"Gang Antoniaków". Jak Antoni Macierewicz robi show na prowincji
- Ruscy zabili nam prezydenta! Pan to powie jasno? - pyta właściciel firmy transportowej. Proboszcz chce wyjaśnień, kiedy nastąpi repolonizacja mediów. Antoni Macierewicz, odsunięty na boczny tor przez PiS , znalazł sobie nowe miejsce. Jeździ po małomiasteczkowej Polsce i spotyka się z "gangiem Antoniaków".
Na scenie rozkwita, tryska energią. Nie widać frustracji po dymisji ze stanowiska szefa MON. Parodiując skrzekliwy głos Jacka Rostowskiego z PO - "żadnych pieniędzy nie ma i nie będzie" - jest lepszy od Marcina Dańca. Kiedy natchniony mówi o odrodzeniu tkanki narodu, przebija najlepszych trenerów rozwoju osobistego. Tego łaknie "gang Antoniaków" (żartobliwe sformułowanie samego Macierewicza), czyli sympatyków PiS i członków Klubu Gazety Polskiej, których były minister stale odwiedza.
Zapełnia się sala Domu Kultury w Przysusze, 6-tysięcznym miasteczku koło Radomia. Pustoszeją ulice i parkingi pod sklepami. Pusto pod zapiekankami. Ponad setka osób czeka na polityka, jakiego w miasteczku nigdy nie było. Czeka pan dyrektor ze szpitala, proboszcz, radni, przewodniczący rady, urzędnicy starostwa i urzędu miasta. Są okoliczni wójtowie. Wójt Odrzywołu siada tuż przy scenie. Już drugi raz jest na Macierewiczu!
Jest też pan Mieczysław, przestawiający się sąsiadom z foteli jako twardy elektorat. - W PiS-ie od 2005 roku. Nie oszczędziłam sił. Dwie manifestacje zaliczyłem w Warszawie. Zapytam o niezrealizowane punkty programu rządu - zapowiada dziarsko.
Jest minister!
Didżej ścisza discopolową piosenkę, bo właśnie na salę wchodzi Antoni Macierewicz. Oddaje płaszcz i czapkę. Wystarczy mu łyk wody, bierze mikrofon. Zarządza odśpiewanie hymnu. Czterech zwrotek. Potem stając na krawędzi sceny, rusza z wykładem "o bieżącej sytuacji w polityce".
Godzinę i 7 minut mówi z głowy. O tym jak to Polacy byli wyniszczani złodziejskim kapitalizmem, upadlani bezrobociem, nurzani w biedzie. Jak atakuje propaganda TVN i "Gazety Wyborczej", wmawiając zdrowemu narodowi uległość przed Putinem i "euro kołchozem". Kłamali Tusk i Rostowski, a Balcerowicz wyprzedawał przemysł za złotówkę, bo wydziedziczał z majątku narodowego. Cudem uratowano Orlen, gdzie była łapówka. Jak osłabiano polską armię, a ona się odrodziła i dziś najtwardsze dywizje pancerne czekają na wroga, tam gdzie powinny. Polacy są wielcy, wspaniali, mądrzy i tolerancyjni. Nie mogą być zapleczem wykorzystywanym przez Niemcy, albo szczuci przez Rosję. Rząd Prawa i Sprawiedliwości jest pierwszy, który przywraca godność i siłę narodu, siłę rodziny i siłę armii.
- Niech w tym Bóg dopomoże! Dziękuję! - kończy Antoni Macierewicz. Stuka obcasami na baczność i kłania się jak dyrygent po koncercie.
Oklaski. "Za tą dymisję i upokorzenia od lewaków"
Wstaje starszy pan z środka sali. - Długo żyję na tym świecie - mówi wzruszony. - Jesteś pan patriotą, wielkim człowiekiem jak... Jak Jarosław Kaczyński! Za dymisję, te upokorzenia od lewaków i zboczeńców proponuję, aby cała sala uhonorowała pana oklaskami! - mówi do mikrofonu. Widzowie wstają i biją brawo.
Pan z rumianą twarzą rwie się do zadania pytania. Czy Macierewicz nie ma żalu, że go odwołali z rządu, czy nie ma pretensji do prezydenta za konflikt wokół wojska? Polityk odpowiada, że nie ma żalu. - Tak musiało się stać. Jest mi z tym dobrze - tłumaczy, a widzowie kiwają głowami ze zrozumieniem. - Czasem żal mi projektów, których nie zdążyłem zrealizować. Jednak powstały Wojska Obrony Terytorialnej. Wymieniłem generałów na lepszych. Wydałem 4 mld zł na zamówienie armato haubic Krab. "Gazeta Wyborcza" i inne media wściekle mnie za to atakowały. Polska ma nową broń, jest dobrze przygotowana na odparcie ataku. Może niech Michnik się martwi i ma żal - wyjaśnia minister.
Proboszcz domaga się repolonizacji mediów. Za dużo kłamstwa
Mikrofon wędruje do proboszcza Przysuchy ks. Stanisława: - Co z repolonizacją mediów, która była obiecywana? - dopytuje. Dodaje z wyrzutem, że niektóre, i to nawet "pisowskie samorządy" ograniczają środki na lokalne orkiestry, chóry i zespoły taneczne. - Kto będzie grał i tańczył na 11 listopada? - skarży się.
Macierewicz tłumaczy. - Zgadzam się z ojcem, że śpiew ma w Polsce ogromne znaczenie. Wiąże ducha społeczeństwa. Już wymogłem na wojsku, aby podczas uroczystości śpiewali cały hymn, cztery zwrotki i świetnie im to wychodzi. Nie byłem świadomy stanu rzeczy w sprawie zespołów. Zwrócę na to uwagę - zapewnia.
Gładko przechodzi do repolonizacji mediów: - Nienormalną sytuacją jest, że 90 procent prasy pisanej jest w rękach obcokrajowców, głównie kapitału niemieckiego. Terminu ojcu nie wyznaczę, ale on na pewno mieści się w czasie, który jeszcze mamy. Doliczam oczywiście cztery lata, które zakładam, że nasz rząd otrzyma w wyborach - odpowiada polityk.
Proboszcz jest nieukontentowany odpowiedzią. - Ja zapraszam pana ministra na kolację, bo szczegóły muszą jednak paść - dodaje.
Był zamach, czy nie? Jasno proszę!
Mija kolejny kwadrans dyskusji, a jak dotąd nie ma jeszcze najważniejszego pytania, o Smoleńsk. Nie wytrzymuje przedsiębiorca transportowy, lat około 60. - Był zamach, czy nie? Z tysiącem ludzi się o to prawie pobiłem. Choćby z ojcem wójta się posprzeczałem. Na tysiąc procent Ruscy zabili nam prezydenta! Niech pan to powie jasno - mówi wzburzony.
Cała sala poprawia się w siedzeniach, bo teraz będzie najważniejsze. Macierewicz staje na baczność i mówi ściszonym głosem: - Jestem przewodniczącym oficjalnej komisji, posłem i urzędnikiem. Nie mogę wydać osądu przed opublikowaniem końcowego raportu - tłumaczy, patrząc pytającemu w oczy.
- Mogę powiedzieć, co zostało już stwierdzone. Nie ma cienia wątpliwości. Ten samolot został zniszczony w powietrzu, przez wybuch. Dalsza dyskusja na temat sprawców będzie niedługo, po opublikowaniu raportu. Dziś mogę stwierdzić, nie był to wypadek, ani działalność naszych pilotów, ani generała Błasika. Zostali w haniebny sposób oskarżeni przez Rosjan i polską komisję Macieja Laska. Nigdy nie przejdę nad tym do porządku dziennego - zapewnia Antoni Macierewicz.
- To może prywatnie niech pan powie! - domaga się odpowiedzi mieszkaniec Przysuchy. Sala huczy od komentarzy. - Nie, to już koniec pytań - zarządza organizator spotkania z Klubu Gazety Polskiej.
- Dla pana Antoniego Macierewicza zaśpiewajmy "Życzymy życzymy" - proponuje lokalny działacz PiS. Sala intonuje podniosła pieśń religijną. Antoni Macierewicz schodzi ze sceny. Pod mankiet bierze go burmistrz i proboszcz. Proszą na kolację. Czekający przed domem kultury kierowca Macierewicza, gasi silnik w skodzie. Poseł najwyraźniej nie wróci szybko do domu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl