To będzie katastrofa. Nauczyciele są twardzi i mówią "dosyć"
Zaledwie 10 procent pedagogów zatrudnionych w polskich szkołach chce wytrwać przy tablicy aż do emerytury. Część z powodu niezłomności, część z uwagi na wiek. Reszta deklaruje, że jeszcze w tym roku albo w perspektywie kilku najbliższych lat pożegna się z trudną branżą. Wygląda na to, że minister Przemysław Czarnek będzie miał ogromne kłopoty.
Forum Oświatowe Nauczycieli i Dyrektorów zbadało nastroje wśród pracowników polskich szkół. Prawie połowa nauczycieli odejdzie z pracy w najbliższych latach. Na rozstanie się z zawodem już w tym roku zdecydowanych jest 11 procent. 27 proc. chce jeszcze poczekać na rozwój sytuacji, ale bierze pod uwagę ewentualność zmiany zajęcia.
Ministerstwo Edukacji i Nauki będzie miało problem. I to nie ze strajkami i z prawomyślnością belfrów. Masowym exodusem mogą wystawić resortowi cenzurkę.
- Jestem porażony tymi danymi. Ale też się nie dziwię. To przecież skutek tych ciągłych zawirowań przechodzących przez oświatę, niekończących się zapowiedzi zmian, chaosu i oskarżeń o demoralizujące działania szkoły - mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprzewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Nigdy wcześniej reformy nie były przeprowadzane w takim stylu i w takim tempie. Do tego dochodzą szczegóły dotyczące wynagrodzeń. To daje efekt mrożący. Nic dziwnego, że nauczyciele mają zwyczajnie dość - dodaje Baszczyński.
Perspektywy dla oświaty. Lekcja cierpliwości
Nauczyciele zostali wystawieni na próbę. To nie tylko wojna nerwów o to, jak będzie wyglądała praca w szkole po wprowadzeniu "lex Czarnek". Pedagodzy będą siedzieć na tykającej bombie.
Większość zatrudnionych w szkole osób, pracujących z dziećmi i młodzieżą zastanawia się też nad swoim statusem i losem. Nauczyciele toną w domysłach i zastanawiają się, czy pomysły, o jakich resort edukacji poinformował pod koniec 2021 roku, są na poważnie, czy to tylko kontrowersyjny projekt, którego ostatecznie nikt nie zamierza realizować. Bo gdyby tak było, formalne rozmowy na ten temat z zainteresowanymi byłyby w poważnym zaawansowaniu.
Bo aby zmiany zapowiadane przez ministerstwo wejść w życie mogły we wrześniu 2022 roku, muszą być gotowe i zapięte na ostatnio guzik do wiosny. Tego wymaga rytm życia szkoły i konieczność opracowania arkuszy organizacyjnych na kolejny rok szkolny.
Sprawa dotyczy między innymi zwiększenia nauczycielskiego pensum. Mogą one doprowadzić do nawet, jak ocenia Związek Nauczycielstwa Polskiego, odejścia 50 tysięcy osób. Może się również pojawić fala likwidacji szkół. A nauczyciele wyrażają obawy, że stracą finansowo na tym rozwiązaniu, a niektórzy z nich będą musieli po prostu przejść na emeryturę.
Zmiany pensum. To będzie szkoła przetrwania
Minister Przemysław Czarnek zapowiadał, że chce zmian, dzięki którym "nauczyciel będzie bardziej dostępny dla ucznia, a nie dla biurokracji". Obiecywał, że propozycja zostanie przekazana do konsultacji na początku nowego roku. - Będą to zmiany, o których od dawna mówiliśmy, z wieloma okresami przejściowymi i udogodnieniami, wcześniejszą emeryturą, ale także z nowym systemem wynagrodzeń, czyli czymś, co było postulowane przez Solidarność - mówił minister.
Propozycja ministerstwa zakłada podwyższenie tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin nauczycielskich zajęć o 4 godziny - z 18 do 22. Nie dotyczy to tylko nauczycieli w przedszkolach. Pedagodzy, zatrudnieni w pełnym wybierze godzin, będą zobowiązani "do bycia dostępnym" dla uczniów i rodziców w szkole w wymiarze 8 godzin tygodniowo dla nauczycieli realizujących obowiązkowy wymiar zajęć do 25 godzin w tygodniu, 3 godzin dla realizujących powyżej 25 godzin.Tym zmianom ma towarzyszyć wprowadzenie przeciętnego wynagrodzenia dla nauczycieli zamiast średniego.
Projekt zmian, zaplanowanych na rok szkolny 2022/23, opublikowany jesienią 2021 roku w "Dzienniku Gazecie Prawnej", przewiduje trzyletni okres przechodzenia na nowy system. Nauczyciele mają sami zdecydować, czy chcą zwiększenia pensum i związanego z tym zwiększenia ich wynagrodzeń. Mogą też zachować dotychczasowy wymiar godzin i utrzymać "proporcjonalne do niego wynagrodzenie".
Entuzjazmu w środowisku nie ma. To bowiem kolejny strzał w branżę.
Ministerstwo oznajmia też "odejście od rozliczeń średnich" i "likwidację dodatków uzupełniających oraz likwidację stopnia nauczyciela mianowanego". Pozostanie nadal niezbywalny nauczycielski przywilej - 50 dni urlopu wypoczynkowego, do wykorzystania w czasie wolnym od zajęć dydaktyczno-wychowawczych.
- Na środowisko padł strach. Mamy cztery polonistki w szkole. Jasne, że przy zwiększonej liczbie godzin dla każdego potrzebne będą tylko trzy. Nie ma cudu, by dla nas wszystkich wystarczyło godzin. Klas przecież nie przybędzie. Kto odejdzie? Najmłodsza? Ale już dawno nie ma w szkołach świeżego narybku - mówi rozgoryczona nauczycielka w szkole podstawowej. Od obcesowego pytania, skierowanego przez ministra do dziennikarzy po pytaniach o nauczycielskie pensje po wejściu Polskiego Ładu woli pozostać anonimowa.
Nowe pensum. "Gdzie spędzę te osiem godzin?"
- Każdy z nas, a szczególnie nauczyciele przedmiotów egzaminacyjnych, nie pracuje tylko 20 godzin. Drugie tyle robimy w domu. Myśl, że mam zaoferować jeszcze osiem dodatkowych godzin spędzonych w szkole, rodzi w nas wiele pytań. Gdzie będziemy ten czas spędzać, gdy szkoła żyje z wynajmu przestrzeni w godzinach polekcyjnych - zastanawia się nauczycielka.
Podkreśla też, że od początku roku jakoś o tym projekcie cicho. Nie ma rozmów, więc może ministerstwo nie ma jednak zamiaru wdrażać tej rewolucyjnej zmiany. Największą krzywdę podwyższone pensum przyniesie przecież nauczycielom w szkołach wiejskich, gdzie od jednej doi drugiej placówki daleko i nie ma żadnych szans, by przemieszczając się, wyrobić stosowną ilość godzin.
Najgorsze, że nowelizacja karty nauczyciela, zaproponowana przez Ministerstwo Edukacji i Nauki, żadną miarą nie zachęci młodych ludzi do pracy w szkole. Nie ma wizji podwyżek, godzin pracy będzie więcej, praca niestabilna a obowiązków "karcianych" zamiast ubywać, znów przybędzie.
Rzeczniczka prasowa Ministerstwa Edukacji i Nauki, Anna Ostrowska zapewnia, że rozmowy trwają, ale odpowiedź na szczegółowe pytania stopnia ich zaawansowania, punktów spornych, harmonogramu wprowadzania zmian i sytuacji nauczycieli, choćby tych na wsiach obiecała WP odesłać w e-mailu. Czekamy na niego od 12 stycznia.
Nowa karta nauczyciela i nowe pensum. "To parodia rozmów"
- Ostatnio spotkaliśmy się 7 grudnia. Miało być spotkanie między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem, ale nikt nawet nie podesłał w tej sprawie żadnej wiadomości. Co dalej? Kompletnie nie mamy pojęcia - mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprzewodniczący Związku Nauczycieli Polskich.
Wiceprzewodniczący jednak jest pewien, że ministerstwo nie wprowadzi zaprojektowanych przepisów bez konsultacji społecznych. - Jeśli do kwietnia będzie to jakimś cudem obowiązujące prawo, trzeba będzie odkłamywać nieprawdziwe rzeczy - stwierdza Krzysztof Błaszczyński i dodaje, że to, co się działo i tak trudno nazwać negocjacjami.
- Spotkanie trwało 1,5-2 godziny, pan minister przedstawia swój pomysł, co spotkanie to gorszy, prosi o opinię, my przesyłamy, nic z tego nie wychodzi. Zapowiada gigantyczne podwyżki od września. Ani to podwyżki, ani gigantyczne. To wszystko parodia.
Godziny karciane - obowiązywały do września 2016 roku. Były to dwie godziny, które każdy nauczyciel miał do zrealizowania poza swoim osiemnastogodzinnym pensum. W ramach tych dwóch lekcji można było prowadzić kółko zainteresowań oraz zajęcia ze zdolnymi uczniami albo potrzebującymi wsparcia uczniami. Nowelizacja karty nauczyciela zniosła ten obowiązek. Teraz nowa wersja może wejść w życie, jeśli do marca zakończą się prace nad projektem, a w kwietniu zostanie on zaakceptowany.
Podwyżka w projekcie - 13 stycznia Senat uchwalił ustawę budżetową na 2022 rok, uwzględniając poprawkę podwyższającą o 700 zł kwotę bazową wynagrodzeń nauczycieli. Wcześniej, w grudniu, Sejm nie przewidział podwyżki, zamrażając ją na poziomie 3537,80 zł. Teraz sprawa wróci do Sejmu.