Miał wątpliwości ws. urzędnika. Ten okazał się szpiegiem

Nie milkną echa w sprawie Tomasza L., który został zatrzymany pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji. Mężczyzna był wcześniej członkiem komisji ds. likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. - O składzie komisji dowiedziałem się z chwilą, kiedy przyjechałem do Warszawy 24 lipca 2006 roku - komentował doktor habilitowany Sławomir Cenckiewicz, były przewodniczący tejże komisji.

.
.
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kamiński

13.12.2022 | aktual.: 13.12.2022 12:30

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Gościem programu "Rozmowa Piaseckiego" był dr hab. Sławomir Cenckiewicz, obecnie dyrektor Wojskowego Biura Historycznego. Był on pytany, od kiedy wiedział, że zatrzymany Tomasz L. to osoba, która zasiadała w komisji. - Wydaje mi się, że tego samego dnia, kiedy został zatrzymany, jeden z dziennikarzy zadzwonił do mnie i mi powiedział - przyznał.

W trakcie rozmowy Cenckiewicz mówił, że nie wie i nie wiedział w przeszłości, dlaczego Tomasz L. znalazł się w składzie komisji. Jego zdaniem "ta sprawa pokazuje, jak bardzo często przypadek decyduje o tym, że ktoś w danym gremium się pojawia".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Ja o składzie komisji dowiedziałem się z chwilą, kiedy przyjechałem do Warszawy, 24 lipca 2006 roku (...). W momencie, kiedy zażądałem decyzji w mojej sprawie, dowiedziałem się o tym, że w komisji był Tomasz L. - wyjaśniał.

Powiedział też, że "miał wątpliwości" wobec Tomasza L., "które były związane z jego zachowaniem". - Domagał się, żeby robić tak poważne rzeczy jak na przykład ja. Narzucony przeze mnie podział kompetencji polegał na tym, że kierownictwo Wojskowych Służb Informacyjnych, sprawy wywiadu, kartoteki, zasobów ewidencyjnych - to było na mojej głowie. Natomiast żołnierzy WSI i kilku członków komisji, w tym jego, posłałem w teren - mówił.

Parytet Macierewicza?

W trakcie rozmowy historyk zwracał uwagę, że w debacie publicznej dochodzi do mylenia dwóch komisji: likwidacyjnej oraz weryfikacyjnej. Tej drugiej przewodniczył Antoni Macierewicz.

- Formalny parytet zapisany w ustawie dotyczy komisji weryfikacyjnej, a parytet w przypadku komisji, którą ja kierowałem, jest parytetem nieformalnym. Ja sam jestem tego przykładem. Dostałem telefon z Kancelarii Prezydenta, że moja kandydatura jest wzięta pod uwagę i czy ja przyjmę to stanowisko - mówił.

Zapytany, czy on sam znalazł się w komisji "z parytetu" Macierewicza, wówczas wiceszefa MON, odparł "być może". - Na pewno z kierownictwa partii, to mogę powiedzieć. Chociaż Antoni Macierewicz wtedy członkiem Prawa i Sprawiedliwości nie był - dodał Cenckiewicz.

Według historyka "każdy mówił, co chciał". - Ja się nigdy nie dowiedziałem, kto konkretnie od kogo jest, chyba że powiedział. Ale był domysł, że ze względu na pracę Tomasza L. w "małym pałacu", jak to się mówiło, czyli w urzędzie miasta (Warszawy - red.), że to jest jakiś środowiskowy układ Lecha Kaczyńskiego czy Kazimierza Marcinkiewicza, który wówczas był chyba komisarzem miasta - zdradzał Cenckiewicz.

Historyk podkreślił, że Tomasz L. miał poświadczenie wydane przez ABW. Jednocześnie stwierdził, że "nikt na czole nie ma napisane, że jest szpiegiem", a "procedura dopuszczenia do informacji niejawnych wcale nie eliminuje szpiegów".

Cenckiewicz zdradził też, kto może ponosić odpowiedzialność za znalezienie się Tomasza L. w komisji likwidacyjnej. Stwierdził, że "ulokowanie osoby, która choćby w przeszłości była czyimś agentem, jest zawsze błędem systemu". Dodał jednak, że "żadne państwo nie jest w stanie takiej sytuacji, takiego błędu uniknąć".

Historyk dodał, że dotychczas nie był przesłuchiwany. - Z komunikatu ABW wynika, że funkcje śledcze w tej sprawie przejęła ABW - zaznaczył. Stwierdził też, że w sprawie Tomasza L. "na pewno wszystko, w tym działalność w komisji likwidacyjnej, powinno zostać prześwietlone".

Zatrzymanie Tomasza L.

Tomasz L. miał kopiować i przekazywać Rosjanom cenne dokumenty dotyczące Polaków oraz mieszkających w naszym kraju cudzoziemców. Jak ujawniło wówczas Radio Zet, przez wiele lat był zatrudniony w warszawskim Archiwum Urzędu Stanu Cywilnego. Mężczyzna był pracownikiem Wydziału Archiwalnego Ksiąg Stanu Cywilnego, miał m.in. dostęp do ksiąg zabużańskich, czyli aktów urodzenia i zgonów na Kresach Wschodnich.

Do sprawy wrócili w ubiegłym tygodniu dziennikarze programu "Czarno na białym". Podali oni nowe informacje, według których Tomasz L. był także członkiem komisji ds. likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, powołanej w lipcu 2006 roku. Jej pracami kierował ówczesny wiceminister obrony narodowej Antoni Macierewicz, który odpowiadał za weryfikację i likwidację WSI. Członkowie wspomnianej komisji mieli dostęp do najważniejszych i tajnych dokumentów państwowych.

Źródło: tvn24.pl

Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ

Czytaj też:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
polskaantoni macierewiczrosja