Tu wciąż mają "krajobraz księżycowy". Prognozy budzą lęk
W Radochowie w gminie Lądek-Zdrój spore poruszenie po niepokojących prognozach pogody dla południowej Polski. Jeszcze nie wszyscy wyremontowali swoje domy po ubiegłorocznej powodzi, a nadciąga kolejne zagrożenie. Niektórzy wspominają o problemach z ponownym ubezpieczeniem swoich domów.
We wtorek po południu zaczną obowiązywać ostrzeżenia IMGW przed intensywnymi opadami deszczu. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wysłało też alert do mieszkańców 10 województw, w którym ostrzega przed nawalnymi opadami.
W Radochowie w gminie Lądek-Zdrój jeszcze nie pozbierali się po październikowej powodzi, a już z niepokojem słuchają kolejnych prognoz pogody.
- Już wczoraj na naszych forach i grupach ludzie się rozpisywali, wszyscy mamy obawy. Straż pożarna zaczęła się umawiać, w jakich godzinach są dostępni, jakiego zabezpieczenia potrzeba. Myśleli, czy by nie przywieźć więcej piasku. Ludzie są w trakcie remontów i to byłoby dla nich duże załamanie, gdyby kolejny raz ich to spotkało - relacjonuje w rozmowie z WP Agnieszka Rygielska, sołtyska Radochowa.
Radochów jesienią został zalany przez rzekę Białą Lądecką, która wystąpiła z brzegów po pęknięciu tamy w Stroniu Śląskim. Dziś wieś jest częściowo posprzątana. Wciąż są jednak miejsca, gdzie skutki powodzi widać jak na dłoni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niszczycielskie burze na Podkarpaciu. Cztery osoby ranne
U Wiesława Babiaka woda zalała cały parter domu, w najwyższym miejscu sięgała do 1,2 m. - Do normalności u nas to jeszcze daleko. Jesteśmy w trakcie remontu - przyznaje.
Dodaje, że na prognozy pogody spogląda z niepokojem. - Niby wały rzek są poprawione, ale to wszystko jest świeżutkie. Jakby przyszła troszeczkę większa woda, to te wszystkie wały znowu popłyną - obawia się mieszkaniec Radochowa.
- W centrum wsi, gdzie rzeka wyrządziła najwięcej szkód, to niestety nadal mamy "krajobraz księżycowy". Dużo inwestycji jest nie skończonych. Most mamy przejezdny, ale nie ma na nim barierek, bo trwa projektowanie. Od projektu do wykonania, to może będzie przyszły rok, jak powstaną. Zamiast barierek teraz jest tylko siatka zabezpieczająca, żeby nikt nie wpadł do rzeki - opowiada sołtyska Agnieszka Rygielska.
Przedłużające się procedury przetargowe to jej zdaniem najpoważniejszy problem na terenach zalanych podczas powodzi. Z pieniędzmi na remonty dla poszkodowanych większych problemów nie było.
- Miałam dobrego ubezpieczyciela, więc pieniądze dostałam bardzo sprawnie, potem nawet się odwołałam, przyjechał biegły, podwyższył kwotę ubezpieczenia i dostałam dopłatę. Środki rządowe były wypłacane dosyć późno, ale każdy dostał najpierw równą zaliczkę 50 tysięcy, a potem dopłatę do tych pieniędzy - mówi Rygielska.
U ubezpieczyciela zaświeciło się na czerwono
- Jeśli chodzi o rządową pomoc, to nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Wypłacili tyle, ile uważali i to była w porządku pomoc - ocenia Wiesław Babiak.
On sam miał większy problem z ubezpieczycielem.
- Najpierw zaniżono nam wypłatę, to kancelaria prawna jeszcze parę groszy dla nas wywalczyła. Teraz, 15 czerwca wygasała nam umowa i odmówiono nam kolejnego ubezpieczenia. Agentce na czerwono się zaświeciło w systemie i koniec dyskusji. Na szczęście znaleźliśmy innego ubezpieczyciela. Ale wie pan, jak przez 30 lat ubezpieczamy się w jednej firmie, to tak troszeczkę przykro, że tak z nami postąpiono - uważa Wiesław Babiak.
Kolejny problem może być z wykonaniem remontów na czas. Na rozliczenie przyznanej rządowej pomocy jest tylko rok.
- Wątpię, że wszyscy zdążą rozliczyć do października rządowe pieniądze, bo brakuje nam budowlańców. Jest presja czasu, ludzie boją się, że będą musieli zwracać pieniądze, więc każdy próbuje jak najszybciej te remonty wykonać. Ale to też nie jest dobry pomysł. Ci, którzy już zrobili nowe tynki na ścianach, widzą, że zaczynają się sypać, bo ściany nie były dostatecznie osuszone - przewiduje sołtyska.
Burmistrz Lądka-Zdroju: chcemy sprawdzić wszystkie scenariusze
We wtorek przed południem burmistrz Lądka-Zdroju wraz z innymi samorządowcami miał wideokonferencję z wojewodą dolnośląską.
- Na tym spotkaniu był przedstawiciel IMGW i wszystkie inne służby. Jesteśmy na bieżąco informowani, a tak jak wiemy z poprzedniej powodzi, ten przepływ informacji jest niezwykle istotny dla ochrony przeciwpowodziowej - chwali burmistrz Tomasz Nowicki.
Jeszcze tego samego dnia burmistrz zarządził spotkanie gminnego zespołu zarządzania kryzysowego.
- Te prognozy dla nas nie są tak dramatyczne, jak zeszłoroczne, ale wychodzimy z założenia, że trzeba sprawdzić, jak jesteśmy przygotowani. Nawet drobne podtopienie może wymagać zaangażowania służb, w związku z czym chcemy sprawdzić wszystkie scenariusze - zapowiada Tomasz Nowicki.
Burmistrz przyznaje, że nie wszystko w jego gminie udało się już odbudować. Przekonuje, że do powrotu stanu sprzed powodzi może być potrzeba nawet około pięciu lat.
- Ale widzimy ogromne postępy. Udało się odtworzyć część infrastruktury, jesteśmy po przetargach, za chwilę przystąpimy do większych inwestycji. Co ważne, trwają cały czas prace Wód Polskich w korycie rzeki Białej Lądeckiej. To są prace prowadzone na dużą skalę, widać już efekty wzmacniania koryta rzeki, więc ta ochrona przeciwpowodziowa na pewno będzie większa - ocenia Nowicki.
Czekają na kompleksowy plan
Jak wskazuje burmistrz Lądka-Zdroju przed rządzącymi jeszcze decyzje co do suchych zbiorników i kompleksowej ochrony całej zlewni Nysy Kłodzkiej.
- Czas zawsze działa na niekorzyść, ponieważ wznieca napięcia społeczne. Jestem gorącym zwolennikiem budowy zbiornika w Stójkowie, bo nie chcę przeżywać kolejny raz tego, co przeżywaliśmy we wrześniu - stwierdza burmistrz.
Chodzi o zbiornik, który mógłby powstać między Stroniem Śląskim a Lądkiem-Zdrojem. Pomysł budowy zbiornika nie wszystkim się podoba.
- Część mieszkańców, którzy nie ucierpieli z powodu powodzi, a mieliby być wywłaszczeni, posiadają nowo wybudowane domy, czują się traktowani niesprawiedliwie. Ale my musimy się zastanowić, jak chronić życie i zdrowie ludzkie. Co zyskujemy, poświęcając niestety też kilka nieruchomości. Będzie za to odpowiednia gratyfikacja finansowa. Jest to na pewno dyskomfort, ale podejmując takie działania chronimy tysiące osób na Ziemi Kłodzkiej - podkreśla burmistrz Lądka-Zdroju.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl