Konstacha © WP | Maciej Stanik

Pożegnanie z Donbasem. Ukraina walczy, a i tak codziennie topnieje

Tatiana Kolesnychenko

Najpierw była nadzieja, potem zmęczenie. Teraz przyszła obojętność. Niebo huczy od dronów, powietrze tną pociski. A Ludmyła drepcze do sąsiadki. Przedwojennej rzeczywistości już nikt nie pamięta.

Tetiana pojawia się nagłe, znikąd. Blada niczym duch, przemyka przez furtkę w blaszanym płocie i oznajmia ochrypłym głosem.

- Proszę nie deptać tu ziemi!

Jest wczesne popołudnie. Żar leje się z nieba. Stoimy na podwórku w centrum Kramatorska. W nozdrza wrzyna się swąd spalenizny i paliwa rakietowego. Dookoła apokaliptyczna sceneria. Blok rozpruty od dachu do piwnicy. Sterty cegieł, wyrwane okna. Na kupie gruzu zdjęcia, książki, resztki czyjegoś życia.

Dwa tygodnie temu, w podobnie upalne popołudnie, Rosjanie zrzucili bombę lotniczą. Zginęło pięć osób. Ciała kolejnych czterech, w tym przyjaciela Tetiany, nigdy nie odnaleziono.

- Jego żona leżała o tu, na chodniku. Bez głowy. A on? Rozleciał się na miliony kawałków, wyparował, spłonął - mówi Tetiana.

W jednej chwili podwórko obróciło się w mogiłę. Gruzy wymieszały się z prochami sąsiadów. Ale ziemia, której Tetiana tak nie chce, żeby deptano, ma dla niej o wiele głębsze znaczenie.

Konstacha
Konstantynówka umiera. Z niegdyś 80-tysięcznego miasta zostały wraki bloków i garść mieszkańców © WP | Maciej Stanik
Konstacha
Słynny dworzec kolejowy w Konstasze © WP | Maciej Stanik

W 2014 roku, po wszczętej przez Rosję separatystycznej rebelii, porzuciła wszystko w Doniecku. Sprowadziła się do Kramatorska, największego miasta w Donbasie, które wciąż kontrolowała Ukraina. Ale po 11 latach Rosja znowu stanęła u progu jej domu, gotowa dopiąć swego - okupować cały Donbas, nawet jeśli miałby się obrócić w cmentarzysko, jak to na podwórku Tetiany.

Żądanie Putina wypowiedziane ustami Donalda Trumpa, by Ukraina oddała resztki terytorium Donbasu w zamian za zamrożenie wojny, dla około 200 tysięcy mieszkańców regionu zabrzmiało absurdalnie.

- Ale jak to oddać? A co z nami? Gdzie mamy się podziać?

Kiedy opadł kurz po wielkiej polityce, stało się jasne to, co dla większości Ukraińców było oczywiste od początku: szybkiego pokoju nie będzie. Rosja właśnie ściąga wojska, a Ukraina szykuje się do decydującej bitwy o Donbas.

Konstacha
Ruszt, siatka, gałęzie. Wojskowy pojazdy wyglądają jak z Mad Maxa © WP | Maciej Stanik
Konstacha
Siatka antydronowa ciągnie się aż do Kramatorska © WP | Maciej Stanik

Worek

Według ukraińskiego wywiadu Rosja przed jesienną ofensywą przerzuciła do Donbasu najlepsze jednostki piechoty morskiej i wojsk powietrznodesantowych z obwodu sumskiego i chersońskiego. Wcześniej prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że na kierunku pokrowskim jest zgromadzonych 100 tysięcy rosyjskich żołnierzy.

Analitycy wojskowi przypuszczają, że w ciągu kilku tygodni Rosjanie zaatakują z wielką siłą. Jednym z głównych celów ich ofensywy będzie Konstantynówka, zwana przez miejscowych Konstachą. To miasto położone niecałe 20 km od podwórka Tetiany jest bramą do ostatniej aglomeracji ukraińskiego Donbasu – Kramatorska, Słowiańska i Drużkiwki. Te trzy położone obok siebie miasta od 2014 roku były wykorzystywane przez ukraińskie wojsko jako bazy militarne.

Jest to ostatnia linia obrony Donbasu, o którą tej zimy będą toczyć się krwawe walki.

- Widzimy, że Rosjanie się przygotowują, ściągają posiłki - mówi Jewhen, oficer. Jego 93 brygada "Chołodnyj Jar" od 2014 roku walczyła w najważniejszych bitwach w Donbasie. Po walkach o Bachmut i Soledar, broniła Czasiw Jaru. Po wycofaniu się stamtąd przyjęła obronę Konstachy od północy.

- Przez drony wojna zmieniła się diametralnie - mówi Jewhen.

  • Konstacha
  • Konstacha
  • Konstacha
[1/3] Żołnierze poruszają się ze śrutówkami, którymi łatwiej zestrzelić drona Źródło zdjęć: WP | Maciej Stanik

Sztab batalionu piechoty, którym dowodzi, urządzono w piwnicy w pobliżu Konstachy. Na kilkunastu monitorach widać obraz transmitowany przez drony. Czterech oficerów bez przerwy odbiera szyfrowane wiadomości i przekazuje je dalej.

W ciągu trzech letnich miesięcy Rosjanie poczynili duże postępy, zbliżając się do Konstachy na 5-10 kilometrów.

- Zamiast iść frontalnym atakiem, jak w Bachmucie, dając się wciągnąć w trwające miesiącami walki uliczne, wzięli Konstachę w półpierścień - mówi Jewhen.

Od początku roku Rosjanie zaczęli stosować nową taktykę. 2-3 osobowe grupy szturmowe wyjeżdżały na motorach, rowerach, hulajnogach. Wydawało się to zabawne, bo drony z łatwością doganiały większość szturmowców. Ale nie wszystkich. Ci, którym udawało się przeżyć, gromadzili się, przenikali na tyły i atakowali ukraińskie pozycje.

Szturmy odbywały się jednocześnie od wschodu, południa i zachodu, zamykając Konstachę w "worek", na którym pozostawało tylko zaciągnąć sznurek. Przełomowym momentem było przerzucenie "Rubikonu", najlepszego oddziału operatorów dronów w Rosji, na front między Konstachą a Pokrowskiem.

Ta jednostka jako pierwsza na froncie zaczęła masowo używać dronów na lince światłowodowej. "Rubikon" przyśpieszył wycofanie się ukraińskich oddziałów z obwodu kurskiego, ponieważ przejął kontrolę nad liniami logistycznymi.

Podobną taktykę Rosjanie zastosowali pod Konstachą. Życie piechoty zmieniło się w koszmar. Dojazd na pozycje stał się niemożliwy. Ewakuacja rannych również.

- Żołnierze muszą iść kilkanaście kilometrów, ryzykując, że zostaną zabici lub ranni. Dlatego na rotację czekają miesiącami - mówi Jewhen.

Wołodymyr, piechur batalionu "Alcatraz" złożonego z byłych skazańców, spędził na pozycjach trzy miesiące. W noc, kiedy miał wyjść na rotację, zaczął się ostrzał. Chowając się przed rosyjskim dronem, Wołodymyr stracił orientację. Przez dwa dni czołgał się po zaminowanym terenie szukając pozycji swojej brygady.

- Wszędzie były trupy. Nasze i ich. To było przerażające - opisuje.

Dmytro, inny żołnierz "Alcatraz" miał jeszcze mniej szczęścia. Przez pięć miesięcy nie udawało się ewakuować go z pozycji pod Konstachą. Cały ten czas Dmytro spędził w ziemiance, wychodząc tylko o zmierzchu, kiedy ciężkie ukraińskie drony dostarczały zapasy wody i jedzenia.

- Baliśmy się zdradzić pozycję. Gdyby Rosjanie dowiedzieli się, zacząłby się wściekły ostrzał ze wszystkiego - dronów, artylerii, bomb lotniczych. Biliby po nas tak długo, aż zabiliby wszystkich - mówi Dmytro.  

Pod ziemią spędził prawie pół roku. W tym czasie schudł o 20 kilogramów, popadł w atrofię.

Dmytro: - Nie wierzyłem, że wrócę żywy. Kiedy nas wyprowadzali, nie byłem w stanie iść. Trzy dni nam zajęło pokonanie 10 kilometrów do punktu ewakuacji, gdzie czekał samochód.

Konstacha
Rozpruty blok w centrum Kramatorska © WP | Maciej Stanik
Konstacha
W jednej chwili podwórko Tetiany obróciło się w mogilę © WP | Maciej Stanik

Umrzeć razem z domem

Konstantynówka umiera powoli. Już na samym wjeździe porzucone wzdłuż drogi spalone auta przypominają, że przebywanie w tym mieście jest loterią.

Podwórka od strony okupowanych Torecka i Czasiw Jaru, już dawno obróciły się w cmentarzyska. Mieszkańcy uciekli. Bloki stoją sczerniałe, wybebeszone, niczym ofiary śmiertelnej zarazy, która szerzy się coraz bliżej centrum Konstachy.

W centrum częściej spadają bomby lotnicze, ale na ulicach wciąż toczy się życie. Pociski tną powietrze ze świstem, niebo huczy od dronów. Jeden właśnie wlatuje przez okno mieszkania na dziewiątym piętrze. Bum. Czarny dym. Ale na dole nie ma paniki, a nawet pośpiechu. Mężczyzna jedzie na rowerze, babcia drepcze chodnikiem. Na dziedzińcu posieczonej odłamkami cerkwi, kręci się zakonnica.

Przed inwazją w Konstantynówce mieszkało prawie 70 tysięcy ludzi. Pozostało około sześć.

- Ludzie nie chcą wyjeżdżać, wciąż mają względne warunki do życia - mówi Jewhen Tkaczow, wolontariusz humanitarnej akcji "Proliska", która zajmuje się ewakuacją cywilów z przyfrontowych stref.

Konstacha
Codziennie z mapy Kramatorska i Słowiańska znikają kolejne budynki © WP | Maciej Stanik
Konstacha
Bus spalony podczas nocnego ataku na Słowiańsk © WP | Maciej Stanik

Strażacy zostali ewakuowani, zamknięto ostatni w mieście szpital. Ale sklepy spożywcze nadal działają. W niektórych dzielnicach Konstachy wciąż jest podawana woda i prąd, można złapać internet.

Jewhen: - W mieście wciąż pracuje lokalna służba komunalna. Rosjanie niszczą, oni naprawiają na bieżąco. Dziwne? Dziwnie to było patrzeć, jak koszą trawę pod ostrzałem. Inwazja trwa czwarty rok. Ludzie się pogodzili z losem. Lepsze są bomby latające nad głową, niż ponury los uchodźcy. Śmierć w Konstasze jest zagrożeniem hipotetycznym. Pocisk może trafić w twój dom. Albo w dom sąsiada. Za to tułaczka po centrach dla ewakuowanych, życie na łasce państwa i wolontariuszy (bo kogo stać na wynajem mieszkania?) - są pewniakiem.

Ewakuacyjny wóz już czeka, a 72-letnia Ludmyła zawodzi się płaczem. Miała domek niedaleko centralnego rynku i psa, szaro-burego kundelka na krótkich łapach. Dotrzymywał jej towarzystwa w piwnicy podczas najgorszych bombardowań. Ale w dzień włóczył się po opustoszałych ulicach Konstachy. Ludmyła się martwiła. Co, jak zostanie ranny?

- Szkoda psa. Oddałam go wolontariuszom - mówi.

Siebie Ludmyle szkoda nie było. Śmierci się nie bała. - Zabije, znaczy tak będzie. Przynajmniej we własnym domu - powtarzała. Jej plan - zostać do końca - nie zakładał, że dom może odejdzie szybciej niż ona.

Popołudniem wracała od sąsiadki. Zobaczyła kłęby kurzu. Był dom, zostały ściany. Sufit runął do salonu.

Nie miała wyjścia. Zadzwoniła do Jewhena. Teraz jego auto stoi zaparkowane pod kępą drzew, a on nerwowo patrzy w niebo. Nasłuchuje bzyczenia dronów. Niecierpliwi się, bo Ludmyła w popłochu chodzi wokół gruzów.

Konstacha
Wołodymyr przed ruinami swojego domu © WP | Maciej Stanik
Konstacha
Ludzie nie chcą ewakuować się z przyfrontowych miast. Lepiej żyć pod bombami, niż podzielić smutny los uchodźcy © WP | Maciej Stanik

- Zawsze to robią - mówi Jewhen.

Szukają niepotrzebnych rzeczy. Całują święty obrazek. Starannie zamykają drzwi.

Robią wszystko, by przyciągnąć czas. Tyle wspomnień im zostanie po dawnym życiu.

Ludmyła ociera łzy i dumnie rzuca: Niech tylko się uspokoi, wrócę tu.

Jewhen kiwa głową, przytakuje, choć wie: Nigdy nie wróci. Podzieli smutny los tysięcy staruszków z Donbasu. Trafi do lepszego lub gorszego ośrodka gdzieś na zachodzie kraju i będzie gasnąć.

- Starych drzew się nie przesadza - mówi Jewhen.

Bomby i szaszłyki

Droga z Konstachy ciągnie się korytarzem siatek antydronowych niemal do samego Kramatorska. Front pełznie i rosyjskie drony już atakują Drużkiwkę oraz przedmieścia Kramatorska i Słowiańska. Dla miejscowych oznacza to jedno - niedługo zacznie się safari. W Kupiańsku, Chersoniu i wielu innych przyfrontowych miastach rosyjscy droniarze urządzają polowania na cywilów, niczym na zwierzyną łowną. Dla rozrywki i wprawy.

Na razie na ostatnie miasta wolnego Donbasu lecą rakiety, bomby, Shahedy. Codziennie z mapy znikają kolejne budynki. Na ich miejscach powstają kratery, kupy gruzu. Cmentarzyska. Ci, którzy przeżyli, oddychają z ulgą.

W Słowiańsku grupka przechodniów gapi się na wielką dziurę w ziemi. Poprzedniej nocy spadła tu rakieta balistyczna. Wybuch zdewastował hotel.

Konstacha
Kobieta ewakuowana z Donbasu © WP | Maciej Stanik
Konstacha
Ośrodek dla ewakuowanych osób z niepełnosprawnościami w Dniprze © WP | Maciej Stanik

Kilka sekund później druga rakieta uderzyła tuż przy płocie Wołodymyra. Fala uderzeniowa wyrwała okna w położonych obok blokach, zniosła dach.

Piętrowy dom Wołodymyra złożył się niczym domek z kart. - Została tylko jedna ściana. Ta, pod którą stało nasze łóżko. Cud, że z żoną przeżyliśmy - mówi.

Wołodymyr nerwowo pali papierosa, brodzi wśród cegieł i gruzu. Wydaje się oszołomiony. - Najbardziej szkoda psa. Leży o tam, pod gruzami.

Pytam go, co dalej zamierza robić? Wzrusza ramionami: - Jestem zbyt chory, by walczyć. Zbyt biedny, by wyjechać. Zostaję.

Zła matematyka

Pod wieczór upał zelżał, a na plaży w Sławkurorcie, kompleksie słonych jezior w Słowiańsku, zrobiło się tłoczno. Rodziny z dziećmi, żołnierze, zakochane pary. Ktoś odpoczywa na leżaku, ktoś wygrzewa się na piasku. Z licznych knajpek dochodzi rzępolenie, powietrze pachnie szaszłykiem, a gdzieś w oddali słychać potężne wybuchy.

Miejscowi wierzą w cudowne właściwości tutejszej słonej wody. Życia nie przywróci, na oderwane kończyny też nie pomoże, ale artretyzm uleczy.

- Przyzwyczaili się do wojny - mówi Rostysław, 59-letni oficer jednej z brygad walczącej pod Konstachą.

Według Rostysława, kiedy zaczęła się inwazja, Ukraińcy przeżyli szok, ale mieli nadzieję. Potem nastąpił okres stagnacji i marazmu. Teraz przyszło przyzwyczajenie, zobojętnienie. Nikt już nie pamięta, jak wyglądało życie przed wojną. Rakiety w Słowiańsku są taką samą codziennością, jak w Kijowie albo Lwowie. - Intensywność jest inna, świadomość "bezwyjścia" taka sama - mówi Rostysław.

Konstacha
Sławkurort w Słowiańsku © WP | Maciej Stanik

Jak większość ukraińskich wojskowych nie wierzył, że szczyty na Alasce czy w Waszyngtonie mogą doprowadzić do pokoju.

- Gdyby oddanie Rosji Donbasu zakończyło wojnę, zrobiłbym to bez wahania. Żadne z tych miast nie jest warte tysięcy istnień ukraińskich żołnierzy, których stracimy podczas obrony Donbasu. Ale oddanie terytorium nic nie da - mówi Rostysław.

Przed inwazją był w Donbasie tylko raz. Przejazdem. Większość życia spędził we Lwowie. Tam wychował syna, obecnie 23-letniego studenta politechniki. Jest nim trochę rozczarowany - nie poszedł w ślady ojca, nie zaciągnął się do wojska na ochotnika.

- Rosji nie chodzi o Donbas. Bijemy się tutaj, ale celem jest zniszczenie Ukrainy jako państwa - mówi Rostysław. - Pytanie, jak długo wytrzymamy? Front to wielkie cmentarzysko. Ale Rosji to nie przeszkadza. Ona może wysłać na śmierć 20 mln ludzi, bo takie ma mobilizacyjne zasoby. My, nawet jeśli sprowadzamy z zagranicy wszystkich uchylantów, uzbieramy może cztery miliony. Matematyka nie działa na naszą korzyść.

Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski

zdjęcia: Maciej Stanik

Najciekawsze śledztwa, wywiady i analizy dziennikarzy WP. Konkretnie i bez lania wody. Nie przegapisz tego, co najważniejsze!

Wybrane dla Ciebie

Działo się w nocy. Izraelskie czołgi w centrum Gazy
Działo się w nocy. Izraelskie czołgi w centrum Gazy
Kuriozalny wyrok w Zambii. Mężczyźni mieli posługiwać się czarami
Kuriozalny wyrok w Zambii. Mężczyźni mieli posługiwać się czarami
Trump ostrzega Hamas. "Mam nadzieję, że wiedzą, w co się pakują"
Trump ostrzega Hamas. "Mam nadzieję, że wiedzą, w co się pakują"
18-latek uciekł niepełnoletnim oprawcom. Wyskoczył z jadącego auta
18-latek uciekł niepełnoletnim oprawcom. Wyskoczył z jadącego auta
Portugalia. Dwie niesłyszące kobiety zginęły potrącone przez pociąg
Portugalia. Dwie niesłyszące kobiety zginęły potrącone przez pociąg
Izraelskie czołgi na ulicach Gazy. "Pas ognia"
Izraelskie czołgi na ulicach Gazy. "Pas ognia"
Zełenski ostrzega: Putin próbuje oszukać Trumpa
Zełenski ostrzega: Putin próbuje oszukać Trumpa
Niemcy odpowiadają Nawrockiemu ws. reparacji. "Zamknięta kwestia"
Niemcy odpowiadają Nawrockiemu ws. reparacji. "Zamknięta kwestia"
Rosyjscy dyplomaci wzywani na dywaniki ws. Polski
Rosyjscy dyplomaci wzywani na dywaniki ws. Polski
Zaatakował policjanta mieczem samurajskim. Został zatrzymany
Zaatakował policjanta mieczem samurajskim. Został zatrzymany
SOP strącił drona. "Funkcjonariusze ujęli dwie osoby i przekazali je policji"
SOP strącił drona. "Funkcjonariusze ujęli dwie osoby i przekazali je policji"
Wojewoda o nocy, gdy nadleciały drony. "Sytuacja bez precedensu"
Wojewoda o nocy, gdy nadleciały drony. "Sytuacja bez precedensu"
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja serwisu Wiadomości