Temat migracji dzieli Europę. "Polacy mają rację"
Przybywa państw UE, w których prawicowi populiści korzystają na nierozwiązanym problemie imigracji. Jego rozwiązanie na poziomie europejskim staje się coraz trudniejsze. – Polacy, Węgrzy, Czesi i Słowacy mają rację mówiąc, że jeśli pani Merkel sprowadza ludzi do Niemiec, to jest to jej sprawa – stwierdził Alexander Gauland z niemieckiej AfD.
Tylko kilka kilometrów dzieli centralę UE od belgijskiego urzędu ds. uchodźców przy brukselskim Dworcu Północnym. Tłoczą się przed nim imigranci, którzy albo chcą złożyć podania o azyl, albo tak szybko jak to możliwe udać się przez Francję do Wielkiej Brytanii. Wielu z nich koczuje na dworcu albo w pobliskim parku.
To w większości Afrykańczycy, którzy do Brukseli przyjechali z Włoch przez Austrię, Niemcy albo Francję – wbrew wszystkim regułom uzgodnionym niegdyś w Dublinie. Według nich właściwie wszyscy powinni byli złożyć podania we Włoszech, albo w innym unijnym kraju, którego granicę przekroczyli na początku. Jednak system, który Unia Europejska jak dotąd bezskutecznie próbowała reformować, nie funkcjonuje.
Dlatego belgijski minister spraw wewnętrznych Jan Jambon z narodowo-konserwatywnej partii N-VA chce zaostrzenia postępowania przeciwko nielegalnym imigrantom. W czasie ostatnich wyborów w 2014 r. N-VA uważana za partię populistyczną mocno zyskała na poparciu i po raz pierwszy weszła do koalicji rządowej.
Renesans partii antyimigranckich
Belgia ilustruje ogólnoeuropejski trend. Kryzys migracyjny sprawił, że w wielu państwach Unii Europejskiej takich jak Francja, Holandia, Dania, Szwecja czy Niemcy powstały silne prawicowo-populistyczne partie opozycyjne. W niektórych państwach takich jak Belgia, Finlandia, Austria, Grecja czy Włochy prawicowi populiści wchodzą w skład koalicji rządowych. W Polsce, na Węgrzech i w Czechach rządzą samodzielnie. Zdaniem Stefana Lehne z think-tanku Carnegie Europe w Brukseli kryzys migracyjny stał się siłą napędową partii populistycznych. – Znaleźli tutaj temat, który wywołuje wielkie emocje, silną polaryzację i dlatego kurczowo się go trzymają – twierdzi Lehne w rozmowie z DW.
Szef klubu poselskiego prawicowo-populistycznej Alternatywy dla Niemiec (AfD)
Aleksander Gauland, przyznał nawet publicznie, że fala uchodźców, która swoje apogeum miała w 2015 r., "była darem" dla jego partii. AfD jest największą partią opozycyjną w niemieckim Bundestagu, a w niektórych wschodnioniemieckich regionach prowadzi nawet w sondażach.
Zagrożenie dla jedności europejskiej
Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans uważa, że siła prawicowych populistów i nierozwiązany problem migracji prowadzi nie tylko do kryzysu rządowego w Niemczech, ale i zagraża integralności UE. – Kiedy spojrzeć kilka lat wstecz, widać, że temat migracji zepchnął Unię Europejską na skraj przepaści. Migracja odgrywa kluczową rolę w każdym państwie członkowskim – powiedział Timmermans w ubiegły wtorek w Parlamencie Europejskim. Jednocześnie opowiedział się za większą solidarnością wśród państw członkowskich. – Tylko na poziomie europejskim możemy znaleźć kompleksowe i funkcjonujące rozwiązanie – przekonywał.
Jednak wiele rządów, na który wpływ mają prawicowi populiści, nie chce o tym słyszeć – uważa Stefan Lehne. – Niezdolność UE do rozwiązania tego problemu doprowadziła do wzrostu tendencji nacjonalistycznych. Większość populistów, większość partii, które nastawione są wrogo do imigracji, są także sceptyczne wobec UE – dodaje.
Dlatego coraz częściej stawia się na działania na poziomie narodowym, na kontrole graniczne, umacnianie granic i "górne limity" dla uchodźców. Próby postępów na poziomie europejskim stają się w tym politycznym otoczeniu bardzo trudne – uważa ekspert. Jego zdaniem także i niemiecka kanclerz ma niewielkie szanse, by znaleźć wyjście z powstałego kryzysu rządowego przed unijnym szczytem pod koniec czerwca. W jednym z wystąpień niemieckiej telewizji Lehne stwierdził, że "jeśli Europie się to nie uda, grozić jej będzie niebezpieczeństwo".
Cel: europejskie procedury azylowe?
Merkel opowiada się za skoordynowanym działaniem, za bilateralnymi umowami między państwami unijnymi, a także w dalszej perspektywie za utworzeniem europejskich służb azylowych, które decyzje podejmować będą na granicach zewnętrznych Unii. Zdaniem kanclerz, pomimo silnych prawicowo-populistycznych tendencji Unia Europejska musi znaleźć odpowiedź na następujące pytania: "Czy jesteśmy na tyle silni, by rzeczywiście zapewnić rozwój tam, skąd pochodzą migranci, a więc na kontynencie afrykańskim? Czy jesteśmy w stanie, skuteczniej niż dotąd, zakończyć wojnę domową w Syrii, skąd pochodzą miliony uchodźców? Czy troszczymy się o obozy dla uchodźców w pobliżu ich krajów pochodzenia? Nikt z lekkim sercem nie opuszcza swojej ojczyzny. I czy jesteśmy w stanie zgodzić się na identyczne procedury w całej Europie?" - pytała retorycznie w Bundestagu.
Nie tylko opozycja w Berlinie, ale i rządzący w Polsce i na Węgrzech zarzucają niemieckiej kanclerz, że przyjmując w 2015 r. prawie milion osób ubiegających się o azyl, popełniła wielki błąd. Merkel musi teraz ponieść tego konsekwencje – uważa szef klubu poselskiego AfD Alexander Gauland. – Nikt w Europie nie chce ponosić konsekwencji tej polityki. Polacy, Węgrzy, Czesi i Słowacy mają rację mówiąc, że jeśli pani Merkel sprowadza ludzi do Niemiec, to jest to jej sprawa. My ich nie zapraszaliśmy. Narody te i ich politycy mają rację – mówił w marcu w Bundestagu.
Fakty nie przekonują
Od 2015 r. liczba osób przybywających do Grecji, Włoch i Niemiec spadła o prawie 75 proc. Polityka migracyjna zmieniła się, a mimo to populistyczne partie i rządy sprawiają wrażenie, jakby granice stały otworem. Skąd to się bierze? – Najwyraźniej tak traumatyczny szok, jak ten z 2015 r., rozkłada się na miesiące i lata ze wszystkimi politycznymi konsekwencjami. Związane z tym poczucie niepewności nadal wykorzystywane jest przez zainteresowane grupy – twierdzi Stefan Lehne z Carnegie Europe.
Częściowo podjęto już bowiem działania, o które toczą się obecnie spory w Europie i w Niemczech. Siedem państw, w tym Niemcy i Belgia, wprowadziły na niektórych odcinkach ponownie kontrole graniczne. Odsyłanie migrantów praktykowane jest już od dawna na granicy francusko-włoskiej, belgijsko-francuskiej a także niemiecko- austriackiej. Lecz pomimo stosunkowo małej liczby nowych imigrantów ludzie mają wrażenie, jakby problem ten nadal wymykał się spod kontroli – uważa Stefan Lehne. – Wydaje mi się, że większość ludzi w Austrii czy w Niemczech nie jest bezpośrednio konfrontowana z obecnością uchodźców czy migrantów. Ale uwaga poświęcona temu tematowi w mediach sprawia, że jest on wszechobecny w społeczeństwie – tłumaczy ekspert.
Bernd Riegert
Przeczytaj też:
Die Welt: polski rząd przeciw muzułmańskim uchodźcom
Berlin: elektryczne autobusy z Polski