Od terrorystycznej napaści na World Trade Center i zawalenia się obu wież mieszkańcy miasta żyją w ciągłym szoku. Z jednej strony przerażenie połączone z niedowierzaniem, że coś podobnego mogło się zdarzyć skoro nawet w czasie drugiej wojny światowej państwom osi nie udało się zaatakować celów na kontynencie; nalot na Pearl Harbor dotyczył przecież zbombardowania odległych wysp. Z drugiej strach przed powtórzeniem się podobnego aktu terroru, zwłaszcza że prasa i telewizja pełne są czarnych scenariuszy przestrzegających przed przyszłymi formami apokalipsy chemicznej, biologicznej czy zgoła atomowej. Nad wszystkim jednak panuje dojmujący nastrój smutku, żałoby z powodu śmierci tysięcy nowojorczyków i zniszczenia pięknej części miasta. Pod tym względem na pewno nie różnimy się od społeczności metropolii. Mieszkamy w tym mieście, jest ono dla większości Polaków ich miastem, a nawet dla przyjezdnych i chwilowych rezydentów stanowi miejscowość bliską i znajomą, w której żyją i pracują.