Niemcy-Ukraina. Dlaczego Berlin robi politykę uników? Oto powody
Postawa niemieckiego rządu w sprawie konfliktu ukraińsko-rosyjskiego budzi w Polsce, ale też na świecie coraz większe rozczarowanie. - Na pewno Berlin robi za mało wobec Ukrainy i nie zapracował na zaufanie kogokolwiek. Nie mówię tylko o Polsce, ale również o USA, Wielkiej Brytanii – mówi Wirtualnej Polsce Adam Traczyk, ekspert ds. niemieckiej polityki.
Kryzys rosyjsko-ukraiński od kilkudziesięciu dni nabiera na sile. W ostatnim czasie wszystkie oczy zwrócone są na Berlin, który jak się okazuje, nie zamierza pomagać Ukrainie i dostarczać broni. Taką możliwość wykluczyli zarówno kanclerz Olaf Scholz, jak i minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock.
Do tej pory Berlin obiecał jedynie 5 tys. wojskowych hełmów ochronnych. W odpowiedzi Kijów nie kryje rozczarowania i nazywa niemieckie obietnice "jedynie symbolicznym gestem". Ambasador w Berlinie, Andrij Melnyk, stwierdził, że to "kropla w morzu". A w bardziej dosadnych słowach inicjatywę Berlina określił Witalij Kliczko, który nazwał pomysł "absolutnym żartem".
Do sprawy odniósł się również premier Mateusz Morawiecki. "Z niepokojem obserwuję sytuację na Ukrainie i reakcje naszych sąsiadów z Niemiec na zagrożenie ze strony Rosji" - napisał na Facebooku.
- Na pewno Berlin robi za mało wobec Ukrainy. Rozczarowanie jest nie tylko w Warszawie i w Kijowie, a także innych stolicach państw Zachodu. Duży zawód jest również w niemieckiej prasie i opinii publicznej, a także wśród niemieckich ekspertów – mówi Wirtualnej Polsce Adam Traczyk, ekspert do spraw polityki zagranicznej i stosunków polsko-niemieckich, a także politolog, działacz społeczny i współzałożyciel oraz prezes think tanku Global.Lab.
Jak wylicza, u podstaw takiego podejścia niemieckiego rządu leży wiele przyczyn. - W moim odczuciu wynika to z fałszywie rozumianej odpowiedzialności historycznej, lenistwa intelektualnego, zapaści myśli strategicznej, wygodnictwa – bo wygodnie się schować za plecami USA, grania na przeczekanie i chęci podtrzymania relacji biznesowej z Rosją, szczególnie wagi rosyjskiego gazu dla niemieckiej gospodarki – wylicza Adam Traczyk.
W czwartek szefowa niemieckiego MSZ podczas przemówienia w Bundestagu broniła decyzji niemieckiego rządu o niedostarczaniu broni na Ukrainę. Zapowiedziała, również że w przypadku nowej agresji ze strony Rosji Niemcy mają do dyspozycji szeroki zakres odpowiedzi, włącznie z Nord Stream 2.
Zdaniem Adama Traczyka, ważne w kontekście obecnej postawy niemieckiego rządu są nastroje społeczne wśród mieszkańców Niemiec. – Ich zdecydowana większość jest przeciwna dostawom niemieckiej broni na Ukrainie. W sondażu przeprowadzonym przez instytut badania opinii publicznej YouGov 59 procent pytanych poparło stanowisko rządu. Tylko 20 procent opowiedziało się za dostawami broni – mówi Traczyk.
Nord Stream 2? Niemcy chętni dokończeniu budowy
- Jestem przekonany, że Niemcy – w ostatecznym rozrachunku – podejmą właściwą decyzję. Jeśli wybuchnie wojna, reakcja Berlina będzie po myśli Zachodu. A zapowiedź zablokowania Nord Stream 2 zostanie włączona do sankcji na Rosję. Obecny kurs niemieckiego rządu to kontynuacja polityki Angeli Merkel. A to, że Niemcy są niechętni do wysyłania broni, szczególnie w miejsca konfliktu, które są blisko, wiadomo było od dawna. Jak już trzeba wysłać broń dalej – to Berlin nie ma z tym problemu. Do Arabii Saudyjskiej broń była dostarczana w kontekście wojny w Jemenie. Przestano ją wysyłać pod presją opinii publicznej – mówi WP ekspert.
Według wspomnianego już sondażu w przypadku kontrowersyjnego gazociągu Nord Stream 2 Niemcy opowiadają się raczej za oddaniem go do użytku. 47 procent popiera gazociąg z Rosji do Niemiec, a 33 procent przeciwna. Prawie co piąty Niemiec (19 proc.) nie ma zdania w tej sprawie.
- Niemcy, przynajmniej oficjalnie, nie prowadzą też dialogu z Rosją na najwyższym szczeblu. Kanclerz Scholz od objęcia urzędu rozmawiał z Władimirem Putinem tylko raz. 8 grudnia, czyli pięćdziesiąt dni temu. A Angela Merkel była znana z tego, że regularnie dzwoniła do rosyjskiego przywódcy. M.in. ostatnio w kwestii kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Wśród osób, które opowiedziały się w sondażu przeciw budowie gazociągu, jest spora grupa popierająca Zielonych, ale tez wyborców SPD (Socjaldemokracji). Pozwala to mieć nadzieję, że rząd z socjaldemokratycznym kanclerzem skoryguje kurs wobec Ukrainy - ocenia Adam Traczyk.
Według niemieckiego dziennika "Die Welt" pojawiające się wśród polityków zza Odry głosy doprowadziły do "utraty zaufania do niemieckiej polityki w Warszawie". - Wypowiedzi niemieckiego wiceadmirała Schönbacha, bawarskiego premiera Södera, czy czołowych polityków SPD miały doprowadzić do niespotykanego "rozdźwięku w stosunkach polsko-niemieckich" - ocenia niemiecki dziennik.
- A kiedy obecny rząd w Polsce miał zaufanie do Berlina? Przecież wzajemna nieufność i niechęć towarzyszy nam od lat. Dodatkowo nie słyszałem o żadnych dwustronnych konsultacjach ws. Ukrainy. Jest to zaniedbanie z obu stron. Z jednej strony, Niemcy jako europejski lider, powinny pracować na to, żeby wypełnić zaufanie i rolę przywódcy. A tego nie robią. Z drugiej strony, jeżeli Warszawa chciałaby, żeby Berlin przyjął jej optykę i uznał jej rację, to musiałaby wykazać się inicjatywą. Trzeba zabiegać o to, żeby ten głos był wysłuchany. Inna sprawa, że w kwestii ukraińskiej, pomijając nasze chłodne relacje, Berlin nie zapracował na zaufanie kogokolwiek... – uważa Adam Traczyk.