Ukraiński dyplomata ujawnia, jak Putin znalazł się w potrzasku. "Może zostać sam" [ANALIZA]
Dlaczego eskalacja rosyjskiej agresji ma miejsce właśnie teraz? Czy Ukraińcy mają powody do obaw, jeśli chodzi o tajne umowy między Zachodem a Rosją? Dlaczego Stany nie mają wyjścia i muszą bronić Ukrainy za wszelką cenę? I jak to się stało, że Władimir Putin znalazł się w potrzasku i każda decyzja, którą teraz podejmie, może mieć dla niego katastrofalne skutki? - o tym pisze Oleksandr Khara, ukraiński dyplomata i ekspert od stosunków międzynarodowych, w analizie opublikowanej w "Ukraińskiej Prawdzie".
Istnieją cztery czynniki, które wyjaśniają, dlaczego to właśnie w ósmym roku niewypowiedzianej wojny Rosji z Ukrainą Władimir Putin grozi nam otwartą inwazją, suwerenność Ukrainy znów jest zagrożona, a Europę może czekać nie lada szok.
Pierwszy - i główny - czynnik to sytuacja w Stanach Zjednoczonych.
Pomimo życzliwej dla Rosji retoryki byłego prezydenta USA Donalda Trumpa, Putin nie tylko nie zdołał zrealizować swojego najważniejszego celu – tj. stać się kluczowym graczem w osłabionej Europie i, na potwierdzenie tego, odzyskać wpływy w przestrzeni postsowieckiej – ale także otrzymał kilka silnych i niespodziewanych ciosów.
Waszyngton w końcu dostrzegł zagrożenie ze strony Rosji i odpowiednio zmienił swoje cele i zadania sektora bezpieczeństwa i obrony. Na Moskwę nałożono dotkliwe sankcje, do Kijowa ze Stanów zaczęły spływać broń i pomoc materialna, a i europejskie stolice wzmocniły w regionie Europy Środkowo-Wschodniej swoją obecność wojskową.
Prawdopodobnie wygrana Joe Bidena w wyborach prezydenckich była postrzegana przez Moskwę jako szansa na odrobienie strat, bo to właśnie w czasie jego wiceprezydencji w 2014 r. Kreml z łatwością zdobył Półwysep Krymski. Tak więc zeszłej wiosny, chcąc odwrócić uwagę Bidena od rywalizacji z Chinami - która stała się najważniejszym elementem polityki zagranicznej Stanów - i zmusić amerykańskiego prezydenta do tego, by zasiadł z Rosją do stołu negocjacyjnego, Putin zgromadził na granicy z Ukrainą znaczne siły, stwarzając wrażenie nieuchronnej inwazji.
Mając nadzieję na zmianę zachowania Putina, Biden w czerwcu 2021 r. dał rosyjskiemu prezydentowi kilka miesięcy na przemyślenie korzyści płynących ze "stabilnych i przewidywalnych relacji" ze Stanami Zjednoczonymi w zamian za konstruktywne rozwiązanie nagromadzonych problemów.
Kreml nie był tym zainteresowany. Tymczasem już wtedy wiedział, że czas nagli coraz bardziej, ponieważ w listopadzie tego roku odbywają się wybory uzupełniające do amerykańskiego Kongresu, w których Republikanie prawdopodobnie odzyskają większość.
Putin wie, że nie ma co liczyć na ustępstwa ze strony Partii Republikańskiej, która ostro krytykuje prezydenta demokratów i ich ugrupowanie w Kongresie za zbytnią uległość wobec Rosji. Republikański senator Ted Cruz zablokował m.in. przyjęcie budżetu obronnego i liczne nominacje na stanowiska rządowe i wojskowe, domagając się nałożenia na Rosję natychmiastowych sankcji za Nord Stream 2.
Obecnie i w Kongresie, i w Senacie procedowane są republikańskie ustawy o "zagwarantowaniu autonomii Ukrainy poprzez wzmocnienie jej zdolności obronnych", przewidujące zwiększone wsparcie dla Kijowa i znaczny wzrost presji na Rosję. Tak więc Kreml musi wykorzystać okazję, dopóki Biden kontroluje Kongres i jest w stanie wyegzekwować potencjalne porozumienia z Putinem.
Drugi czynnik to osłabienie kluczowych europejskich partnerów NATO.
Po pierwsze Niemcom przewodzi słaby kanclerz Olaf Scholz, który reprezentuje zwykle przyjazną Moskwie Socjaldemokratyczną Partię Niemiec. Ponadto w umowie koalicyjnej tamtejszego nowego rządu kwestie polityki zagranicznej nie są na pierwszym miejscu, a wśród koalicjantów brak zgody w kluczowych kwestiach.
Wydaje się, że zgadzają się oni ze sobą tylko w dwóch tematach: utrzymania Nord Stream 2 - pomimo porozumienia zawartego przez ich poprzedników z Amerykanami, aby uniemożliwić Rosji używania energii jako broni - oraz niedostarczenia Ukrainie sprzętu obronnego, by nie drażnić Rosji.
Kanclerz Scholz prawdopodobnie będzie próbował zawęzić pole manewru minister spraw zagranicznych z konkurencyjnej partii koalicyjnej, która przynajmniej deklaruje zaangażowanie w bardziej krytyczne podejście do Moskwy.
Tymczasem Francja, która nigdy nie była wrogo nastawiona do Rosji i szuka trzeciej, nietransatlantyckiej drogi do strategicznej autonomii, jest pochłonięta problemami wewnętrznymi i oczekiwaniem na kwietniowe wybory prezydenckie.
Trzeci czynnik to niezależna wobec Rosji polityka Ukrainy.
Kreml nie ma już złudzeń, że polityczny debiutant Wołodymyr Zełenski będzie realizował rosyjską wersję porozumień mińskich (które miały zakończyć rosyjsko-ukraińską wojnę - przyp. red.).
Putin i jego współpracownicy wyrazili oburzenie z powodu m.in. uruchomienia przez Zełenskiego Platformy Krymskiej (międzynarodowego bytu stworzonego do rozwiązania problemu rosyjskiej okupacji w regionie, do udziału w którym zaproszono OBWE, ONZ, Radę Europy i NATO - przyp. red.). Ukrywanie na Ukrainie z kolei prorosyjskich kanałów telewizyjnych i ściganie oskarżonego o zdradę stanu Wiktora Medwedczuka zmniejszyło wpływ Moskwy na ukraińską politykę i samo ukraińskie społeczeństwo.
Ponadto Kijów, który systematycznie rozwija swoje zdolności obronne zarówno we własnym zakresie, jak i przy pomocy zagranicznych partnerów, staje się coraz bardziej odporny na militarne zagrożenie ze strony Rosji. Ukraina uzyskała status Partnera NATO o zwiększonych zdolnościach, poczyniła postępy w kierunku interoperacyjności i zdobywa ważne doświadczenia w licznych i zakrojonych na szeroką skalę ćwiczeniach z członkami Sojuszu.
Pomoc USA i kontrakty z Wielką Brytanią oraz Turcją na budowę łodzi rakietowych i korwet dla Marynarki Wojennej Ukrainy zmieniają też rzeczywistość na Morzu Czarnym, gdzie Ukraina jest najbardziej zagrożona. Otrzymane ze Stanów Zjednoczonych pociski przeciwpancerne Javelin stały się środkiem odstraszającym w Donbasie, a zakupione w Turcji drony Bayraktar mają potencjał do zmiany zbrojnego status quo na terenach okupowanych.
Czwarty czynnik to kwestia pogarszającej się sytuacji Moskwy.
Nie tylko nie szykuje się poluzowanie obecnych sankcji, które zamroziły rozwój Rosji, ale rośnie też prawdopodobieństwo nałożenia kolejnych.
Chociaż na papierze wydaje się, że Rosja już prawie przezwyciężyła negatywny wpływ COVID-19 na gospodarkę, to ani firmy, ani obywatele nie są zadowoleni z działań rządu i ogólnego poziomu życia.
Ponadto konfrontacja z Zachodem doprowadziła do mocnego ograniczenia praw i wolności Rosjan, co oznacza, że rośnie potencjał protestu, który nie ma szans na pokojowe zakończenie - np. przez demokratyczną zmianę rządu. Ocena aprobaty dla działań Putina przez Rosjan pozostaje dość wysoka: według Centrum Lewady w grudniu 2021 r. wyniosła 65 proc., ale społeczeństwo jest podzielone w ocenie tego, czy kraj zmierza we właściwym kierunku: 48 proc. uważa, że w słusznym, 44 proc. - w złym.
Ponadto rośnie opór wśród młodego pokolenia - coraz częściej odrzuca ono reżim, który odmawia im realizacji w sztuce politycznej i pozbawia możliwości wyboru swojej przyszłości.
Tak więc bez zewnętrznego wroga i jeśli nie zwycięstwa nad nim, to przynajmniej poczucia wielkości, osobista władza Putina jest zagrożona. Biorąc pod uwagę, że zmiany w konstytucji dały Putinowi możliwość władania krajem w nieskończoność, a radykalna zmiana sytuacji w kraju zależy wyłącznie od długości życia rosyjskiego führera, to rosyjski prezydent powinien spodziewać się problemów.
Czy Zachód nie zgodził się potajemnie na rosyjską inwazję Ukrainy?
Ukrainie brak sojuszników, którzy są prawnie zobowiązani do niesienia jej pomocy w sposób, który zagwarantowałby powstrzymanie rosyjskiej inwazji. Wynikający z tego lęk doprowadził do obaw, że w różnych kombinacjach Waszyngton, Berlin, Paryż i Moskwa mogą potajemnie zgodzić się na rozwiązanie "kwestii ukraińskiej" poprzez zmuszenie Kijowa do podporządkowania się mocarstwowym zachciankom Kremla.
Do takich zachcianek mogą na przykład należeć wepchnięcie "konia trojańskiego" (czyli prorosyjskich partii z Doniecka i Ługańska) na ukraińskie pole prawne i polityczne - co pozwoliłoby Rosjanom pośrednio wpływać na ukraińską politykę wewnętrzną i zagraniczną - czy wprowadzenie zmian do konstytucji tak, aby uniemożliwić Ukrainie ucieczkę przed Rosją do UE i NATO.
Choć przez osiem lat nie wydarzyło się nic, co w jakimkolwiek stopniu by potwierdzało te obawy, to trwają one niczym ospa wietrzna w przedszkolu - całkowite ich wyeliminowanie wydaje się niemożliwe.
Przed odtajnieniem korespondencji Kwartetu Normandii (nieformalna grupa złożona z Paryża, Berlina, Moskwy i Kijowa - przyp. red.) ukraińskie społeczeństwo podejrzewało, że za kulisami dzieje się coś niepokojącego. Na szczęście po ujawnieniu korespondencji naszych niemieckich i francuskich partnerów stało się jasne, że ich kluczowe stanowiska nie różnią się ani na jotę od ukraińskiego. (...)
Zwycięstwo formuły "nic o Ukrainie bez Ukrainy"
Putin popełnił błąd w zeszłym roku, gdy konflikt o niskiej intensywności w Donbasie - z którym, wedle własnych zapewnień, nie miał nic wspólnego - zamienił znów w kryzys bezpieczeństwa europejskiego.
To takie działania zjednoczyły Europejczyków wokół Amerykanów, przynajmniej na jakiś czas. Mieliśmy okazję przekonać się o tym podczas rozmów z Rosjanami w formacie Dialogu o Stabilności Strategicznej na poziomie bilateralnym ze Stanami Zjednoczonymi, w ramach Rady Rosja-NATO oraz w OBWE.
Zdaniem sekretarza stanu USA Anthony'ego Blinkena problem Ukrainy wykracza daleko poza samą Ukrainę. Co prawda tzw. Stara Europa odnosiła się sceptycznie do tezy Ukrainy, że jesteśmy wschodnim przyczółkiem cywilizacji europejskiej i że Rosja niszczy porządek światowy uformowany po upadku Imperium Zła. Ale my w to naprawdę wierzymy, że choć wszystkie dostępne rosyjskie siły bojowe wydają się być skierowane przeciwko nam, to tak naprawdę wymierzone są one w państwa członkowskie NATO.
Dziś ta ukraińska narracja wyraźnie przebija w słowach sekretarza stanu USA. Formuła "nic o Ukrainie bez Ukrainy" stała się podstawą podejścia Waszyngtonu do dialogu z Moskwą. Stany Zjednoczone podejmują teraz niemal przesadne środki, aby pokazać, że tak właśnie jest.
Waszyngton konsultuje się z Kijowem przed i po rozmowach z Moskwą. Blinken składa niezaplanowaną wizytę w Kijowie przed spotkaniem z Siergiejem Ławrowem tylko dlatego, że chce potwierdzić postulat "nic o Ukrainie bez Ukrainy".
Wszelkie ustępstwa wobec Rosji kosztem suwerenności Ukrainy będą druzgocącym ciosem dla NATO, ponieważ po kapitulacji Kijowa Kreml weźmie na celownik państwa wschodniej flanki Sojuszu. I nie tylko kraje bałtyckie, Polska i Rumunia, ale także Szwecja i Finlandia odczują tego skutki. Rosja rzuciła wyzwanie europejskiemu systemowi bezpieczeństwa i zagraża wszystkim krajom na kontynencie.
USA muszą reagować. Rosja w potrzasku
Co więcej, reakcję Zachodu, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, uważnie obserwują Chiny, które od tego, co stanie się z Ukrainą, uzależniają swoje kolejne działania w regionie, przede wszystkim w kwestii swojej "zbuntowanej prowincji" (Tajwanu - przyp. red.), której Waszyngton ma obowiązek bronić nawet przy użyciu broni jądrowej, jeżeli będzie taka potrzeba. A stawką jest bezpieczeństwo pozostałych sojuszników – Japonii, Korei Południowej i Australii.
W Moskwie i Pekinie wycofanie się Stanów z Afganistanu zostało odebrane jako oznaka upadku militarnej potęgi Ameryki. Aby udowodnić, że taka interpretacja jest błędna, Waszyngton nie ma prawa zawieść w kwestii ukraińskiej. (...)
Tak czy inaczej, Biden, który powiedział, że nie pozwoli Putinowi powtórzyć 2014 r., nie może sobie pozwolić na zejście z tonu do czasu faktycznego odwrotu Kremla.
Wielu sądzi, że administracja Stanów za bardzo pompuje zagrożenie rosyjskie. Ale jeśli obawy są bezpodstawne, to dlaczego administracja Bidena wydała już 200 mln dolarów na wzmocnienie zdolności obronnych Ukrainy? Dlaczego Stany Zjednoczone zaangażowały się w bezprecedensową działalność dyplomatyczną?
Jako hipotezę spekulacyjną możemy przyjąć, co następuje: zdając sobie sprawę z gotowości Kremla do urealnienia groźby po zeszłorocznym wiosennym szczycie amerykańsko-rosyjskim, Biały Dom mógł uznać, że uda mu się zgasić wielki płomień małym kosztem.
Retoryczna eskalacja kryzysu ze strony Rosji pozwoliła Amerykanom zjednoczyć większość Europejczyków i odrzucić wszelkie niedopuszczalne kompromisy z Kremlem kosztem innych.
To też dlatego dziś każde posunięcie Moskwy może mieć dla niej dramatyczne konsekwencje. Inwazja na Ukrainę nie będzie łatwym spacerkiem. Straty, jakie rosyjskiemu wojsku zadadzą Siły Zbrojne Ukrainy oraz obrona terytorialna, a także idące za kosztowną i nieudaną wyprawą niezadowolenie Rosjan - to wszystko może podważyć wizerunek Moskwy jako potęgi militarnej, zwłaszcza w oczach przywódców Chin. (...)
Trzeba też pamiętać, że porażka pozostawi również mocny uszczerbek na gospodarce rosyjskiej, a Kreml znajdzie się w całkowitej izolacji politycznej - pozostaną mu co najwyżej przyjaciele z Syrii, Iranu i Korei Północnej. Ale wycofanie się z inwazji po raz drugi w ciągu roku nadszarpnie z kolei reputację Putina, bo kto odtąd uwierzy, że jest on w stanie urzeczywistnić swoje groźby? Tak czy inaczej - Kreml musi w najbliższych tygodniach wybrać dla siebie najmniejsze zło.
W ten sposób Waszyngton być może będzie też mieć szansę unormować stosunki z Moskwą i kontynuować z nią dialog o bezpieczeństwie w Europie w oparciu o realne - a nie wyimaginowane - zagrożenia. No i Stany będą mogły wreszcie w spokoju wrócić do spraw chińskich.
Oleksandr Khara to ukraiński dyplomata i ekspert Fundacji "Majdan Stosunków Międzynarodowych". Jego analiza została pierwotnie opublikowana w "Ukraińskiej Prawdzie" (wszystkie skróty pochodzą od redakcji).