Szef prawników KE o następnych krokach ws. Polski. Didier Reynders: czekamy na podpis
- Będziemy nadal opierać się populistycznej narracji - deklaruje komisarz UE ds. sprawiedliwości Didier Reynders. Jako szef zespołu prawników Komisji Europejskiej mówi też o działaniach wobec Polski ws. nowej ustawy o sędziach.
Komisarz UE ds. sprawiedliwości podczas poniedziałkowej debaty o praworządności kilka razy podkreślał, że Komisja Europejska dostrzega pilną potrzebę przeciwstawiania się populistycznym chwytom, gdy w imieniu większości wyborczej podminowuje się niezależność sądownictwa. - Komisja już pokazała determinację, by stawiać temu czoła. I będzie robić to dalej - zapowiedział Didier Reynders.
Najnowsza ustawa dyscyplinująca sędziów w Polsce (nazywana przez opozycję "ustawą kagańcową"), która czeka już tylko na podpis prezydenta Andrzeja Dudy, w opinii ekspertów UE oraz Rady Europy uderza w niezależność wymiaru sprawiedliwości. Komentatorzy zauważają, że po podpisie Dudy trudno będzie Brukseli zwlekać z wszczęciem postępowania przeciwnaruszeniowego, które po kilku miesiącach może doprowadzić do kolejnej skargi do TSUE.
- Broniąc praworządności, sami musimy trzymać się zasad prawa. Decyzja, co dalej, zapadnie, gdy prezydent Polski podpisze tę ustawę i jej tekst zostanie oficjalnie opublikowany - powiedział Didier Reynders, który jest szefem zespołu prawników Komisji Europejskiej zajmujących się prawami podstawowymi oraz praworządnością w krajach Unii, czyli także polskim sądownictwem.
Zobacz też: Wojna o sądy. Kidawa-Błońska mówi o zamachu stanu. Reakcja wicepremiera Sasina: bredzi
Reynders wyjaśnił, że wtedy do pracy przystąpią prawnicy. - Zaczną się standardowe konsultacje służb prawnych Komisji i władz Polski, jak tego wymagają nasze zasady. Będziemy oceniać tę ustawę, biorąc pod uwagę m.in. opinię Komisji Weneckiej - stwierdził.
Komisarz zapowiedział też, że we wrześniu zainaugurować - obiecany przez Ursulę von der Leyen - doroczny przegląd praworządności we wszystkich krajach Unii oparty na sprawozdaniach sporządzonych przez Komisję Europejską. - Te raporty będą obejmować przede wszystkim sytuację wymiaru sprawiedliwości, ale też m.in. stan pluralizmu mediów - zapowiedział.
Ocena praworządności w krajach Unii będzie oparta w niemałej mierze - jak tłumaczył Reynders - na niedawnym orzecznictwie Trybunału Sprawiedliwości UE "w sprawach polskich, w tym czystki emerytalnej w Sądzie Najwyższym". Komisarz bronił postępowania z art. 7, które jest krytykowane za nieskuteczność. - Wartością sama w sobie jest fakt, że dzięki temu postępowaniu praworządności i jej zagrożenie są regularnie tematem dyskusji krajów członkowskich w radzie UE - przekonywał Didier Reynders.
Polska "frankensteinizacja"
O zawetowanie nowej ustawy o sędziach zaapelowała do prezydenta Andrzeja Dudy organizacja Human Rights Watch. Ponadto spór o zagrożoną praworządność w Polsce stał się we wtorek także tematem debaty Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy przy okazji projektu rezolucji powtarzającego m.in. poważne zastrzeżenia wobec Polski ze strony Komisji Weneckiej.
Raport mówi m.in. o "legislacyjnej frankensteinizacji". Chodzi o argumentację władz Polski, które bronią zmian w wymiarze sprawiedliwości, porównując ich poszczególne elementy do pojedynczych zapisów z prawodawstw innych krajów UE. Zarówno w UE, jak i w Radzie Europy krytycy tego podejścia uznają to za manipulacyjne pomijane kontekstu łącznego efektu zmian w Polsce.
Co z funduszami UE?
Niezależnie od inicjatyw Komisji Europejskiej za najboleśniejsze narzędzie nacisku na Polskę i Węgry już od paru lat uznawany jest nowy budżet UE na lata 2021-27. Chodzi o mechanizm "praworządność za pieniądze", a także o groźbę przełożenia się popsutej reputacji Polski na jej osłabioną pozycję negocjacyjną.
Charles Michel, szef Rady Europejskiej (następca Donalda Tuska)
, w ostatni weekend zdecydował o zwołaniu szczytu budżetowego, który ma się rozpocząć już 20 lutego. Możliwe, że Michelowi nie uda się tak szybko doprowadzić do kompromisu budżetowego, ale już w lutym Polska może nieco precyzyjniej poznać cenę sporu o praworządność, jeśli nie pójdzie na ustępstwa wobec Brukseli.
- Nie będzie zgody na projekt powiązania funduszy z praworządnością, o ile nie będzie jasno i precyzyjnie określonych kryteriów, kiedy można zawieszać fundusze - podkreślał wiceszef MSZ Paweł Jabłoński podczas poniedziałkowej debaty w Brukseli. Mówił, że nawet służby prawne Rady UE mają zastrzeżenia co do projektu w obecnym kształcie, w którym za kryterium do zawieszenia lub nawet obcinania funduszy służą "uogólnione" czy też systemowe "braki w praworządności".
Projekt "pieniądze za praworządność" jest częścią budżetowego pakietu negocjacyjnego, więc - choć formalnie jest zastrzeżony do głosowania większościowego - do jego przyjęcia de facto trzeba by jednomyślnej zgody krajów wszystkich krajów Unii. - Te same kraje, które popierają ten projekt, chcą mniejszego budżetu UE. O co zatem naprawdę chodzi? - pytał Jabłoński.
Zasada "pieniądze za praworządność" uchodzi wśród unijnych dyplomatów za "punkt na ostatnią fazę ostatniej nocy negocjacji budżetowych", kiedy od zgody (lub jej braku) Polski bądź Węgier może zależeć mniejsza lub większa gotowość głównych płatników do dorzucenia dodatkowych pieniędzy do wspólnej unijnej kasy.
oprac. Tomasz Bielecki/DW
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl