Tygodnik "Sieci" donosi o trotylu w Tupolewie. Mieli go odkryć brytyjscy eksperci
Tygodnik "Sieci" zapowiada sensacyjny tekst o znalezieniu śladów materiałów wybuchowych na szczątkach wraku Tu-154M. Odkrycia mieli dokonać brytyjscy eksperci z Forensic Explosives Laboratory, jednostce podległej brytyjskiemu ministerstwu obrony.
24.03.2019 | aktual.: 24.03.2019 16:52
- Ta informacja miała być skrywana przez śledczych - podkreślają dziennikarze tygodnika. - Na zdecydowanej większości z 200 próbek przekazanych przez Prokuraturę Krajową w maju 2017 r. laboratorium podległemu brytyjskiemu ministerstwu obrony odkryto ślady substancji używanych do produkcji materiałów wybuchowych - przekonują autorzy Marek Pyza i Marcin Wikło.
Chodzi o trotyl, ale też inne składowe materiałów wybuchowych. Rzekomo przed kilkoma tygodniami do polskiej prokuratury miało przyszło pismo informujące o cząstkowych wynikach badań prowadzonych przez zagranicznych ekspertów.
Śledztwo będzie jeszcze trwało
I choć sami autorzy wspominają, że za wcześnie jeszcze na stawianie ostatecznych hipotez, to w poniedziałek do kiosków trafi wydanie tygodnika opatrzone tytułem "A jednak był TROTYL".
Tygodnik podkreśla w zapowiedzi tekstu, że przed laty w tej sprawie kuszono się o definitywne rozstrzygnięcia, mimo że materiał dowodowy mocno je podważał. Warto się wstrzymać z jednoznacznymi opiniami do momentu przeprowadzenia wszystkich analiz.
- Odczuwam satysfakcję, ale jest ona gorzka. Nie będzie pełna dopóty, dopóki winni zaniedbań w śledztwie nie poniosą odpowiedzialności - skomentował doniesienia Cezary Gmyz, dziennikarz śledczy, który jako pierwszy pisał o trotylu na wraku Tu154 M.
- Dopóki ludzie odpowiedzialni za stan tego śledztwa, za zniszczenie podstawowych dowodów nie poniosą odpowiedzialności, ta satysfakcja nie może być pełna. Mam też świadomość, że sfałszowana została kluczowa opinia przygotowana przez ówczesne Centralne Laboratorium Kryminalistyczne - dodał.
Teoria wybuchu w Smoleńsku. Odżywa przy każdej rocznicy
Do tej pory doniesienia o różnych formach i śladach wybuchu w Tupolewie pojawiały się z okazji uroczystości rocznicowych związanych z katastrofą smoleńską (10 kwietnia już za dwa tygodnie)
. Podsycali je niektórzy politycy i członkowie podkomisji smoleńskiej z dr. Wacławem Berczyńskim na czele.
- Teraz wiemy z bardzo wysokim stopniem pewności, że doszło do wybuchu - powiedział podczas jednej z rocznic Jarosław Kaczyński.
Przypomnijmy, że tezę o użyciu materiałów wybuchowych w Smoleńsku odrzucili definitywnie polscy eksperci przedstawiając w grudniu 2013 roku raport pt. "Opinia fizykochemiczna Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji". Raport był opublikowany oficjalnie na stronie Naczelnej Prokuratury Wojskowej - to jednak do czasu jej likwidacji.
Dopiero za sprawą Antoniego Macierewicza odżyły spekulacje o wybuchu. Jak dotąd nikt nie przedstawił niezbitego dowodu, który podważył by oficjalne ustalenia.
Oficjalne ustalenia z wykasowanego raportu
Co zrobiono, aby sprawdzić teorię bomby? Kilkoma urządzeniami przeskanowano wrak Tupolewa w poszukiwaniu drobin znanych współcześnie materiałów wybuchowych. Z miejsca katastrofy zebrano kilkaset próbek: z ziemi, drzew (w tym słynnej brzozy), fragmenty samolotu zatopione w ciałach ofiar. Zbadano także fragmenty poszycia leżące na drzewach - te, które były podstawą teorii o rozpadaniu się samolotu w powietrzu.
Eksperci wytypowali też wrażliwe miejsca samolotu: skrzydło, kabina, podłoga, na które mogłyby działać materiały wybuchowe. Dodatkowo zebrali dziesiątki fragmentów wraku: zniszczonych potencjalną falą uderzeniową, okopconych lub nadtopionych. Sprawdzili fotele zniszczonego samolotu (porównali odczyty urządzeń z oryginalnymi fotelami z drugiego Tupolewa).
- W żadnym z badanych śladów nie ujawniono obecności pozostałości materiałów wybuchowych oraz substancji będących produktami ich degradacji - brzmi konkluzja.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl