Ojciec Kamilka ujawnia nowe szczegóły. "Leżał zwinięty"
Sąsiedzi mówią, że nic nie słyszeli albo winą obarczają najbliższych Kamilka, którzy mieszkali z nim przy ulicy Kosynierskiej w Częstochowie. - Nie żyję cudzym życiem, nie wydaję wyroków - mówi jeden z sąsiadów.
8 maja w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka, po 35 dniach walki o życie, zmarł 8-letni Kamil, skatowany pod koniec marca przez ojczyma - 27-letniego Dawida B.
Sprawa maltretowania chłopca wyszła na jaw 3 kwietnia po zgłoszeniu złożonym przez biologicznego ojca dziecka. To on pojawił się w domu przy Kosynierskiej, w którym na co dzień nie mieszka. - Czuć było ropą. Zasikany był. Leżał na łóżku przy piecu, zwinięty jak śmieć. Bardzo poparzony na twarzy. Ręce i nogi miał połamane - opowiada szokujące szczegóły serwisowi "Na Temat" ojciec chłopca.
Kamil kiedy zobaczył tatę, zaczął prosić o pomoc.
- Ta jego twarz, oblana benzyną albo jakąś inną substancją. Na pożegnaniu miał makijaż, ale i tak było widać te oparzenia - mówił po pogrzebie pan Artur, ojciec Kamilka.
Dziecko z ciężkimi obrażeniami przetransportowano do katowickiego szpitala.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chcą kary śmierci. Prof. Łętowska: "Trwa licytacja na oburzenie"
Tutaj żył i był katowany Kamilek z Częstochowy
Tragedia rozegrała się w jednopiętrowym budynku przy ul. Kosynierskiej w Częstochowie. Sąsiedzi z kamienicy tłumaczą, że nic mieli nie słyszeć.
- Tu są grube mury. Oni mieszkali w jednym końcu, my w drugim. Mamy jeszcze małe dziecko, cztery latka ma, ciągle siedzi na telefonie. Telewizor głośno gra. Jak mieliśmy coś słyszeć? - mówi jeden z sąsiadów w rozmowie z "Na Temat".
Inny rozmówca reporterki serwisu mówi: - Sugeruje pani, że powinienem być wścibski, wchodzić, podglądać tych ludzi? Ta wypowiedź uderzałaby we mnie. Nie żyję cudzym życiem, nie wydaję wyroków. Można tylko ubolewać nad losem dzieciaka - stwierdza.
Przemoc w domu Kamilka
- Przemoc zaczęła się, jak Magda poznała tego Dawida. Na początku odwiedzałem synów, a później Dawid powiedział, że mam nie przychodzić do mieszkania, bo mi wpieprzy. Niby że ja na przeszpiegi przychodzę - mówi portalowi "Na Temat" ojciec zakatowanego chłopca.
Podobnie uważa pracownica pobliskiego sklepu. - To Dawid się do wszystkiego przyczynił. Ona wcześniej dbała o dzieci, kupowała leki, tam nie było przemocy. Wszystkiemu winna jest jedna osoba. Jej bardziej zależało na nim niż na dziecku - czytamy w "Na Temat".
Po ślubie Magdy z Dawidem, jak mówią sąsiedzi, matka Kamilka się zmieniła. Kobieta miała w sumie sześcioro dzieci - z trzema mężczyznami.
W mieszkaniu przy Kosynierskiej oprócz Dawida B. i Magdy B. mieszkali jeszcze jej siostra Aneta oraz jej mąż Wojtek. Sytuacja rodzinna jest bardzo pogmatwana, mówiąc bardzo oględnie. Bo Wojtek wcześniej był w związku z Magdą. I to on jest ojcem dwójki jej dzieci.
- Ona kochała tylko tych dwoje najmłodszych, co miała z Dawidem - ocenia pan Artur, ojciec Kamilka.
- Dzieci Wojtka też zadbane, tylko dzieci Artura - Kamil i Fabian - traktowani byli po macoszemu - mówi serwisowi "Na Temat" jeden z sąsiadów.
Zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem
Ojczymowi Kamila, Dawidowi B. prokuratura zmieniła już zarzut na zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie poprzez m.in. polewanie go wrzącą wodą, uderzanie prysznicem i pięściami po ciele, rzucenie pokrzywdzonego na rozżarzony piec węglowy.
Skutkiem działań podejrzanego było spowodowanie u 8-letniego chłopca ciężkich obrażeń ciała, które po pozostawieniu go w stanie bezpośredniego niebezpieczeństwa utraty życia, bez udzielenia pomocy, doprowadziły do jego śmierci.
Matce Magdalenie B. zarzucono pomocnictwo do zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie poprzez - pomimo ciążącego na niej obowiązku – zaniechanie działania i niepodejmowanie reakcji chroniących małoletniego przed aktami przemocy ze strony ojczyma oraz nieudzielenie pomocy skatowanemu chłopcu znajdującemu się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia, czym ułatwiła Dawidowi B. dokonanie jego zabójstwa.
Obydwoje podejrzani są aresztowani na trzy miesiące.
Zarzuty usłyszał także Artur J. (to nie ojciec dziecka - red.), któremu prokurator zarzuca, że nie udzielił pomocy Kamilkowi. Mężczyzna mieszkał z jego rodziną. Prokuratura ustaliła, że nie interweniował, gdy ojczym chłopca Dawid B. "dopuszczał się aktów przemocy" wobec Kamila.
Wcześniej zarzuty nieudzielenia pomocy usłyszeli także Aneta J., czyli siostra Magdy i jej mąż Wojciech J., czyli były parter Magdy oraz ojciec dwójki jej dzieci.
Źródło: Na Temat, PAP