Szarlatański patent. Nie jest lekarzem, tylko kapłanem. Chorych przyjmuje w "świątyni"
Diagnoza: nowotwór złośliwy. Guz na szyi rośnie. Chora dostaje listę suplementów i wlewy z rozcieńczalnika. Przez to chemioterapia się opóźnia. Lekarz, który jej to zlecił, umywa ręce. W prokuraturze stwierdził, że nie był wtedy medykiem, tylko kapłanem, a pacjenci nie płacą 600 złotych za wizytę u specjalisty, tylko wspierają jego kościół. Sprawę umorzono.
- Prokuratura w Opocznie umorzyła sprawę terapii zaleconej przez Huberta Czerniaka. Miał przepisać pacjentce kilkadziesiąt suplementów i wlewy dożylne z różnych substancji w tym z DMSO, odczynnika chemicznego, który powstaje przy produkcji papieru.
- W prokuraturze Czerniak tłumaczył, że nie przyjął kobiety jako lekarz, a jako kapłan Kościoła Naturalnego.
- 600 złotych w gotówce miał przyjąć jako darowiznę na kościół, a nie opłatę za wizytę - tak przekonywał śledczych. I mu uwierzyli.
- Czerniak stracił prawo wykonywania zawodu, bo sąd lekarski nie miał wątpliwości, że jest winny. Decyzja jest jeszcze nieprawomocna. Ciągle widnieje w rejestrze lekarzy.
- Lekarz onkolog w szpitalu pytał mnie, czemu tak późno? Pytał, czemu tyle zwlekałam z leczeniem? - pani Beata cicho dodaje, że nie przyznała mu się wtedy, jaki był powód. Nie zdradziła, że była u innego lekarza, u którego zamiast leków dostała suplementy za prawie 10 tysięcy. Do tego miała przyjmować wlewy z różnych substancji i odczynników chemicznych, za kolejne 20 tysięcy złotych. Nie było jej na te wlewy stać. W końcu trafiła do Centrum Onkologii. Przyjęła chemioterapię. Żyje, jest zdrowa. Chce walczyć o sprawiedliwość.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odkryte terapie
Mówił, że kocha leczyć ludzi
Choroba przyszła jak zwykle: nagle i niespodziewanie. Podczas rutynowej wizyty, lekarz zwrócił uwagę na guzek po lewej stronie szyi. Zaczęły dochodzić problemy ze słuchem. Wreszcie wybrała się do onkologa. Seria badań i diagnoza: chłoniak, nowotwór złośliwy. Kobiecie zaczął towarzyszyć strach o życie, o konsekwencje przyjmowania chemii. Przyznaje, że zwlekała z rozpoczęciem proponowanych przez lekarzy terapii. Wreszcie pojawiła się koleżanka, która miała rozwiązanie. Słyszała o cudownym lekarzu, który ma inne podejście do medycyny. To Hubert Czerniak.
- Wierzyłam jej. Doradziła mi, a ja czułam się coraz gorzej. Szukałam pomocy, nie wiedziałam co robić - mówi pani Beata. Poczytała o nim w sieci, postanowiła spróbować.
Pani Beata ma 75 lat. Ciemne włosy. Elegancka, bardzo miła. Każde słowo, które wypowiada, wymaga wysiłku. Słychać, że mówienie sprawia jej problem. To pozostałość po chemii. Dzięki niej pokonała nowotwór, ale gardło jeszcze nie doszło do siebie. Pani Beata czeka właśnie na operację plastyczną. Mówi, że to detal. Najważniejsze, że po leczeniu onkologicznym odzyskała słuch i żyje.
Mieszka pod Warszawą. Na niewielkiej komodzie w salonie leżą opasłe teczki dokumentacji medycznej, pism i wniosków. To historia jej walki o życie i sprawiedliwość. Wszystko starannie posegregowane, poukładane datami. Cały czas przekonuje, że wszystko, o czym mówi, może potwierdzić. - Przecież mam to na piśmie - mówi i nie rozumie, dlaczego Czerniak nie ponosi żadnej odpowiedzialności.
Do lekarza odezwała się w październiku 2022 roku. Napisała o nowotworze, pilnie prosiła o konsultację. Mail, którego wysłała, brzmiał jak błaganie o pomoc. Pokazuje go i wspomina, jak źle się czuła w tamtym momencie:
"Szanowny Panie Doktorze, pod koniec czerwca br. zdiagnozowano u mnie Chłoniaka DLBCL, migdałka podniebnego lewego. Na dzień dzisiejszy duży guz po lewej stornie gardła i w znacznym stopniu powiększone węzły chłonne po lewej stronie szyi. Czy mam szansę na konsultację on line?"
Kolejny mail: "Panie Doktorze, bardzo Pana proszę o pomoc, mój stan pogarsza się. Guz w gardle jest co raz większy".
Czerniak zgodził się nie tylko na wizytę on-line, ale i spotkanie. Z jego gabinetu przyszła dokładna instrukcja SMS-em:
"Wizyta w dniu 24 października 2022, poniedziałek godz. 10. Cena wizyty 600 złotych. Płatność tylko gotówką."
Wizyta odbyła się w gabinecie. - Był boso, w białym kitlu. Witając mnie, szeroko rozłożył ręce i mówił z uśmiechem, jak to on kocha leczyć ludzi - kobieta relacjonuje ich pierwsze i jak się okaże ostatnie spotkanie. Pani Beata twierdzi, że lekarz jej nie badał, o nic nie wypytywał. Kazał co prawda zrobić wcześniej badania, ale w dokumentację nawet nie spojrzał.
- Tylko to mi dał i rozpisał dokładnie dawkowanie - wyciąga kartki, które dostała w czasie wizyty. Na nich zaznaczone przez Czerniaka suplementy. Cztery strony formatu A4, zapisane od góry do dołu nazwami różnych specyfików. Miała wszystko wykupić. To głównie suplementy marki Slavito - produkowane przez spółkę, w której Czerniak jest wspólnikiem. Polecił więc preparaty, na których sam zarabia.
Na kartce są też pojedyncze produkty innych producentów. Łącznie blisko 30 różnych substancji. Witaminy, pierwiastki, suplementy. Pani Beata wszystko skrupulatnie podliczyła. Wyszło ponad 9 tysięcy. Na więcej nie było jej stać.
Brała wszystko zgodnie z rozpiską. Część po śniadaniu, część przed. Jedne suplementy rano, inne rano i wieczorem. Nic nie pomagało. Słuch się pogarszał, guz rósł. Wyciąga zdjęcie, na którym jej szyja jest zdeformowana. Guz rozrósł się do rozmiarów piłki tenisowej. Hubert Czerniak przestał się z nią kontaktować. Została sama. Jedyną opcją, jaką miała, było zwrócenie się o pomoc do onkologów. Pod koniec stycznia 2023 roku zaczęła przyjmować chemioterapię.
- Ten człowiek wyrządził mi krzywdę - mówi kobieta. Przeraża ją też myśl, że w podobnej sytuacji mogą być inne osoby, dlatego postanowiła, że będzie walczyć. Na początku chciała odzyskać pieniądze. Były potrzebne na czas leczenia i rekonwalescencji. Pisała, prosiła, ale odpowiedzi nie uzyskała.
Zgłosiła się do mediów. Jej "leczenie" u Czerniaka opisał Duży Format, w marcu 2023 roku. Wtedy nie było jednak wiadomo, jak zachowają się w tej sprawie różne instytucje i jakie efekty przyniesie leczenie.
Kapłan, a nie lekarz
W prokuraturze sprawę rozpoznano dość szybko. Agnieszka Kopera-Drużdż z prokuratury rejonowej w Opocznie badała dwa wątki. Czy nie doszło do oszustwa i do narażenia pacjentki na utratę życia lub zdrowia. Już w czerwcu 2023 roku dochodzenie w obu wątkach umorzono. Najistotniejsze są jednak powody takiej decyzji oraz to, czym Hubert Czerniak przekonał śledczych do własnej wersji wydarzeń. Wezwany w charakterze świadka przyznał, że widział się z panią Beatą. Udzielił jej nawet porady, ale nie jako lekarz, a kapłan. Tak jego zeznania relacjonuje prokurator:
"Nie przyjmuje ludzi jako lekarz. Pracuje w spółce i tworzy produkty sprzedawane w sklepie internetowym. Ludzie spotykają się z nim jako kapłanem Kościoła Naturalnego, przychodzą po poradę jak żyć, jak zmienić swoje życie. W/w zeznał, iż informuje, iż nie jest lekarzem, a wizyta nie ma charakteru wizyty lekarskiej (..) Pani Beata prosiła go o poradę, co zrobić ze swoim życiem, nie pamięta, jakie badania miała wykonać i dlaczego doradził jej akurat te badania" - czytamy w uzasadnieniu umorzenia.
Prokurator uznała, że do oszustwa nie doszło. Twierdzi, że Czerniak nigdy nie wprowadził pacjentki w błąd. Zalecił jej suplementy, ale nie przekonywał, że wyleczą ją z raka. Zdaniem śledczej chora wszystko robiła dobrowolnie, a jeśli miała wrażenie, że porada ma charakter medyczny, to było to jej niedopatrzenie. W dodatku podpisała zgodę na metody stosowane przez Czerniaka.
Prokurator uznała też, że skoro Hubert Czerniak nie praktykował wtedy jako lekarz, a jako kapłan, to nie ciążył na nim obowiązek pokierowania chorej do onkologa. Pani Beata zdaniem prokurator sama zwlekała z leczeniem konwencjonalnym, a Czerniak jej od tego nie odwodził. Tym samym na nic jej nie naraził, w dodatku w prokuraturze podkreślał, że dobrowolnie zrzekł się prawa wykonywania zawodu lekarza, prosząc o wykreślenie z listy medyków łódzkiej izby lekarskiej. W związku z tym, zdaniem prokurator, do żadnego przestępstwa nie doszło.
Pani Beata odwołała się od decyzji śledczych do sądu. Nic nie wskórała. Decyzja została podtrzymana. Sprawa zakończona.
Uzasadnienie, a fakty
Nie wiadomo, jak wyglądała bezpośrednia rozmowa Czerniaka z panią Beatą. On twierdzi, że informował, że spotkanie nie ma charakteru wizyty lekarskiej, ona nic takiego nie pamięta. Słowo przeciwko słowu. Można jednak przeanalizować inne okoliczności.
Po pierwsze Hubert Czerniak, charakter swojej pracy zmienia w zależności od sytuacji i kontekstu, w jakim o tym opowiada. Na swojej stronie pisze tak:
"Jestem lekarzem chorób wewnętrznych z ponad 25-letnim stażem oraz dyplomowanym naturopatą. W maju 2020 r. Naczelna Rada Lekarska zawiesiła mi na 2 lata prawo wykonywania zawodu i w chwili obecnej, nie praktykuję jako lekarz. Łączę medycynę akademicką, ponieważ wiedzy mi nikt nie odebrał, z medycyną komplementarną, holistyczną, dzięki temu uzyskuję efekty terapeutyczne w chorobach uznawanych dotąd za nieuleczalne". Ani słowem nie wspomina, że jest kapłanem. Prosi, by pacjenci opisali swoje dolegliwości i wysłali wyniki badań.
Izba lekarska rzeczywiście zabrała mu prawo wykonywania zawodu w 2020 roku, ale obecnie już to prawo posiada. Co więcej, posiadał też ważne prawo wykonywania zawodu w momencie, w którym przyjmował u siebie w gabinecie panię Beatę. Zawieszenie trwało do maja 2022 roku, a wizyta odbyła się w październiku.
Hubert Czerniak prowadzi swój kanał na YouTube. Ma ponad 300 tysięcy subskrybentów. Wiele filmików zaczyna od przypomnienia, że jest lekarzem z wieloletnim doświadczaniem w zawodzie. Poleca suplementy, mówi, że wie jak za ich pomocą zwalczać różne choroby. Nie wspomina, że to rozmowa duszpasterska - jak twierdził w prokuraturze. Wypowiada się głównie na tematy medyczne.
Medycyna klasztorna
Pani Beata, wchodząc do gabinetu, podpisała dokumenty. Wyraziła zgodę na "terapię" Czerniaka - to wszystko prawda. Tylko zgodnie z tym pismem miała to być "terapia medycyny klasztornej", a nie rozmowa duszpasterska o życiu. Czym jest "medycyna klasztorna"? Pytany przez nas Czerniak nie udzielił na to pytanie odpowiedzi.
Kobieta twierdzi, że ani przez chwilę nie pomyślała, że Czerniak jest kapłanem. Nic na to nie wskazywało. Była przekonana, że wszystko, co robi, ma pomóc w walce z rakiem. Przecież z tym się do niego zwróciła. O czym świadczą cytowane już wcześniej maile.
Lekarz Hubert Czerniak, przed wizytą, zlecił wykonanie badań lekarskich. Miała zrobić morfologię z rozmazem, OB, CRP, wyniki żelaza, mocz badanie ogólne. Nie było to na pewno typowe przygotowanie do rozmowy z kapłanem "o życiu".
Idziemy dalej. Kolejnym dowodem wskazującym, że pani Beata mogła być przekonana, że idzie do lekarza, było samo zaproszenie na wizytę w formie SMS-ów, gdzie wyraźnie wskazano, że chodzi o wizytę u "doktora Czerniaka".
Co ciekawe w materiałach prokuratorskich nie ma o tych SMS-ach wzmianki, a są one istotne z jeszcze jednej przyczyny. Śledczy przyjęli za pewnik tłumaczenia Huberta Czerniaka, że opłaty były dobrowolne i były darowiznami na Kościół Naturalny. Tylko że Pani Beata otrzymała zupełnie inny sygnał z przychodni Czerniaka:
"Cena wizyty 600 złotych. Płatność tylko gotówką."
Co się stało z tymi pieniędzmi? Znajdują się w jakiejś ewidencji? Są wpłacane na kościół, czy jako wpłata na kościół zostają w kieszeni kapłana Czerniaka? W statucie Kościoła Naturalnego znajduje się informacja, że każda gmina wyznaniowa ma posiadać własne konto. Pytaliśmy jego samego, nie odpowiedział. Pytaliśmy prokuraturę, czy wzięła ten wątek pod uwagę? Do dziś nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Czy wszyscy pacjenci za porady płacą "dobrowolne" datki w wysokości 600 złotych?
Po emisji drugiego odcinka serialu "Szarlatan", w którym Wirtualna Polska opisywała część działalności Huberta Czerniaka, zgłosiły się do nas kolejne osoby, które twierdzą, że wyglądało to u nich dokładnie tak, jak u pani Beaty.
- Jaki kapłan? Nie mieliśmy pojęcia, że to jest jakiś kościół - mówi mężczyzna, którego żona też umówiła się na wizytę. Dodaje, że wydali dużo więcej niż pani Beata.
Kościół Naturalny
Kościół Naturalny znajduje się w rejestrze MSWIA od grudnia 2021 roku. Z resortu dostaliśmy informację, że zgłoszenie zostało złożone, warunki spełnione, więc kościół zarejestrowano. To znaczy, że jest oficjalnym związkiem wyznaniowym i przysługują mu z tego tytułu wszystkie prawa. Mają swój statut, władze i gminy wyznaniowe. Jedna z nich jest usytuowana w miejscowości Dęba - to tam mieszka i pracuje Hubert Czerniak. Inna gmina wyznaniowa z Gdyni prowadzi gabinet terapii naturalnych, w którym przyjmuje Hubert Czerniak.
Związków pomiędzy nim a kościołem jest więcej. Pisaliśmy do władz związku wyznaniowego z prośbą o potwierdzenie, że lekarz jest ich kapłanem. Formularz kontaktowy na stronie Kościoła nie działa, na maile podane na stronie nie odpowiadają, telefonów nikt nie odbiera.
Kościół Naturalny jest jednym z około 180 zarejestrowanych obecnie związków wyznaniowych w Polsce. Niewiele o nim wiadomo. To, co jest jawne, to fakt, że swój początek bierze z Gdańska, a konkretnie z wydarzeń na gdańskiej plaży. Z dokumentów rejestrowych, które kilka lat temu opisało OKO.press, wynika, że miało to miejsce 1995 roku. 21 osób odebrało wówczas od "kosmicznej świadomości" rytuały modlitewne związane z przesileniem letnim.
Sacrum dla Kościoła Naturalnego jest każdy element natury ożywionej, ale i nieożywionej. Kościół ma swoje seminarium, a naczelną kościoła jest Hanna Czubek. Siedziba kościoła jest zarejestrowana w Gdańsku przy ul. Kartuskiej, ale już adres do korespondencji, to ulica Tomasza Edisona. Dokładnie pod tym samym adresem zarejestrowana jest fundacja Hanny Czubek oraz spółka, w której zarządzie zasiada Czubek. Spółka zajmuje się produkcją artykułów spożywczych, chemikaliów oraz podstawowych substancji farmaceutycznych. Próbowaliśmy się skontaktować z Hanną Czubek, nieskutecznie.
Kościół Naturalny stał się znany głównie z publikacji Polsatu. Reporterzy programu "Państwo w państwie" opisali sytuację kobiety, która nie może odzyskać swoich pieniędzy, bo cały majątek dłużnika stał się miejscem kultu religijnego. Chodziło konkretnie o gospodarstwo rolne. Komornik, który pojawił się na miejscu, nie mógł wykonać egzekucji, bo wszystko, co było na działce, stało się "święte", a w związku z tym nie można było tego ruszyć.
Czerniak jest ciągle lekarzem
Wracamy do historii pani Beaty, która odwiedziła gminę wyznaniową pod Opocznem, w miejscowości Dęba, czyli gabinet Huberta Czerniaka. Uznała, że jego działaniami powinien zająć się też rzecznik odpowiedzialności zawodowej. Zgłosiła więc sprawę. Najpierw sprawę badał rzecznik odpowiedzialności i nie miał wątpliwości.
Uznał, że Czerniaka można oskarżyć dyscyplinarnie aż o trzy rzeczy. Po pierwsze oskarżono go o to, że nie zapoznał się z dokumentacją pacjentki, którą miał na biurku. Po drugie zastosował terapię suplementami, która mogła dać chorej nadzieję na skuteczne leczenie, ale nie ma w żaden sposób potwierdzonej skuteczności. Po trzecie oskarżono go o to, że nie skierował kobiety do innego lekarza, w tym przypadku, onkologa. To zdaniem rzecznika dyscyplinarnego mogło opóźnić leczenie.
Sąd lekarski w lipcu 2024 roku uznał Czerniaka za winnego wszystkich trzech czynów. Wymierzył mu dwukrotnie karę dwóch lat ograniczenia prawa wykonywania zawodu. Zaś trzecia kara to dożywotnie pozbawienie prawa wykonywania zawodu lekarza. Sąd lekarski przeanalizował maile, SMS-y i całą dokumentację medyczną pacjentki. W odróżnieniu od prokuratury nie miał wątpliwości, że spotkanie 24 października 2022 roku było wizytą lekarską. Oto fragment uzasadnienia wyroku sądu lekarskiego z Łodzi:
"W ocenie sądu materiał zgromadzony w prowadzonym postępowaniu zaprzecza treści oświadczenia lekarza. Pokrzywdzona przedstawiła liczne dowody na odbycie u obwinionego wizyty: otrzymany od lekarza pakiet dokumentów, korespondencja SMS-owa mailowa"
W dodatku sąd lekarski przytoczył opinię biegłego prof. dr hab. Andrzeja Kaweckiego, który stwierdził, że ani jeden z zaleconych pacjentce preparatów nie miał udowodnionej skuteczności przeciwnowotworowej. To zdaniem orzekających naraziło kobietę na niepotrzebne wydatki.
Co ciekawe Czerniak, który wcześniej zarzekał się, że chce być wypisany z izby, teraz odwołał się od wyroku sądu i tym samym przedłużył swoją obecność w rejestrze lekarzy. Oczywiście do odwołania ma pełne prawo, a skreślenie z listy może nastąpić dopiero po prawomocnym rozstrzygnięciu.
Michał Janczura, dziennikarz Wirtualnej Polski
W piątek 21 lutego 2025 roku wysłaliśmy do Huberta Czerniaka pytania związane z chorobą pani Beaty:
Czy miał Pan świadomość, że pacjentka jest chora onkologicznie, przyjmując ją w gabinecie?
Czy przeanalizował Pan jej dokumentację medyczną, którą miała ze sobą w trakcie wizyty?
Jaki charakter miało to spotkanie? Była to wizyta lekarska?
Czy pacjentka mogła odnieść wrażenie, że ma do czynienia z lekarzem?
Czy poinformował ją Pan, że nie zamierza jej leczyć?
Czy ze spotkania została sporządzona dokumentacja medyczna?
Czy prawdą jest, że wizyta kosztowała 600 złotych?
Czy te pieniądze zostały gdzieś zaksięgowane?
Na jakiej podstawie zalecił Pan pacjentce określone suplementy diety do spożycia?
Czy prawdą jest, że zalecił Pan pacjentce wlewy m.in. z DMSO i odesłał do gabinetu doktora Kowala w Radomiu celem wykonania tych wlewów?
Co miało na celu przyjmowanie przez panią Beatę wszystkich zaleconych suplementów i substancji? Jakie miały być skutki tej terapii?
Czy miał Pan wówczas prawo wykonywania zawodu?
Czy w związku z tym nie ciążyła na Panu odpowiedzialność za pacjentkę?
Czym jest medycyna klasztorna i jak to się ma do pracy lekarza i naturopaty?
W odpowiedzi otrzymaliśmy mail od Huberta Czerniaka (pisownia oryginalna):
"Szanowny Panie Redaktorze,
Wyrażam wdzięczność za to, że zwrócił się Pan do mnie, aby poznać szerszy aspekt opisanej sytuacji. Przekazuję Panu moją misję na Ziemi.
Moją misją jest dzielić się wiedzą jaką otrzymałem od Stwórcy. Również ponad 40 letnią praktyką lekarki akademickiej mojej matki oraz jaką nabyłem podczas mojej życiowej wędrówki, studia lekarskie oraz specjalizację i ponad 30 lat pracy w zawodzie lekarza medycyny. Tę wiedzę wdrożyłem w praktykę i dzielę się nią i jest niedopuszczalne, abym moją wiedzą się nie dzielił tu na Ziemi.
To wszyscy się na nią złożyli materialnie, abym ukończył studia i zgodnie ze złożoną przeze mnie przysięga Hipokratesa oddaję społeczności ludzkiej to co dostałem.
Z tej przysięgi nikt nie ma prawa mnie zwolnić, nawet ja sam. A moim obowiązkiem jest dzielić się z każdym, kto się do mnie zwróci o przekazanie wiedzy.
Abym czuł, że godnie wykonuję swoją misję muszę rzetelnie i w prawdzie przekazywać wiedzę tym, którzy do mnie trafiają, wiedzę, która ma lata tradycji i taka była praktykowana i ja jej nie mogę sprofanować. Wiedzę opartą o nauki moich czcigodnych nauczycieli i praktykę. Jestem zobowiązany strzec tej prawdy.
Moja wiedza jest ogólnie dostępna na kanale YT Hubert Czerniak TV, lecz pani Beata (...) chciała osobiście się spotkać, abym sam, indywidualnie przekazał jej moją wiedzę, abym pokazał jej jak wzmocnić swoje ciało środkami odżywczymi, czyli witaminami i odpowiednią dietą.
Jednak każdy ma swoją godność i wolną wolę. Godność to nie tylko poczucie własnej wartości czy wewnętrzne przekonanie o własnej moralności. Godność przejawia się również w wolności człowieka do działania w określony sposób. To stan, w którym człowiek realizuje swoje własne człowieczeństwo (Przegląd Sejmowy nr 4(153)/2019, s. 107–127; https://doi.org/10.31268/PS.2019.54).
Ta godność to podejmowanie przez człowieka decyzji np. jaką formę swojej terapii przyjmie, do czego jest przekonany. Lecz aby być przekonanym i dokonywać wyboru należy dowiedzieć się, przeanalizować i w pełni wziąć odpowiedzialność za swoje zdrowie i życie.
Kiedy w medycynie akademickiej lekarz zaleca chemię wiedząc, że jest to trucizna, która ma zniszczyć komórki nowotworowe, ale i niszczy też zdrowe komórki, przypuszczam, że ma świadomość, że zabija. Czy człowiek musi ją przyjąć? Nie musi, sam wybiera, sam decyduje.
Człowiek dostał od Stwórcy prawo do wolnego wyboru. Ani ja, ani nikt inny za te człowiecze wybory nie odpowiada. A ja nie obiecałem, że wezmę za wybór pani Beaty (...) odpowiedzialność.
Każdy człowiek to inna Istota, lecz każdy odpowiada sam za swoje wybory.
Jako Istota stworzona przez Stwórcę nie mamy tylko praw do wolnego wyboru. Mamy też obowiązek wziąć za swoje wybory odpowiedzialność, a nie próbowali zrzucać winy za swoje wybory na innych. Takiego wyboru dokonała również pani Beata (...) i ważne jest, aby za ten wybór wzięła odpowiedzialność. W moim zrozumieniu pani Beata jest człowiekiem rozumnym i jest gotowa wziąć odpowiedzialność za swoje wybory.
Takie jest moje oświadczenie na Pana pytania. Jednocześnie informuję, że mojego oświadczenia nie można dzielić, ani wyciągać urywków. Za każdym razem, kiedy będzie chciał Pan tej wypowiedzi użyć, musi być ona w całości oraz wyraźnie przedstawiona. Żadne zdanie ani słowo nie może być wyjęte z kontekstu zdania, bądź dowolnie interpretowane.
Jednocześnie wchodząc w relację, zadając mi pytania, wszedł Pan w jurysdykcję Europejskiego Sądu Arbitrażowego. Za każde przekręcenie czy manipulację moich słów wystąpię do ESA o zadość uczynienie za uwłaczenie mojej godności. Jednocześnie przyjmując moją odpowiedź i się na nią powołując uznaję, a Pan się pod tym podpisuje, że zapis na Europejski Sąd Arbitrażowy został dokonany i moich praw będę tam dochodził według prawa angielskiego. O moje roszczenia do ESA mogę wystąpić w każdym czasie.
Regulamin i cały cykl działania Europejskiego Sądu Arbitrażowego jest dostępny na stronie https://www.courtesa.eu/ II Wydział Zamiejscowy Luton.
Wedle prawa angielskiego i zgodnie z prawem prywatnym międzynarodowym podkreślam, że zapis na Europejski Sąd Arbitrażowy zostaje uruchomiony w chwili jakiegokolwiek wykorzystania tego materiału. Od momentu wykorzystania tego materiału, to Pan odpowiada za treść jaka będzie w mediach".