Widzieli przelatujący pocisk. "Do 2 metrów, o kolorze czarnym"
Trwają poszukiwania obiektu, który dostał się w polską przestrzeń powietrzną. Pocisk zauważyli mieszkańcy gminy Komarów-Osada. - Kilka minut po godz. 7 zadzwonili, że dzieje się coś niepokojącego, że widzieli obiekt, który przelatywał nad ich głowami - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską wójt Wiesława Sieńkowska.
Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych przekazało, że w piątek rano w przestrzeń powietrzną Polski od strony granicy z Ukrainą "wleciał niezidentyfikowany obiekt powietrzny".
"Od momentu przekroczenia granicy, aż do miejsca zaniku sygnału obserwowany był przez środki radiolokacyjne systemu obrony powietrznej kraju. Zgodnie z obowiązującymi procedurami Dowódca Operacyjny RSZ uruchomił dostępne siły i środki pozostające w jego dyspozycji" - przekazano w komunikacie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obiekt zaobserwowali mieszkańcy jednej z gmin w województwie lubelskim.
- Kilka minut po godzinie 7 rano mieszkańcy Komarowa-Osady zadzwonili, że dzieje się coś niepokojącego, że widzieli obiekt, który przelatywał nad ich głowami. Ludzie ci pracowali w sadzie, w miejscowości Sosnowa-Dębowa. Kilka minut później usłyszeliśmy sygnały ostrzegawcze policji, zjawiły się inne służby mundurowe i zaczęto poszukiwania. Do tej pory nic nie znaleziono na szczęście i czujemy się bezpiecznie, natomiast z rana troszeczkę trwogi i niepokoju było - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską wójt gminy Komarów-Osada Wiesława Sieńkowska.
- Mieszkańcy opisywali to jako obiekt, który leciał nisko, niżej niż samoloty, o długości od 1 do 2 metrów i o kolorze czarnym. Poleciał dalej w kierunku Kraczewa i Czartowczyka - mówi.
Podkreśla, że ludzie wzajemnie się informowali o sytuacji. - Był niepokój, bo słychać było sygnały policji, przemieszczające się wojsko, helikoptery, które latały nad Komarowem. W tej chwili drony poszukują tego obiektu i pracują służby nad tym, aby znaleźć to coś, ten obiekt niezidentyfikowany - podkreśla Sieńkowska.
"Dźwięk podobny do odrzutowca"
- Było parę minut po godzinie 7. Dwaj pracownicy znajdowali się obok budynku gospodarczego. To coś nadleciało z kierunku północno-zachodniego, od strony Zamościa. Przeleciało w kierunku Wożuczyna i zniknęło za lasem - mówi w rozmowie z WP właściciel sadu w miejscowości Sosnowa-Dębowa, gdzie zauważono obiekt.
- Pracownicy mówią, że obiekt znajdował się na wysokości około 200-300 metrów. Było słychać duży szum, taki, że mówili, że aż ciarki przeszły. Dźwięk podobny do odrzutowca. W pierwszej chwili myśleli, że to bezzałogowiec, ale twierdzą, że to był kształt tak jakby rury, tuby w kolorze czarnym, więc raczej rakieta. Wielkości około 2 metrów, ale jednak z pewnej odległości trudno określić dokładnie, więc mogło to być większe - mówił.
Właściciel sadu nie musiał nic zgłaszać, bo służby same bardzo szybko pojawiły się na miejscu.
- Po godz. 7 to leciało, a już w pół do 8 u znajomego byli policjanci z żandermerią. A u mnie byli już przed 8. Nikt się też nie spodziewał, że to coś groźnego, bo kierunek z którego to nadleciało, nas zmylił. Ale z tego, co mówił mi znajomy to rakiety manewrujące mają to do siebie, że mogła wlecieć i już zawracać. Ale ten kierunek trochę uśpił naszą czujność, że to coś nienaturalnego - opowiadał nasz rozmówca.
- Wszystko wskazuje na to, że rosyjska rakieta wtargnęła w polską przestrzeń powietrzną, była śledzona radarowo i opuściła tę przestrzeń - powiedział generał Wiesław Kukuła, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego po naradzie w BBN.
W piątek doszło do zmasowanego ostrzału Ukrainy. - Rosja zaatakowała Ukrainę niemal wszystkim, co miała do dyspozycji: pociskami hipersonicznymi Kindżał i pociskami manewrującymi, wyrzutniami rakietowymi S-300, dronami; wystrzelono około 110 rakiet, z których większość udało się zniszczyć - powiadomił ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski.
Zaatakowane zostały: Kijów, Odessa, Dniepr, Charków, Zaporoże. Z miast w pobliżu polskiej granicy atakowany był Lwów. Według relacji mera miasta Andrija Sadowego jedna z rakiet uszkodziła budynek, a poszkodowanych zostało 15 osób.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj więcej: