Widać efekty ukraińskich ataków. Ceny u Rosjan rosną lawinowo
Ukraińskie ataki na rosyjski przemysł naftowy po niemal roku zaczęły dawać widoczne efekty. Ceny na rosyjskich stacjach benzynowych rosną lawinowo, a w niektórych regionach wprowadzono reglamentację sprzedaży.
Początkowo ukraińskie naloty na rosyjski przemysł naftowy nie powodowały w Rosji większych problemów. Były nieregularne i rzadkie. Rosjanie dość szybko naprawiali uszkodzenia, a spadki produkcji nie były odczuwalne na rynku. Sytuacja zmieniła się w tym roku.
W ciągu ostatnich kilkunastu tygodni Ukraina zaczęła przeprowadzać ataki bardziej regularnie, uderzając w rafinerie i instalacje logistyczne niemal co drugi dzień. Licząc od początku sierpnia, Ukraińcy przynajmniej raz trafili 14 rafinerii. Cztery atakowali dwukrotnie, a dwie - trzykrotnie. Do tego dwa razy uderzyli w terminal paliwowy w Primorsku i kilkanaście innych obiektów infrastruktury.
Analizy rynkowe i śledztwa dziennikarskie szacują, że uderzenia wyjęły z eksploatacji znaczną część mocy przerobowych. Publikowane w rosyjskich mediach wyliczenia mówią o utracie rzędu 1-1,1 mln baryłek dziennie, czyli ok. 17 proc. krajowej zdolności rafinacyjnej, co w skali miesiąca oznacza dziesiątki milionów baryłek niewytworzonych produktów paliwowych.
Trump o Rosji jako "papierowym tygrysie”. Ekspert studzi nadzieje
Rosjanie podejmują próby naprawy rafinerii, ale tempo odbudowy jest ograniczone logistyką, sankcjami technologicznymi i ryzykiem kolejnych ataków. Rosja nie dysponuje odpowiednimi liniami produkcyjnymi, by odtworzyć urządzenia w tak krótkim czasie. Musiałaby je sprowadzać z zagranicy. To jednak uniemożliwiają sankcje.
Część zakładów może być przywrócona w ciągu tygodni dzięki mobilnym zespołom naprawczym i przesunięciom surowca między rafineriami, jednak pełne odtworzenie zdolności - przy obecnym poziomie uszkodzeń i stale powtarzanych atakach - potrwa znacznie dłużej. Donosi o tym kilka niezależnych raportów branżowych. Krótkookresowa utrata mocy przerobowych przełożyła się już na obniżenie podaży produktów, szczególnie benzyny i diesla, oraz na zmniejszenie eksportu paliw.
Braki na rynku
Długotrwała ofensywa lotnicza spowodowała, że w peryferyjnych obwodach, zwłaszcza na Dalekim Wschodzie, oraz w niektórych częściach Krymu i w regionach okupowanych, stacje paliw zamykały dystrybutory lub wprowadzały limity sprzedaży na klienta.
W praktyce oznacza to długie kolejki i braki w najczęściej sprzedawanych rodzajach paliw. W niektórych miejscach władze wprowadziły sprzedaż uprzywilejowaną dla przedsiębiorstw państwowych, a dla obywateli wprowadzono kartki. Taki system pojawił się m.in. w odległych rejonach Syberii. Ceny detaliczne i hurtowe poszybowały w górę w niewiarygodnym wręcz tempie.
Na rosyjskich stacjach benzynowych ceny wzrosły w ciągu trzech tygodni sierpnia średnio o 12 proc. W połowie września w ciągu tygodnia hurtowe ceny paliw podskoczyły o kolejnych kilkanaście proc., co w połączeniu z regionalnymi kosztami logistycznymi przekłada się na wzrost cen detalicznych. W regionach odciętych od regularnych dostaw wzrost cen przekroczył 30 proc.
W reakcji na to rząd wprowadził zakaz eksportu paliw i ograniczenia handlu hurtowego, aby zabezpieczyć krajową podaż. To jednak zamknięty krąg. Ubytek podaży natychmiast napędza wzrost cen.
W warunkach ograniczonej podaży i popytu skok cen hurtowych przenosi się na koszty paliwa dla rolnictwa, transportu towarowego i indywidualnych kierowców. Wyższe ceny diesla podnoszą koszty przewozu żywności i towarów, co przekłada się w krótkim czasie na wzrost cen żywności i spadek dostępności usług wymagających transportu.
Co czeka Rosjan?
Jeszcze kilka miesięcy temu problemy z dostępnością benzyny czy oleju napędowego wydawały się odległym scenariuszem, dotyczącym wyłącznie regionów przyfrontowych i terenów okupowanych w Ukrainie. Dziś informacje o zamykanych stacjach, limitach sprzedaży czy kolejnych podwyżkach cen napływają już z wielu obwodów Federacji Rosyjskiej, a sytuacja zaczyna realnie wpływać na ocenę władzy. Zwłaszcza że kryzys paliwowy zbiegł się z inflacją i rosną też ceny energii elektrycznej, gazu i usług komunalnych.
Tworzy to obraz pogarszających się warunków życia, który coraz trudniej przykryć sukcesami na froncie czy oficjalnymi komunikatami o sile gospodarki.
Kryzys paliwowy jest szczególnie niebezpieczny dla rolnictwa. Rosyjscy rolnicy potrzebują ogromnych ilości oleju napędowego do obsługi maszyn, zwłaszcza w okresie zbiorów i przygotowań do zasiewów. Brak paliwa lub jego wysoka cena oznacza, że część gospodarstw nie była w stanie zebrać plonów na czas, a inne były i będą zmuszone w najbliższym sezonie ograniczać areał upraw. Efektem są słabsze zbiory, a więc dalszy wzrost cen żywności na rynku wewnętrznym.
W państwie, które przez lata kreowało obraz "mocarstwa rolno-energetycznego", takie ograniczenia uderzają w prestiż i wiarygodność władz, ale przede wszystkim w realny poziom życia obywateli. Zwłaszcza że ceny produktów rolnych rosną znacznie szybciej niż zarobki.
Jeśli ataki będą kontynuowane na obecnym poziomie, to w perspektywie najbliższych miesięcy Rosjan czeka ciężka zima. Są bowiem w znacznym stopniu uzależnieni od transportu drogowego, który jest podstawą logistyki na rozległym terytorium Federacji Rosyjskiej.
Brak paliwa może więc stać się jednym z głównych źródeł społecznego niezadowolenia. W regionach oddalonych od centrum politycznego państwa, gdzie dochody są niższe, a dostęp do usług gorszy, problemy z dostępnością benzyny i oleju napędowego ludzie odczuwają najbardziej boleśnie.
Jeśli sytuacja będzie się utrzymywać, coraz trudniej będzie władzy kreślić iluzję stabilności. Kryzys paliwowy, obok strat wojennych i malejących dochodów, może okazać się jednym z czynników realnie osłabiających społeczne poparcie dla Kremla.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski