy opozycji - zżymała się Jadwiga Kmieć z Kraśnika. W tym miasteczku na Lubelszczyźnie rządzi co prawda burmistrz z PO, ale jej zdaniem za blisko współpracujący z PiS.
Tusk musiał także słuchać zarzutów pod adresem niektórych radnych lubelskiej PO, którzy mają wspierać pomysł PiS na budowę pomnika Lecha Kaczyńskiego. Przypomnijmy, że w listopadzie Rada Miasta Lublin, w której większość ma klub prezydenta Krzysztofa Żuka (PO), zgodziła się na budowę wielkiego 3-metrowego pomnika Kaczyńskiego.
- Jak mam rozumieć, że PiS przy parasolu lokalnej władzy samorządowej zamierza nam tu wybudować największy w Polsce monument prezydenta Kaczyńskiego? Jak to jest możliwe, jak mamy się z tym pogodzić? - pytał rozgoryczony Janusz Woć.
- Ja też tego nie rozumiem - odpowiedź Tuska wzbudziła brawa. Szef PO dodał, że nie ma nic przeciwko upamiętnianiu Lecha Kaczyńskiego, jeśli chce tego lokalna społeczność. Dodał jednak, że często taka decyzja to forma kalkulacji. - Nie chcę definiować tego lubelskiego przypadku, ale było mi osobiście przykro, bo wydawało mi się, że jest to decyzja podyktowana jakimś koniunkturalizmem albo lękiem. Tak nie powinno być - powiedział szef PO.
Jednym z radnych, który zagłosował za budową pomnika Lecha Kaczyńskiego w Lublinie, był Zbigniew Jurkowski z klubu prezydenta Żuka. Pytany wcześniej o tę decyzję mówił, że zrobił to, aby miasto dostało pieniądze na stadion żużlowy od marszałka województwa Jarosława Stawiarskiego z PiS, który jest jednym z inicjatorów budowy pomnika.
Kiedy Tusk skończył mówić o pomniku, zakończyło się też całe spotkanie. A radny Jurkowski nie czekał na zdjęcie z liderem swojej partii, tylko był pierwszą osobą w szatni. - Łatwo jest tutaj pewne rzeczy krytykować. Ja nie żałuję tej decyzji - wyjaśniał nam. - Jest pytanie, czy jak człowiek zostanie wybrany przez pewną grupę wyborców, czy za każdym razem musi reprezentować ich interesy. Bo też są inni wyborcy, jeżeli jest grupa ludzi, która pewnych rzeczy sobie życzy - dodał.
"Oglądają Kurskiego i mają w głowie poprzewracane"
Wśród wypowiedzi uczestników spotkania z Tuskiem często wybrzmiewała wątpliwość, czy mimo mobilizacji jesienią uda się wygrać. - Nawet ja znam dużo ludzi, którzy mimo tego wszystkiego, co się dzieje, mówią: nie, Tusk jest zły. Oglądają Kurskiego i mają tak w głowie poprzewracane, że to naprawdę trudno uwierzyć - obawia się Michał Kasprzak.
Na spotkanie z liderem PO przyszedł jednak głównie twardy elektorat PO, który klaskał i żywiołowo reagował na co mocniejsze stwierdzenia Tuska lub wybuchał śmiechem. Choćby wtedy, kiedy Tusk wypominając Jarosławowi Kaczyńskiemu, że nie ma prawa jazdy, sam przypomniał, że również przez chwilę musiał się bez niego obejść.
W sali gimnastycznej, której jedna ze ścian przeznaczona jest do wspinaczki, dało się w piątek zauważyć nieobecność niektórych liderów lubelskiej PO, m.in. posła Michała Krawczyka czy prezydenta Lublina Krzysztofa Żuka. Zazwyczaj aktywny w mediach społecznościowych Żuk nawet nie wspomniał w sieci o tym, że do Lublina przyjeżdża lider jego partii, który bardzo rzadko zapuszcza się w te rejony.
- Ferie. Może na narty pojechali - śmiał się jeden z dziennikarzy.
Czytaj też:
Dla Wirtualnej Polski z Lublina Paweł Buczkowski