Wczesne wybory na Białorusi. "Atmosfera strachu i terroru"

Białoruski parlament ogłosił, że wybory prezydenckie odbędą się w styczniu, choć na ich organizację miał czas do lipca. Według opozycji, wynika to ze "strachu przed własnym wyborem". Jak mówi były ambasador Białorusi w Polsce Pawieł Łatuszka, nie ma wręcz możliwości, by kandydat opozycji wystartował w wyborach. - Mamy atmosferę strachu i terroru - mówi w rozmowie z WP.

Alaksandr Łukaszenka
Alaksandr Łukaszenka
Źródło zdjęć: © East News | SERGEI ILNITSKY
Adam Zygiel

Na posiedzeniu białoruskiego parlamentu ogłoszono, że wybory prezydenckie odbędą się 26 stycznia 2025 roku. Centralna Komisja Wyborcza podkreśliła, że jest "gotowa do rozpoczęcia kampanii wyborczej" - przekazał jej przewodniczący Igor Karpenko.

Wielu komentatorów jest tym zaskoczonych. Zgodnie z konstytucją, rząd miał na organizację wyborów czas do 20 lipca. Tymczasem zdecydował się na nie z ponad półrocznym wyprzedzeniem. Władze tłumaczą, że wcześniejsze wybory wiążą się z realizacją "pięcioletniego planu rozwoju społeczno-gospodarczego".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Opozycja przekonuje, że taki wczesny termin wskazuje na obawy reżimu. - To pokazuje, że jest strach przed własnym (Alaksandra Łukaszenki - red.) wyborem. On dał niewiele czasu na sformowanie grup inicjatywnych kandydatów, żeby nikt z konkurentów nie był w stanie zadziałać, zorganizować kampanii - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską były ambasador Białorusi w Polsce Pawieł Łatuszka.

Według niego, "tylko wariat może próbować" faktycznej rywalizacji z Łukaszenką. - To jest po prostu niemożliwe, by jakikolwiek kandydat opozycji wystartował w wyborach - mówi. - Pewno będą tzw. spoilerzy, czyli taka kontrolowana opozycja. Każdy inny, kto chciałby przeciwstawić się Łukaszence gwarantuje sobie prostą drogę do więzienia - podkreśla.

Przypomina, że niektórzy kandydaci z wyborów w 2020 roku przesiadują w więzieniach (jak np. Siarhiej Cichanouski) lub też przebywają na emigracji, gdyż w kraju grozi im zesłanie do kolonii karnych.

"Mamy atmosferę strachu i terroru"

- Zlikwidowano wszystkie partie opozycyjne, niezależne media. Każdego dnia są zatrzymywane i skazywane osoby. Mamy atmosferę strachu i terroru. Przedwczoraj kobieta, matka trójki dzieci, została zatrzymana za to, że skrytykowała Łukaszenkę w mediach społecznościowych - opisuje.

Opozycja ma jednak pewien plan. - Jako koalicja sił demokratycznych wiemy, że większość społeczeństwa nie chce Łukaszenki. My opublikujemy dla nich strategię. Zaproponujemy, by dzień "wyborów" wykorzystać, przyjść do urn i zagłosować przeciwko wszystkim - mówi Łatuszka.

Wskazuje także, że opozycja zwróci się do Białorusinów mieszkających poza granicami kraju, którzy zostali pozbawieni prawa do głosowania. - Zorganizujemy wiece w różnych miejscach świata, również w Warszawie. W dniu tego, co Łukaszenka nazywa wyborami, pokażemy nasz sprzeciw - mówi.

Rosyjskie wojsko obecne przy wyborach?

Łatuszka wskazuje także na inną interesującą kwestię. "Wybory" zostały ogłoszone akurat w momencie, gdy do Mińska przybył minister obrony Rosji Andriej Biełousow. Jego białoruski odpowiednik Wiktar Chrenin podczas spotkania zapowiedział na przyszły rok organizację wspólnych manewrów wojskowych Zapad-2025.

- Ćwiczenia te będą stanowić główne wydarzenie wspólnego szkolenia wojskowych ośrodków dowodzenia i wojsk w 2025 roku i stworzą warunki do dalszego doskonalenia istniejącego systemu zapewnienia bezpieczeństwa militarnego Państwa Związkowego - mówił Chrenin.

Na razie nie wiadomo, kiedy dokładniej odbędą się ćwiczenia. Opozycja wskazuje, że mogą one pokryć się z wyborami prezydenckimi.

- Nie można wykluczyć, że te wybory mogą odbyć się pod kontrolą Rosji - mówi Łatuszka.

- Łukaszenka na tyle boi się społeczeństwa, że nawet nie można wykluczyć, że będzie chciał, żeby podczas elekcji obecna była armia rosyjska na terenie kraju - dodaje.

Poprzednie wybory prezydenckie na Białorusi odbyły się 8 sierpnia 2021 roku. Oficjalnie Alaksandr Łukaszenka otrzymał ponad 80 proc. głosów. Opozycja oraz społeczność międzynarodowa uznała jednak, że wyniki zostały sfałszowane, wskazując na szereg nieprawidłowości.

Po wyborach doszło do szeregu protestów, które zostały spacyfikowane. W ich następstwie wielu Białorusinów trafiło do więzień. Część wyjechała z kraju.

Adam Zygiel, dziennikarz Wirtualnej Polski

Czytaj więcej:

Wybrane dla Ciebie