Trybunału nie było i nie będzie [OPINIA]
Przyjęcie sejmowej uchwały w sprawie Trybunału Konstytucyjnego nie odmieni magicznie rzeczywistości, ale będzie stanowiło legitymację - bardziej polityczną aniżeli prawną - dla obecnie rządzących, by nie uznawać orzeczeń wydawanych przez Julię Przyłębską i jej kompanów.
Do Sejmu wpłynął projekt uchwały w sprawie usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego lat 2015-2023 w kontekście działalności Trybunału Konstytucyjnego. W środę przegłosowano uchwałę - poparło ją 240 posłów, przeciw było 197, nikt się nie wstrzymał od głosu.
Jedni twierdzą, że to zamach na niezależny trybunał oraz "akt bez żadnej mocy prawnej". Drudzy - że to konieczność, początek demokratycznych przemian i chęć włożenia bezpiecznika z powrotem do systemu.
Jak jest w rzeczywistości? I co naprawdę będzie wynikało z uchwały?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Senator do Przyłębskiej: "Jest o krok, żeby zrobić wielki zakalec"
Istota uchwały
W uchwale, po odsączeniu clou od pięknych słów i odwołań do odpowiedzialności, uczciwości i wszelkiej prawości, ciekawe wydają się trzy kwestie.
Pierwsza: stwierdzenie, że tzw. dublerzy nie byli, nie są i nie będą sędziami, a wydawane przez nich orzeczenia są obarczone wadami.
Druga: Julia Przyłębska nie jest prezesem Trybunału Konstytucyjnego, co oznacza, że nie ma prawa wyznaczać składów orzekających, a skoro nie ma prawa wyznaczać składu i wyznacza, wątpliwe są orzeczenia wydawane w tych składach.
Trzecia: Trybunał Konstytucyjny w obecnym kształcie nie jest tym Trybunałem Konstytucyjnym, o którym mowa w konstytucji, więc właściwie nie trzeba się przejmować jego istnieniem.
Trzech dublerów, plus dwóch
Mariusz Muszyński, Justyn Piskorski oraz Jarosław Wyrembak nie są sędziami Trybunału Konstytucyjnego. Wcześniej zaś sędziami nie byli nieżyjący już Henryk Cioch oraz Lech Morawski.
Tak stwierdzono w projekcie uchwały, dodając, że w efekcie liczne orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego "są dotknięte wadą prawną".
Muszyński, Piskorski i Wyrembak są tzw. dublerami. Muszyński od 2015 r., Piskorski i Wyrembak w ramach "owocu zatrutego drzewa", gdyż zastąpili w trybunale zmarłych dublerów.
Chodzi o to, że w 2015 r., pod koniec swoich rządów, koalicja PO-PSL w kontrowersyjnych okolicznościach wybrała pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego.
Trybunał Konstytucyjny – jeszcze w "starym" składzie, niebudzącym wątpliwości - uznał, że koalicja mogła wybrać trzech sędziów, a nie powinna dwóch.
Prawo i Sprawiedliwość zaś nie uznało wyboru całej piątki i wstawiło w to miejsce pięciu swoich nominatów.
Efekt? Trzech tzw. dublerów.
To, że nowa większość rządząca stwierdza, iż w trybunale są dublerzy - to nic zaskakującego, ale też kwestia wtórna.
Ważniejsze są dwie sprawy.
Pierwsza: co to oznacza w praktyce? Czy takie stwierdzenie w uchwale sejmowej, że ktoś nie jest sędzią, ma jakąkolwiek moc prawną?
I tu, jakkolwiek zdania są podzielone, należy raczej uznać, że tak, takie stwierdzenie w sejmowej uchwale ma istotne znaczenie. A to choćby z tego względu, że Prawo i Sprawiedliwość stwierdzało bezskuteczność powołania sędziów uchwałami i powoływało nowych także uchwałami. Dlaczego więc mielibyśmy przyjmować, że jedna większość sejmowa może kształtować skład trybunału uchwałą sejmową, a inna nie może?
Przemysław Rosati, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, w niedawnym wywiadzie dla WP wskazywał, że nie widzi przeszkód, by pozbyć się tzw. dublerów z trybunału.
- O tym oczywiście decyduje Sejm, bo to on wybiera członków Trybunału Konstytucyjnego. Natomiast od strony prawnej Sejm może uchwałą uznać, że obecna w trybunale trójka nie została prawidłowo wybrana, w efekcie czego nie są to sędziowie Trybunału Konstytucyjnego - mówił Rosati.
Wtedy byłoby 12 sędziów trybunału. Nowych powołać nie można, gdyż trwa jeszcze kadencja powołanych przez PO-PSL w 2015 r., a niedopuszczonych do orzekania.
Prezydent Andrzej Duda nie przyjął od nich ślubowania. Bez tego orzekać nie wolno. A szansa na to, że Andrzej Duda zaprosi trójkę powołanych w 2015 r. sędziów do pałacu jest niewielka.
Spytałem więc mec. Rosatiego, czy można rotę ślubowania przesłać prezydentowi pocztą.
- Jeśli byłbym w takiej sytuacji, że prezydent nie chciałby odebrać ode mnie ślubowania, to właśnie tak bym zrobił - wysłał oświadczenie z treścią ślubowania listownie. A następnie rozpocząłbym wykonywanie obowiązków sędziego Trybunału Konstytucyjnego - wskazał prezes samorządu adwokackiego.
Inną kwestią jest oczywiście to, czy trójka wybrana w 2015 r. chciałaby jeszcze orzekać w trybunale oraz to, czy w ogóle Julia Przyłębska by ich do siedziby trybunału wpuściła.
Skutki dublerstwa
Druga kwestia dotyczy wskazania w projekcie sejmowej uchwały, że skoro orzekali dublerzy, to orzeczenia wydane z ich udziałem "są dotknięte wadą prawną".
To specyficzna konstrukcja - w samym projekcie uchwały nie wskazano bowiem, czy te orzeczenia - mówiąc ludzkim językiem - są czy ich nie ma.
Rządzący zdają sobie sprawę z tego, że niewskazane byłoby wyrzucenie wszystkich wyroków i postanowień wydanych z udziałem tzw. dublerów do kosza. Zdarzało się bowiem, że osoby te brały udział w wydawaniu orzeczeń społecznie istotnych, ważnych dla części obywateli. Nie można więc negatywnymi skutkami zamieszania w trybunale obarczać niewinnych temu obywateli.
Jednocześnie dublerzy brali również udział w wydawaniu orzeczeń niepożądanych - i przez obecną większość sejmową, i - jak się zdaje - społecznie.
Przykład? Faktyczne zaostrzenie prawa aborcyjnego poprzez stwierdzenie niekonstytucyjności jednej z przesłanek umożliwiających dokonanie legalnej terminacji ciąży. Innymi słowy – trybunał, z dublerami w składzie, "zaorał" tzw. kompromis aborcyjny. Ba, sprawozdawcą przy tym orzeczeniu był tzw. dubler, Justyn Piskorski.
Zastosowaną w projekcie uchwały konstrukcję należy więc rozumieć tak: dobre dla ludzi orzeczenia zostaną, a złych nie uznajemy.
Co jest dobre, a co złe - rozstrzygną politycy.
Trybunał nieprezes Przyłębskiej
W projekcie sejmowej uchwały wiele uwagi poświęcono Julii Przyłębskiej i temu, czy w ogóle jest ona prezesem Trybunału Konstytucyjnego.
Przyłębska kieruje pracami trybunału od grudnia 2016 r., kiedy to wskazał ją do pełnienia funkcji prezesa TK prezydent Andrzej Duda.
Szkopuł w tym, że wybór ten został dokonany bez wcześniejszego uzyskania wymaganej prawem uchwały Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK.
Projektodawcy uchwały dodatkowo wskazują, że nawet gdyby uznać, że Przyłębska została prezesem, to w ostatnich latach Prawo i Sprawiedliwość określiło kadencję prezesa TK na sześć lat, więc kadencja Przyłębskiej wygasła 21 grudnia 2022 r.
Tu, dla uczciwości, dodajmy, że argument z sześcioletnią kadencją jest wątpliwy prawnie: bo gdy Przyłębską zrobiono prezesem, ustawa nie mówiła jeszcze o sześcioletniej kadencji.
Tyle że to po trosze historia z gatunku "otrzymał 27 ciosów w klatkę piersiową nożem i umarł, ale gdyby nie umarł, to pewnie umarłby na grypę".
Innymi słowy, w pełni wystarczający do podważenia mandatu Julii Przyłębskiej jako prezes TK jest pierwszy argument.
Ale co takie uznanie oznacza?
Ano daje mandat - głównie polityczny, a nie prawny - do nieuznawania wszystkich orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, a przynajmniej wszystkich tych, których politycy z różnych względów uznawać nie będą chcieli.
Skoro bowiem Julia Przyłębska nie jest prawidłowo powołanym prezesem trybunału, to nie ma prawa wyznaczać składów orzekających. Skoro je wyznacza, to są wyznaczone wadliwie. A skoro są wyznaczone wadliwie, to łatwo podważyć orzeczenia.
To nie jest trybunał
W projekcie uchwały sejmowej wskazano również, że "naruszenia Konstytucji i prawa w działalności Trybunału Konstytucyjnego przybrały skalę, która uniemożliwia temu organowi wykonywanie ustrojowych zadań w zakresie konstytucyjności prawa, w tym ochrony praw człowieka i obywatela" oraz że "w ocenie Sejmu RP stan niezdolności obecnie funkcjonującego organu do wykonywania zadań Trybunału Konstytucyjnego określonych w art. 188 i 189 Konstytucji RP wymaga ponownej kreacji sądu konstytucyjnego".
Tłumacząc z uchwałowego na nasze: dzisiejszy Trybunał Konstytucyjny nie jest Trybunałem Konstytucyjnym, o którym mowa w konstytucji. Jest jakimś tam organem, który gdzieś tam coś sobie robi, ale – parafrazując klasyka – bardziej to spotkania przy kawie i ciasteczkach niżeli praca konstytucyjnego organu.
Dlatego, jak wynika z projektu uchwały, nie trzeba się zbytnio przejmować orzeczeniami, które wydaje taki paratrybunał. I nie sposób uznać, że korzystają one z walorów ostateczności i niepodważalności, którymi - zgodnie z ustawą zasadniczą - powinny się cieszyć.
Uchwała Sejmu jakkolwiek więc nie spowoduje rozwiązania Trybunału Konstytucyjnego, to ma dostarczyć rządzącym argumentu, dlaczego nie uznają wyroków i postanowień trybunału.
Wymontowany bezpiecznik
Obecna większość rządząca opracowała nie tylko projekt uchwały sejmowej, lecz także cały trybunalski pakiet.
Pojawiła się propozycja "resetu", ponownej kreacji sądu konstytucyjnego. To wymagałoby zmiany konstytucji.
Powiedzmy sobie wprost: dopóki Andrzej Duda jest prezydentem, a Prawo i Sprawiedliwość ma tylu posłów, ilu potrzeba do zablokowania zmiany konstytucji, żadnego resetu nie będzie (oczywiście przy założeniu, że rządzący będą postępowali zgodnie z prawem).
Aby bowiem do niego doszło, Prawo i Sprawiedliwość i Duda musieliby przyznać, że przez lata łamali prawo, a ukształtowany według ich planu Trybunał Konstytucyjny był wydmuszką. Tego ani Duda, ani Jarosław Kaczyński oczywiście nie przyznają.
Jednocześnie jeśli konstytucja nie zostanie zmieniona, a trybunalski reset się nie dokona, obecnie rządzący wcale nie będą płakali z tego powodu.
Dobrze funkcjonujący Trybunał Konstytucyjny, z niezależnymi sędziami, to systemowy bezpiecznik, ochrona państwa i obywateli przed politykami.
Skoro poprzednia władza ten bezpiecznik wymontowała, obecna po prostu będzie z tego korzystała.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl