"Typowa gra Donalda". Głosy z PiS po deklaracji premiera ws. wyborów
Donald Tusk zaskoczył deklaracją, że jeśli Andrzej Duda skieruje ustawę budżetową do TK, to Sejmowi grożą "samorozwiązanie" i przedterminowe wybory. Nieoficjalnie nasi rozmówcy z PiS twierdzą, że lider KO jedynie "blefuje". Nie zależy im też na razie na nowych wyborach. - To nie jest mądry i odpowiedzialny pomysł - przekazał WP rzecznik PiS. Co ciekawe, wcześniej o potrzebie nowych wyborów mówił Jarosław Kaczyński.
- Skierowanie ustawy budżetowej do Trybunału Konstytucyjnego z "samorozwiązaniem" Sejmu nie mają nic wspólnego - przekonuje w rozmowie z Wirtualną Polską poseł PiS Krzysztof Szczucki.
Były prezes Rządowego Centrum Legislacji - a dziś główny doradca prawny partii Jarosława Kaczyńskiego - uważa, że tą zaskakującą deklaracją premier "szuka jakiegoś pretekstu, tak jak wtedy, gdy wykorzystał weto prezydenta Dudy do nielegalnego przejęcia mediów publicznych".
- Do takiego "samorozwiązania" wymagana jest większość kwalifikowana 2/3 ustawowej liczby posłów. Bez głosów PiS Donald Tusk nie mógłby doprowadzić do skrócenia kadencji - podkreśla Szczucki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy PiS poparłoby zatem inicjatywę Tuska? Wszak to sam Jarosław Kaczyński mówił niedawno o tym, że "potrzebne są nowe wybory". Według naszych informacji - być może, ale nie przed wyborami samorządowymi i do Parlamentu Europejskiego.
Słowem, wybory parlamentarne z punktu widzenia PiS - tak, ale już po wiosennym maratonie wyborczym.
Co później? - To decyzja kierownictwa - odpowiada Krzysztof Szczucki. Podkreśla jednak, że jego zdaniem "każda szansa odsunięcia Donalda Tuska od władzy jest warta wykorzystania".
Nieoficjalnie inni nasi rozmówcy z PiS twierdzą, że lider Koalicji Obywatelskiej jedynie "blefuje" i żadnego "samorozwiązania" Sejmu nie będzie. - Typowa gra Donalda - mówi jeden z nich.
Podkreślmy: polskie prawo przewiduje wyłącznie skrócenie kadencji Sejmu, a nie jego "samorozwiązanie".
- Tusk próbuje jedynie wywrzeć presję na prezydencie ws. budżetu. Tyle że on na decyzję Andrzeja nie będzie miał wpływu - uważa działacz partii Jarosława Kaczyńskiego.
Co na to władze partii? Zapytaliśmy o to rzecznika PiS Rafała Bochenka. - Tusk może sobie mówić, co chce, jeśli chodzi o nowe wybory. To tylko machanie szabelką - twierdzi polityk.
Jak dodaje: - Mając na uwadze kalendarzowo kolejne wybory [samorządowe i do PE], wojnę na wschodzie, nie wydaje mi się to odpowiedzialnym i mądrym pomysłem. Polecałbym Tuskowi równej fantazji i determinacji w realizowaniu obietnic wyborczych, bo obywatele czekają - dodaje w rozmowie z WP rzecznik PiS.
Duda nie chce wyborów
Wtorek 30 stycznia, Pałac Prezydencki. O godz. 9. na Krakowskie Przedmieście zjeżdżają się ministrowie rządu Donalda Tuska. Andrzej Duda wręczy im powołania do Rady Dialogu Społecznego. Podziękuje i życzy powodzenia w pracy.
- Czy prezydent wspominał w kuluarach, co zrobi z ustawą budżetową? - zapytaliśmy jednego z ministrów, który uczestniczył w uroczystości.
- Nie, nic nie mówił. W ogóle nie było tego tematu - przyznał nasz rozmówca.
Do środy 31 stycznia prezydent musi zdecydować, czy uchwaloną przez Sejm ustawę budżetową przyjąć bez zastrzeżeń, czy skierować do Trybunału Konstytucyjnego. O drugim wariancie - jako spodziewanym przez PiS - pisaliśmy niedawno w Wirtualnej Polsce. Nasza publikacja wywołała szereg reakcji.
Jaki jest stan rzeczy na dziś? - Decyzja się waży - twierdzi współpracownik głowy państwa.
Nawet, jeśli Andrzej Duda zdecyduje się na wariant z TK - a wciąż nie ma w tej sprawie oficjalnych informacji - to nie powoduje on jednak rozwiązania Sejmu i przedterminowych wyborów.
Jednakże jeśli głowa państwa skieruje ustawę budżetową do Trybunału Julii Przyłębskiej, to wniosek o "samorozwiązanie" może złożyć nowa sejmowa większość. Taką deklarację przynajmniej złożył nieoczekiwanie sam premier. - Jeśli prezydent na polecenie Kaczyńskiego chciałby uniemożliwić wypłatę ludziom pieniędzy, to być może ja z koalicjantami zdecyduję się na skrócenie kadencji, rozpisanie nowych wyborów - przekazał na konferencji prasowej Donald Tusk.
Czy koalicjanci coś o tym wiedzieli? - Być może nasi liderzy tak, ale my nie - przyznają off the record rozmówcy z Lewicy i Trzeciej Drogi.
O co chodzi? Jak mówił minister nauki Dariusz Wieczorek w programie "Tłit" Wirtualnej Polski, jeśli Andrzej Duda skieruje ustawę do TK, to podwyżki dla całej budżetówki opóźnią się. Zwracali na to uwagę również przedstawiciele związków zawodowych (m.in. OPZZ). Do tego właśnie nawiązał we wtorek Donald Tusk, mówiąc o skróceniu kadencji Sejmu.
Czy prezydent - wobec zapowiedzi Tuska o możliwości rozpisania wcześniejszych wyborów - zrewiduje swoje nieujawnione jeszcze plany dotyczące ustawy budżetowej? Okaże się w najbliższych godzinach.
Duda niedawno powiedział jasno, że "nie widzi możliwości przeprowadzenia przyspieszonych wyborów parlamentarnych". Mówił o tym m.in. podczas szczytu ekonomicznego w Davos, a jego przekaz powtarzali jego współpracownicy - jak choćby Wojciech Kolarski.
- Nie jest celem prezydenta, żeby Polacy po raz kolejny szli do wyborów parlamentarnych. Nie ma ku temu przesłanek konstytucyjnych, żeby ustawa budżetowa stała się powodem do rozwiązania parlamentu - powiedział prezydencki minister w Radiu Plus we wtorek 30 stycznia.
O scenariuszu samorozwiązania Sejmu nie było wówczas jednak mowy. Co po słowach Tuska myśli o tym Pałac? Zapytaliśmy szefa gabinetu prezydenta.
- Powtarzaliśmy wielokrotnie, że prezydent Andrzej Duda uważa, iż wybory się odbyły, powstał nowy rząd, który ma sejmową większość, i nie ma dziś potrzeby nowych wyborów parlamentarnych. Ale jeśli premier Donald Tusk uważa, że są potrzebne wybory, bo chce np. wyeliminować swoich koalicjantów, to niech złoży wniosek o "samorozwiązanie" Sejmu, a nie bawi w jakieś gierki - powiedział reporterowi WP minister Marcin Mastalerek.
Wezwania prezesa
Temat wcześniejszych wyborów poruszył już kilka dni temu Jarosław Kaczyński. Wprost apelował w tej sprawie do prezydenta.
- Naszą nadzieją jest pan prezydent. Uważamy, że powinien zwołać Radę Gabinetową i Radę Bezpieczeństwa Narodowego, a może podjąć także inne działania, o których nie będę mówić - stwierdził enigmatycznie prezes PiS przed gmachem Prokuratury Krajowej.
Kancelaria Prezydenta jednak zignorowała te wezwania. Po tym Kaczyński w Sejmie powtórzył dosadniej: - Mamy sytuację nadzwyczajną i konstytucja przestała praktycznie obowiązywać. Wyjściem jest okres przejściowy, oczywiście z nowym rządem i następnie wybory. Inaczej tego się nie da rozwiązać.
Swoje apele lider PiS powtarzał również w centrali partii. - Ja mówiłem tylko o tym, jak z obecnej sytuacji można wybrnąć. Co do planów, należałoby je omawiać w innym gronie. Są ludzie, którzy pełnią funkcje, które umożliwiają podejmowanie takich decyzji, których ja nie jestem w stanie podejmować. Moim zdaniem to najprostsza droga do przywrócenia w Polsce praworządności - stwierdził na konferencji prasowej.
PiS obawia się nowych wyborów do Sejmu
Wedle naszych nieoficjalnych rozmów samym politykom PiS nie zależy na tym, by - jak ujął to jeden z nich - "bawić się w nowe wybory". Dla PiS to jednak nie musi być "zabawa"; partia Jarosława Kaczyńskiego traci w sondażach i mogłaby mieć po kolejnych wyborach jeszcze mniejszą liczbę parlamentarzystów.
Były rzecznik rządu Piotr Mueller już wcześniej w mediach przyznawał, że "że to nie jest moment na to, żeby robić wcześniejsze wybory". - Obecna władza otrzymała legitymację polityczną na jesieni i niech się wykaże, zweryfikuje - stwierdził w RMF FM.
Również w nieoficjalnych rozmowach politycy PiS przyznają: mówienie o "przyspieszonych wyborach" jest dziś bezzasadne.
Po pierwsze: nie ma przesłanek do ich przeprowadzenia, taki scenariusz wyklucza zresztą sam prezydent.
Po drugie: w takich wyborach PiS mogłoby osiągnąć wynik gorszy niż w poprzednich.
Po trzecie: politycy PiS nie pospłacali jeszcze kredytów za poprzednią kampanię.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski