"Grabarz wspólnej listy". Tak Szymon Hołownia obalił projekt zjednoczonej opozycji
Szymonowi Hołowni udało się coś, co długo nie udawało się nikomu innemu. "Połączył" wreszcie opozycję - zarówno Platforma Obywatelska, Lewica, jak i PSL jednogłośnie nazywają go "grabarzem wspólnej listy". I jednogłośnie twierdzą, że ich oszukał. - Facet jednym ruchem rozwalił coś, nad czym pracowaliśmy od miesięcy - mówią nam przedstawiciele wszystkich największych sejmowych klubów opozycyjnych. O wspólnym starcie opozycji w wyborach do Sejmu nie ma już mowy.
W czwartek, 19 stycznia, Zarząd Krajowy Platformy Obywatelskiej uznał, że należy przerwać płonne i męczące już absolutnie wszystkich dyskusje o mitycznej "wspólnej liście" opozycji. Donald Tusk - autor koncepcji zjednoczenia opozycji na wybory parlamentarne - pogodził się z tym, że jego projekt nie wypali.
- Mimo bezpośrednich kontaktów szefa z Szymonem, dobrej atmosfery w rozmowach z innymi liderami, projekt "wspólna lista" upada. Jeśli brakuje konsekwencji i gry zespołowej, nie ma zaufania, to nie ma podstaw do budowy wielkiego projektu na wybory. Trudno, pojedziemy na tym wózku sami - mówi nam czołowy polityk Platformy Obywatelskiej.
Inny nasz rozmówca - członek Zarządu Krajowego PO - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską, że Tusk podczas czwartkowego posiedzenia władz partii wprost zasugerował, że Hołownia oszukał nie tylko jego, ale całą opozycję. - Najgorsze jest to, że gość potrafił wyjść przed kamery i wszystkich okłamać. To chyba było najgorsze - mówi nam o Hołowni jeden z liderów Lewicy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: To był kluczowy plan. Tusk kapituluje ws. wyborów
Milczące telefony
Projekt "wspólna lista" ostatecznie rozbił się o ubiegłotygodniowe głosowanie w Sejmie nad ustawą sądową autorstwa PiS, która ma odblokować fundusze unijne w ramach Krajowego Planu Odbudowy.
Największe partie opozycyjne - PO, PSL, Lewica i Polska 2050 - umówiły się, że nie poprą tej ustawy, ale jednocześnie nie zagłosują przeciwko jej uchwaleniu. Ustalenia liderów były takie: wstrzymać się podczas głosowania w Sejmie, wspólnie wypracować poprawki, wprowadzić je na poziomie Senatu i powiedzieć PiS-owi: "sprawdzam".
Gdy wydawało się, że wszystko jest dogadane, Hołownia nakazał swoim posłom w Sejmie (koło poselskie Polski 2050 składa się z siedmiu posłów) zagłosować… przeciw. Czyli wbrew wcześniejszym ustaleniom.
Politycy PO i Lewicy relacjonują nam przebieg zdarzeń: - W środę ustalenia były jasne dla wszystkich: wstrzymujemy się od głosu. W nocy ze środy na czwartek zaczęły do nas docierać informacje, że Hołownia zmienia zdanie, rzekomo pod wpływem jakichś "konsultacji", nie wiadomo z kim. W czwartek rano Hanka Gill-Piątek (szefowa koła Polska 2050 - przyp. red.) zapewniała jeszcze, że wszystko jest w porządku i głosujemy razem. W ten sam dzień po południu Hołownia wezwał swoich posłów na spotkanie, a ci następnie przestali odbierać od nas telefony i odpisywać na wiadomości. Jak się skończyła cała historia, każdy wie. Hołownia po prostu nas oszukał.
Łatwiej zrobić rząd niż wspólną listę
Tydzień po sejmowym blamażu członkowie władz PO na posiedzeniu Zarządu Krajowego uznali, że Hołownia jako polityczny partner nie jest wiarygodny. - Tusk nie ukrywał swojego żalu. Z jego wywodu na temat zachowania Hołowni wynikało, że czuje się oszukany - mówi nam uczestnik spotkania.
Jeden z liderów Lewicy dodaje: - Zdradziłeś raz, będziesz zdradzać nadal. Szymon zagrał va banque, ale przegrał. Skończył jako polityczny grabarz.
Po czwartkowym posiedzeniu władz PO Polska Agencja Prasowa - powołując się na anonimowe źródła - napisała, że formacja Donalda Tuska szykuje się na samodzielny start w wyborach do Sejmu (w Senacie ma obowiązywać "pakt senacki"). Nam udało się potwierdzić te informacje, niemniej - jak słyszymy - wciąż otwarte są rozmowy o wspólnym starcie do Sejmu z PSL. - Problem jest w tym, że Władka Kosiniaka hamuje Waldek Pawlak, który wobec Tuska ma jakąś dziwną zadrę. Coś tam się musiało między nimi kiedyś zadziać, co powstrzymuje Pawlaka przed współpracą z Donaldem - przyznaje rozmówca WP zorientowany w sytuacji.
Inny dodaje: - Wciąż pod uwagę brany jest sojusz PSL-Hołownia. Lewica? Oni raczej wystartują samodzielnie, choć Włodek Czarzasty wciąż wierzy w sojusz z Tuskiem.
Kolejny rozmówca z opozycji: - Właściwie wszyscy mają przekonanie, że dużo łatwiej będzie się dogadać po wyborach, niż przed. Jeśli PiS nie będzie miał większości parlamentarnej, to opozycja stworzy rząd. A dzisiejsze kłótnie nie będą miały znaczenia.
Sam Hołownia kilka miesięcy temu zapowiadał: - Nie planujemy żadnych sojuszy taktycznych z Platformą Obywatelską przed wyborami. Natomiast po wyborach być może będziemy częścią koalicji rządowej, w której będą ugrupowania demokratyczne. Jeżeli natomiast zdarzy się tak, a o to gorąco się modlimy, że Polska 2050, i pracujemy nad tym, będzie mogła wziąć samodzielnie odpowiedzialność za kraj, to potrzeby takiej koalicji nie będzie.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski