Iskrzy na linii Warszawa-Moskwa. "Dlaczego nadal jest w Polsce?"

Rosyjska rakieta wtargnęła w polską przestrzeń powietrzną, którą następnie opuściła - ustalili polscy wojskowi. - Nasza odpowiedź dyplomatyczna w tym temacie była zbyt łagodna - komentuje w rozmowie z WP były ambasador RP w Ukrainie Jan Piekło. Jego zdaniem Polska powinna "wyprosić" ambasadora Rosji. Innego zdania jest inny były dyplomata. - Nie trzeba robić histerii, tylko przygotować się na przyszłość - uważa Jerzy Marek Nowakowski.

Ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew i szef polskiego MSZ Radosław Sikorski
Ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew i szef polskiego MSZ Radosław Sikorski
Źródło zdjęć: © East News
Paweł Buczkowski

W piątek po godz. 7 mieszkańcy gminy Komarów-Osada pod Zamościem usłyszeli głośny szum. - To coś nadleciało z kierunku północno-zachodniego, od strony Zamościa. Przeleciało w kierunku Wożuczyna i zniknęło za lasem - relacjonował w rozmowie z WP właściciel sadu w miejscowości Sosnowa-Dębowa, gdzie zauważono obiekt.

- Wszystko wskazuje na to, że rosyjska rakieta wtargnęła w polską przestrzeń powietrzną, którą następnie opuściła. Mamy na to potwierdzenie radarowe - narodowe i sojusznicze - powiedział w piątek szef Sztabu Generalnego gen. Wiesław Kukuła.

Wiceminister polskiego MSZ w piątek wieczorem przekazał chargé d’affaires rosyjskiej ambasady w Warszawie notę dotyczącą naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej.

- Do tej pory nie mamy pełnej informacji, co to była za rakieta. Ale ponieważ ona wróciła, to z tego by wynikało, że był to pocisk manewrujący i jego prawdopodobnym celem było testowanie polskiej obrony przeciwlotniczej w celu stworzenia napięcia i eskalacji. Nasza odpowiedź dyplomatyczna w tym temacie była zbyt łagodna, a wezwanie chargé d’affaires rosyjskiej ambasady nic nie rozwiązało, a raczej można powiedzieć, że pokazało naszą bezradność - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską Jan Piekło, były ambasador Polski w Ukrainie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Po piątkowym spotkaniu w polskim MSZ rosyjski dyplomata komentował, że "strona polska nie przedstawiła żadnych dowodów". - Wręczono mi notatkę zawierającą bezpodstawne zarzuty, jakoby 29 grudnia rano polska przestrzeń powietrzna została naruszona przez obiekt powietrzny, który polscy eksperci zidentyfikowali jako rosyjski pocisk manewrujący - stwierdził chargé d’affaires ambasady Rosji Andriej Ordasz, którego cytował rosyjski portal RIA Novosti.

Zapowiedział też, że "Moskwa nie wyjaśni tego zdarzenia, dopóki Warszawa nie przedstawi konkretnych argumentów".

Jan Piekło: Dlaczego ambasador Rosji nadal jest w Polsce?

Właśnie dlatego, zdaniem Jana Piekło, reakcja Polski powinna być dalej idąca.

- Ambasador Rosji w Polsce (Siergiej Andriejew - red.) już kilka razy był twórcą różnych sytuacji przykrych i żenujących. On, o czym zresztą już wcześniej pisałem i mówiłem, powinien zostać wyproszony z Polski. Jest bardzo prosta metoda, która może temu służyć. Niekoniecznie trzeba go wydalać. Można wezwać na konsultacje polskiego ambasadora w Moskwie, co z kolei automatycznie uruchomi proces wyjazdu ambasadora Rosji do kraju - uważa Piekło.

- Szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiem, dlaczego ambasador Rosji nadal jest w Polsce obecny, ponieważ to niczemu nie służy, żadnemu celowi. To Ukraina jest obiektem ataku Rosji, Ukraina jest naszym partnerem, którego wspomagamy, więc taka reakcja byłaby raczej dość zrozumiała - dodaje były ambasador RP w Ukrainie.

Jerzy Marek Nowakowski: Nie trzeba robić histerii

Odmiennego zdania jest Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP w Łotwie i Armenii. Jego zdaniem, wydalenie rosyjskiego ambasadora w tej chwili byłoby złą decyzją.

- Przede wszystkim musimy więcej wiedzieć o całej sprawie, żeby ewentualnie coś w tej kwestii robić. Natomiast jeżeli to było zdarzenie przypadkowe, tak jak się w tej chwili wydaje, to wręczenie noty protestacyjnej jest zachowaniem normalnym i standardowym. Myślę, że na ostrzejsze reakcje, zresztą to zapowiadało MSZ, przyszedłby czas, gdyby takie zdarzenia się powtarzały, i gdyby strona rosyjska nie zareagowała - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską Jerzy Marek Nowakowski.

- Zdarzały się podobne sytuacje w Rumunii oraz Mołdawii, czyli krajach sąsiadujących z teatrem wojny. Sądzę, że w tym wypadku reakcja była prawidłowa. Nie należy robić histerii wtedy, kiedy nie trzeba. Wydaje mi się, że zdecydowany protest, wezwanie chargé d’affaires, przekazanie noty to była odpowiednia reakcja - dodaje były dyplomata.

Jerzy Marek Nowakowski zauważa jednak różnicę w reakcji obecnego MSZ w stosunku do tego, co robił poprzedni rząd.

- Wtedy, kiedy wzywał ambasadora w nocy do wyjaśnień, to okazywało się, że to nie była rosyjska rakieta. Natomiast tam, gdzie była rosyjska rakieta, to reakcji nie było - komentuje.

Chodzi o upadek rakiety w Przewodowie, która w listopadzie 2022 roku zabiła dwóch Polaków. O wystrzelenie rakiety początkowo oskarżana była właśnie Rosja, ale jak się później okazało, był to pocisk ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, który przypadkowo trafił na teren Polski. Z kolei w drugim wspomnianym przypadku przez kilka miesięcy ukrywano to, że coś przeleciało przez pół Polski i spadło w lesie pod Bydgoszczą. Szczątki rakiety, jak się później okazało rosyjskiej, znalazła przypadkowa osoba. Po tym zdarzeniu reakcji dyplomatycznych nie było.

- Natomiast w tym ostatnim przypadku (z 29 grudnia 2023 roku - przyp. red.) była to standardowa, właściwa reakcja. Musieliśmy jasno powiedzieć, że jesteśmy zaniepokojeni, niezadowoleni. Natomiast nie trzeba robić histerii, tylko przygotować się na przyszłość. Zwrócę uwagę na to, co powiedział minister Bartoszewski, że zachowujemy sobie na przyszłość prawo do ostrzejszej reakcji - zaznacza Jerzy Marek Nowakowski.

- Powiedziałem jasno panu chargé d’affaires, że ponowienie tego typu prób spotka się z ostrzejszą reakcją Rzeczypospolitej Polskiej, ponieważ jest to testowanie naszej efektywności i naszego podejścia do obrony - relacjonował w piątek wiceminister Władysław Teofil Bartoszewski. Dodał, że jeśli rakieta "poleciałaby kawałek dalej w głąb terytorium Polski, to zostałaby zestrzelona".

Rola polskiego ambasadora w Rosji

Jerzy Marek Nowakowski przestrzega, że ewentualne wydalenie rosyjskiego ambasadora z Polski spotkałoby się z podobną reakcją Rosji.

- Nie wydaje mi się sensowne dalsze eskalowanie, bo oczywiście Rosjanie odpowiedzieliby tym samym. Jeżeli my wydalamy ich ambasadora, oni wydalają naszego. A nasz ambasador chociażby dba o polskie miejsca pamięci w Rosji, które są zagrożone, więc powinien tam być polski ambasador - uważa Jerzy Marek Nowakowski.

Jan Piekło w tej sprawie również przedstawia odmienne stanowisko. - Polski ambasador w Rosji jest uważnie obserwowany, jest pod specjalnym nadzorem i jego rola poza tym, że nadal jest polskim ambasadorem, żeby móc coś załatwić, na coś wpłynąć, jest po prostu żadna - uważa.

- Słyszałem głosy, że polski ambasador dba o polskie miejsca pamięci. Ale on nie bardzo może o nie dbać, ponieważ to Rosji kompletnie nie obchodzi. Rosja niszczy polskie miejsca pamięci, o czym wiemy, co było kilka razy pokazywane. Tym bardziej trudno jest mi zrozumieć decyzję o pozostawieniu rosyjskiego ambasadora w Polsce - konkluduje Jan Piekło.

Czytaj także:

Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie