Jak zostać szarlatanem, czyli kto wypromował Oskara Dorosza
Ubierz się w lekarski kitel, załóż stetoskop, a w tytule strony internetowej użyj - koniecznie z jakimś dopiskiem - słowa "doktor". To nie jest zakazane. Pamiętaj jednak, aby to inni mówili za ciebie, że dokonujesz medycznych cudów. Wielokrotnie powtórzone kłamstwo zrobi swoje - chorzy uwierzą w stworzoną iluzję i powierzą życie w twoje ręce.
- Mit Oskara Dorosza, którego opisujemy od kilku tygodni w "Szarlatanie", serialu reporterskim Wirtualnej Polski, został wykreowany przez środowisko internetowych uzdrowicieli i związanego z tym biznesu.
- 25-latek karierę zrobił, kopiując (często 1:1) wypowiedzi Jerzego Zięby, Huberta Czerniaka i innych uzdrawiaczy.
- Do Wirtualnej Polski zgłaszają się kolejne osoby, które czują się poszkodowane przez Dorosza. Wśród nich jest pani Wiola - 67 dni walczyła na OIOM-ie o życie.
- Prokuratura, mając dowody na działania Dorosza na biurku, umorzyła śledztwo, nie wykonując żadnej czynności. Dziś przyznaje nieoficjalnie: to był poważny błąd i traktuje śledztwo wyjątkowo poważnie.
- Dziś publikujemy część trzecią serialu "Szarlatan". Pierwszą część pt. "Szarlatan z internetu robi, co chce. Zaczynają umierać ludzie" można przeczytać i odsłuchać tutaj. Druga - pt. "Złośliwy nowotwór nazwał grzybem, "leczył" płynem Lugola. Odkrywamy kolejne tajemnice internetowych uzdrawiaczy" tutaj.
Dziedzicznie obciążony
- Oskar jest, można powiedzieć, studentem medycyny, bo skończył trzy lata tej uczelni. To więc nie tylko naturopata, to jest ogromne przygotowanie do pomagania ludziom. Oskar jest też z rodziny medycznej - peroruje ze swadą siwy, potężny mężczyzna. Chwilę później zwraca się już bezpośrednio do siedzącego obok szczupłego, onieśmielonego młodzieńca: - Tata i mama to są osoby po medycynie, więc od dziecka byłeś w temacie.
Starszy z tej dwójki to Bogusław Tęczar. Zasłynął jako organizator konferencji "Czego ci lekarz nie powie" i towarzyszących im targów, które są nieoficjalnym świętem naturopatów, internetowych uzdrawiaczy i szarlatanów.
Młodszym jest Oskar Dorosz. W chwili kręcenia filmiku, który opisujemy, ma nie więcej niż 24 lata. Jeszcze nie jest gwiazdą naturopatii. Zostanie dopiero wypromowany, między innymi dzięki takim akcjom. Na razie siedzi pokornie i milczy, choć doskonale wie, że każde zdanie Tęczara na jego temat, zawiera kłamstwo.
Oskar Dorosz nigdy nie studiował medycyny, nie ma żadnego przygotowania do pomagania ludziom. Jego rodzice również nie mają nic wspólnego z medycyną. Dorosz wysłuchiwał tych kłamstw, ale nie zaprzeczył. Wiedział, że właśnie tworzy się jego mit.
Tęczar niedługo potem uczyni Dorosza twarzą czasopisma "Harmonia" i pomoże mu wskoczyć do ekstraklasy uzdrawiaczy. Na okładce tego pisma wydawanego przez spółkę Tęczara, pojawiali się wcześniej Jerzy Zięba, Hubert Czerniak, zbuntowany profesor Andrzej Frydrychowski czy lekarz Jerzy Jaśkowski (zmarł w styczniu 2025). Dorosz skrzętnie korzysta z tej promocji. Oto jeden z jego wpisów:
"(...) jako twarz największego magazynu medycznego w Polsce, pragnę wyrazić swoją najgłębszą wdzięczność. Dziękuję każdemu z Was, moich wiernych słuchaczy i pacjentów, za wsparcie i zaufanie."
Dorosz przy okazji różnych imprez pozuje z "gwiazdami" naturopatii. Chorzy to widzą i ufają mu coraz bardziej. U pani Karoliny, która mieszka w Szwecji, stwierdzono oponiaka mózgu. Zgłosiła się do Dorosza, a ten chciał się podjąć terapii. Kobieta wyczuła jednak, że coś jest nie tak. - On mi tylko każe kupować i kupować, a nic nie wyjaśnia - mówi w rozmowie z WP.
Pani Karolina wielokrotnie nazywa Dorosza lekarzem. Podobnie jak inni chorzy. Dopytywani potwierdzają, że byli przekonani o medycznych kompetencjach naturopaty.
A Dorosz nie wyprowadza ich z błędu. Swoją stronę, w której logo jest stetoskop, nazwał "DoktorZdrowie". Pozuje często w białym lub niebieskim kitlu. Niby nie robi nic niezgodnego z prawem, ale trzeba być wyjątkowo dociekliwym i weryfikować każde słowo, żeby zorientować się, że to przebieraniec, który nie ma żadnego wykształcenia kierunkowego.
Na Instagramie umieścił rolkę, w której zapewnia, że zażywanie witaminy D3 w gigantycznych dawkach, jest absolutnie bezpieczne. Żeby podeprzeć swoją tezę, powołuje się na podręczniki medyczne.
- Profesor Kostkowski, którego mieliśmy okazję czytać na farmakologii, na trzecim roku studiów medycznych, opisywał dawki witaminy D3, które można podawać bez żadnych konsekwencji i były to dawki rzędu 10 tysięcy jednostek - Dorosz jak zwykle mówi bez zająknięcia, z przekonaniem i w tempie karabinu maszynowego.
Nie mówi: "ja czytałem", czy "ja byłem na trzecim roku studiów medycznych". Jego odbiorcy są zachwyceni, gratulują mu w komentarzach wiedzy, dziękują, że pomaga im walczyć o zdrowie. Dorosz nie łamie prawa, choć wprowadza swoich odbiorców w błąd.
Jego słowa przeanalizowała dokładnie lekarka Monika Działowska, autorka popularnego w sieci bloga "Pediatra na zdrowie". Wytknęła mu po pierwsze, że profesor nie nazywał się Kostkowski, tylko Kostowski. Po drugie zauważyła, że dawka 10 tysięcy jednostek ma być stosowana w krzywicy witamino-D-opornej, a nie profilaktycznie. Podręcznik zawiera też informacje, że takie dawki mogą być szkodliwe. O tym naturopata już jednak nie wspomina.
Być jak Zięba i Czerniak
Dorosz poszerzał z dnia na dzień swoje audytorium w mediach społecznościowych - na Facebooku to już 190 tysięcy obserwujących, na Instagramie ponad 160 tys., a na TikToku 26 tys. To tam promował też swoje konsultacje online za 350 złotych. Wrzucał regularnie filmiki, krytykujące medycynę akademicką. Głosił kuriozalne tezy na wiele spraw związanych ze zdrowiem, ale okazuje się, że nawet tego sam nie wymyślał.
Miesiącami śledziliśmy jego wpisy oraz publikacje innych szarlatanów, uzdrowicieli, bądź - jak kto woli - naturopatów. Tak trafiliśmy na wiele podobieństw.
Przykład pierwszy. Oto Jerzy Zięba opowiadający o mammografii: "Mammografia wykryje guza nowotworowego, kiedy guz składa się chyba z miliona pięciuset tysięcy komórek".
I oto później pojawia się Oskar Dorosz - do niedawna pomocnik w firmie wstawiającej okna i biznesmen z branży motoryzacyjnej – i głosi: "Mammografia, czyli badanie, które pokazuje, co tam jest w piersi, czy tam jest jakaś zmiana, wykrywa guza nowotworowego, w którym jest skupisko dwóch milionów komórek".
Czyż to nie uderzające podobieństwo? Liczby się trochę nie zgadzają, ale Jerzy Zięba sam te liczby zmienia dość regularnie, więc trudno nadążyć.
Oczywiście i jeden i drugi opowiadają bzdury i nie wspominają najważniejszego - mammografia to ratunek dla wielu kobiet. Konsultowaliśmy to ze specjalistami. Doktor Joanna Kufel-Grabowska z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku podkreśla, jak ważne jest to badanie.
- Celem wykonywania mammografii przesiewowej jest znalezienie zmiany, która jeszcze nie jest wykrywalna palpacyjnie, czyli kobieta nie może jej wykryć w trakcie samobadania. Mammografia wykrywa zmiany malutkie, a jej rolą jest wczesne wykrycie nowotworu - mówi ekspertka, która pracuje w centrum raka piersi.
Mammografia ratuje życie. Koniec kropka.
Przykład drugi. Oskar Dorosz ostatnio zasłynął w sieci wypowiedzią dotyczącej strofantyny. Twierdzi, że medycyna ukryła przed nami lek ratujący życie.
"Kiedyś podawano w sytuacji wystąpienia zawału strofantynę pod język i nagle zawał ustępował" - mówi Dorosz, dodając, że ktoś zakazał tego stosować i wszyscy powinni mieć ten lek w domu.
I tego Dorosz sam nie wymyślił. To znowu rewelacja zaczerpnięta między innymi od Barbary Kazany. To "zbuntowana" farmaceutka, która jeździ po Polsce z wykładami i głosi prawdy o skuteczności urynoterapii, czyli terapii polegającej między innymi na piciu własnego moczu. W sieci odnaleźliśmy filmik z takiego wykładu. Na sali tłum głównie starszych osób, ale nie tylko. Żeby było bardziej dramatycznie, pojawił się też zespół muzyczny, który wykonał pieśń wieszczącą upadek kardiologii: "Baranów coraz mniej zostało mi, przyjdzie zamknąć gabinetu mego drzwi".
To oczywiście wstęp, do tego, co ma paść później z ust samej Kazany. Gdy cichnie muzyka, naturoterapeutka ujawnia "prawdę" ukrywaną przez medycynę.
- Leczmy się sami kochani. Leczmy się nie naukowo, choć strofantyna, to jest jak najbardziej naukowe leczenie - Kazana dalej dochodzi do podobnych wniosków jak Dorosz, że za wszystkim stoi działanie, które ma pozbawić ludzi skutecznego ratowania życia.
Teoria spiskowa o strofantynie upada z hukiem, gdy zapytamy o nią lekarzy. Bzdury naturopatów prostowali już wybitni profesorowie, przedstawiciele izby lekarskiej. Na czynniki pierwsze mit strofantyny rozebrał na swoim kanale youtubowym "ZawałOFFcy" lekarz, doktor Tomasz Jeżewski. Podkreśla, że podanie strofantyny w ostrej fazie zawału serca stanowi błąd w sztuce medycznej i może być niebezpieczne dla życia.
Wszyscy eksperci są zgodni: strofantynę wycofano, bo weszły bardziej nowoczesne leki. Bezpieczniejsze i z mniejszą ilością skutków ubocznych. One też nie zatrzymują zawału w 20 sekund.
Szerzej o kłamstwach i dezinformacji medycznej płynących z filmików Dorosza opowiadamy w 3 odcinku serialu audio "Szarlatan".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szarlatan
Kłamstwa o autyzmie
Jeśli ktoś jeszcze miałby wątpliwości, że Oskar Dorosz swoje mądrości o medycynie czerpie od innych, to przypominamy fragment, który już opisywaliśmy w Wirtualnej Polsce. Naturopata mówił o dzieciach z autyzmem, a jego słowa zbulwersowały wiele środowisk.
- To są potencjalni zabójcy swoich rodziców, dlatego że dziecko autystyczne nie ma empatii - grzmiał Dorosz w jednym z wystąpień online, siedząc w niebieskim kitlu.
W sieci znaleźliśmy filmik sprzed lat z dobrze nam już znanym lekarzem Hubertem Czerniakiem w roli głównej. Na spotkaniu z fanami, siedzi na krześle. W oddali słychać pianie koguta, a on ze stoickim spokojem ogłasza zgromadzonym: "Dzieci ze spektrum autyzmu mają braki w empatii, w ogóle nie są empatyczne".
Potem Czerniak wycofał się ze swojej wypowiedzi. Tylko czy to coś zmienia, jeśli znajduje naśladowców? Co z tego, że Dorosz pod wpływem krytyki też się z tego zaczął wycofywać? Jego przekaz dotarł do setek tysięcy osób. W tym do rodziców dzieci w spektrum autyzmu. Obaj, Dorosz i Czerniak, powtarzali te same bzdury, twierdząc, że dziecko z autyzmem widząc morderstwo, nic nie czuje. "Siedzi spokojnie i popija kawkę" - użyli nawet tych samych sformułowań.
Dorosz powtarza te tezy, bo przynoszą mu popularność i rozgłos. To pomaga zdobyć większe zasięgi, odbyć więcej konsultacji i sprzedać więcej suplementów. Biznes.
Nagranie Dorosza z wypowiedziami o autyzmie pokazaliśmy Rzeczniczce Praw Dziecka.
- To przede wszystkim nie jest prawda - mówi Wirtualnej Polsce Monika Horna-Cieślak. Zapewnia, że tak sprawy nie zostawią. Prokuratura powinna ocenić czy nie mamy do czynienia z mową nienawiści.
Okazuje się, że sprawa trafiła już wcześniej do prokuratury, ale śledczy nie dopatrzyli się znamion czynu zabronionego. To by znaczyło, że można powiedzieć o grupie dzieci, że nie są ludźmi. Zabrać im cechy człowieka, oskarżyć o to, że są potencjalnymi mordercami i nie ponieść za to żadnych konsekwencji.
Rzeczniczka po naszej interwencji zwróciła się do prokuratury wyższego szczebla o ponowny wgląd w sprawę i objęcie postępowania nadzorem. Sprawa jest w toku. Filmik Czerniaka też przesłaliśmy do biura RPD, prosząc o interwencję.
Kolejne poszkodowane
Historię pani Ewa, która zmarła w listopadzie 2023 roku, opisaliśmy w pierwszym odcinku cyklu "Szarlatan". Oskar Dorosz uspokajał ją, że nic się nie dzieje - rozwijający się rak piersi w 10 miesięcy dał przerzuty do głowy.
Pani Iwona - jedna z bohaterek odcinka drugiego - uwierzyła, że 13-centymetrowy guz w jej brzuchu, to grzyb - tak stwierdził Dorosz. Zalecił kobiecie ponad 20 substancji, suplementy i nie tylko. Miesiąc później, okazało się, że guz ma już 20 centymetrów i nie jest grzybem, tylko złośliwym nowotworem. Pani Paulina walczy o życie. Jej historię również już opisaliśmy. Niestety, to nie koniec.
Odezwały się do nas kolejne osoby. Wspominaliśmy już panią Krystyną, z oponiakiem mózgu. Ona nie dała się ostatecznie zwieść, ale już pani Barbara uwierzyła naturopacie. Wydawała tysiące na suplementy i przestała je brać, dopiero gdy pojawiły się poważne zmiany na skórze. Pani Kamila przez rok piła zalecony przez Dorosza płyn Lugola, przyjmowała mnóstwo suplementów. Twierdzi, że Dorosz zaproponował jej odstawienie leków na tarczycę. Miał zapewniać, że płyn Lugola wystarczy.
- Żyły mi powychodziły wszędzie na rękach. Wyglądałam jak kulturystka. Miałem problemy z poruszaniem się, z wysławianiem - relacjonuje kobieta, która niedawno zrozumiała, że to wszystko mogło być związane z terapią zalecona przez naturopatę. Pani Kamila trafiła pod opiekę endokrynologa. Wróciła do leków.
Psychiatria Dorosza
Czy są granice, których nawet Oskar Dorosz nie przekracza? Tą granicą wydawało się konsultowanie chorych dzieci oraz osób w kryzysie zdrowia psychicznego. Wtedy zgłosiła się do nas pani Wiola.
Kobieta w średnim wieku. Jest dość energiczna, ma ciepły, delikatny głos. Na co dzień mieszka z rodziną w Niemczech. Na zdjęciach, do których często wspólnie pozują, widzimy wesołą rodzinę, dwóch wysportowanych synów. Wiola jest gotowa, by o wszystkim opowiedzieć. Widać, że bardzo jej zależy jej na opisaniu swojej historii.
Powodem tego, że zgłosiła się do Dorosza, były pojawiające się u niej stany lękowe. Ponieważ kobieta mieszka za granicą, kontakty z naturopatą online były jej na rękę. Pani Wiola powtarza to, co słyszeliśmy od innych chorych - naturopata wzbudzał jej zaufanie, był wszechwiedzący, tryskał optymizmem. Oczywiście przepisał całą gamę suplementów.
- Ja mogę podesłać całą listę jego zaleceń. To były jody, DMSO, Kava Kava, passiflora - wylicza kobieta.
Znowu pojawia się DMSO. Przypomnijmy, to odczynnik chemiczny, który powstaje przy produkcji papieru. Tego, jak zadziała na ludzki organizm, do końca nie wiemy. W maleńkich dawkach nie jest toksyczny, ale jak dawka idzie do góry, może być groźny.
Profesor Natalia Pawlas z Katedry Farmakologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego tłumaczy, co może powodować DMSO i o jakich efektach jego stosowania wiemy na podstawie badań przeprowadzonych dotychczas.
- To zależy od stężenia i dawki DMSO. Dochodzi do powikłań sercowo-naczyniowych, do powikłań neurologicznych pod postacią drgawek - profesor podaje całą listę możliwych powikłań. Wylicza, że po podaniu doustnym mogą nastąpić wymioty, biegunka. Na pytanie, czy DMSO może być groźne, odpowiada, że z całą pewnością tak.
Problem w tym, że wszystkich możliwych efektów nie znamy. Nie wiadomo, w jakie może wchodzić interakcje z lekami, nie wiadomo do końca, jak poszczególne organizmy się zachowają.
Pani Wiola przyjmowała kolejne suplementy od Dorosza. Na wizytę u naturopaty umówił się także jej mąż, a potem Dorosz zaczął "leczyć" także jej dziecko - kolejna bariera przekroczona.
- Mąż mówił, że nie chce, nie ma czasu i chyba tylko to go uratowało - mówi dziś pani Wiola, która dodaje, że ona wierzyła.
Kobieta zastanawia się, dlaczego straciła czujność. Może dlatego, że na początku była zachwycona? Jej stany lękowe zaczęły ustępować. Wtedy przypisywała to suplementom od naturopaty, dziś trochę inaczej łączy fakty. - To był ten moment, kiedy zaczęłam brać antydepresanty - przyznaje.
Niestety, w pewnym momencie jej stan dramatycznie się pogorszył. Trafiła do szpitala, gdzie zaczęła się walka o jej życie.
- Zatkała mi się żyła wrotna. Zrobił się zakrzep jak beton. Nie mogli sobie z nim poradzić. Przyjeżdżali profesorowie z Monachium. Powiedzieli mojemu mężowi, że umieram. Nie mieli pojęcia, co się dzieje. Chyba cud boski sprawił, że krew zaczęła płynąć innym ujściem - relacjonuje. Przesłała nam zdjęcie z OIOM-u z podpiętą maską tlenową i rurkami pomagającymi przetrwać jej trudny okres. Mówi, że niemieccy lekarze do dziś głowią się, jak udało się jej przeżyć.
- Jak w święta pojechałam do szpitala, to mi powiedzieli, że jestem cudem świątecznym, bo oni się nie spodziewali, że przeżyję - pani Wiola opowiada to teraz jako anegdotkę, ale czuć w tych słowach wielką ulgę i radość.
Do dziś nie wiadomo, co było przyczyną zatoru. O tym, jak wyglądała heroiczna walka o jej zdrowie, dowiesz się, słuchając trzeciego odcinka serialu "Szarlatan". Pewne jest, że kobietę wiele to kosztowało. Lekarze musieli wyłonić jej stomię, bo zaczęły szwankować jelita. Na nowo uczyła się chodzić. Na oddziale intensywnej terapii spędziła 67 dni.
Zdecydowała się rozmawiać o terapiach Dorosza, także ze względu na to, co stało się z jej synem. Chłopiec grał w piłkę, niestety często chorował. Dorosz postanowił go "leczyć". Podstawą była terapia jodem, czyli podawanie dużych dawek płynu Lugola. Chłopak wylądował w szpitalu z podejrzeniem guza mózgu.
- Miał straszne bóle głowy. Lekarz zbadał tarczycę i okazało się, że ma niedoczynność - matka zapewnia, że wcześniej syn podobnych dolegliwości nie miał.
Nikt odpowiedzialnie nie powie, że płyn Lugola spowodował te wszystkie dolegliwości, ale takie reakcje są absolutnie możliwe. Tym bardziej w ogromnych dawkach zalecanych przez naturopatę. To potwierdza endokrynolog dr Szymon Suwała.
W końcu Wiola usłyszała od Dorosza, że to ona jest temu winna. Miała nie robić synowi badań tarczycy przez 8 tygodni. Kobieta mówi, że nie mogła już patrzeć na cierpienie dziecka, które zwijało się z bólu. Tak przygoda z "terapiami" Oskara Dorosza dobiegła końca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szarlatan - odc. 2
Gdzie jest państwo?
Mając tyle informacji: o Doroszu, o jego klientach, o ludziach, którzy czują się poszkodowani, zaczęliśmy szukać odpowiedzi na pytanie, jak to się dzieje, że ten człowiek może tak swobodnie działać?
Okazało się, że działalność naturopaty jako pierwszy wziął pod lupę Rzecznik Praw Pacjenta. Już wiele miesięcy temu złożył zawiadomienie do prokuratury w Zielonej Górze. Bartłomiej Chmielowiec w rozmowie z WP nie ukrywa, że nie był zaskoczony, gdy dość szybko śledczy sprawę umorzyli.
- Zawiadomiliśmy prokuraturę w lutym. W kwietniu sprawa została umorzona. Poczułem zawód, ale już wcześniej mieliśmy podobne sprawy. Mamy przekonanie i dowody, że doszło do popełnienia przestępstwa, a prokuratura umarza postępowanie - mówi Chmielowiec. Podkreśla, że zawiadomienie na pięć stron zawierało konkretne materiały świadczące o krzywdzie, jaką Dorosz mógł wyrządzić chorym. Rzecznik złożył zażalenie, a sąd nie miał wątpliwości - śledczy pokpili sprawę.
Poprosiliśmy o dokumentację z sądu, do którego trafiło zażalenie. Z materiałów wynika, że śledczy z prokuratury rejonowej w Zielonej Górze nie zrobili absolutnie nic, żeby sprawę wyjaśnić. To fragment z uzasadnienia:
"W sprawie nie ustalono, czy popełniono czyn zabroniony, lecz wysnuto wniosek w oparciu o przesłuchanie potencjalnego sprawcy przestępstwa, że brak jest znamion czynu zabronionego. Organy ścigania nie zweryfikowały czy Oskar Dorosz udzielał świadczeń medycznych. Przyjęły bezkrytycznie jego twierdzenia, że promuje zdrowy styl życia, nie kwestionuje zaleceń lekarzy i nigdy nie zdarzyło mu się, aby rozpoznawał choroby".
Okazuje się, że jedyną osobą, którą prokuratura zapytała o zdanie w sprawie Dorosza, był sam Dorosz. Ponieważ on powiedział śledczym, że jest niewinny, postanowili nie wszczynać śledztwa. Proste.
Co to znaczyło dla Dorosza? Przyzwolenie. Możesz dalej udawać, że wiesz, jak wyleczyć ludzi, więc Dorosz działał. Od tego czasu konsultował setki pacjentów.
Chcieliśmy się dowiedzieć w prokuraturze, jak tłumaczą taką decyzję. Jak to się stało, że sprawę tak bardzo zbagatelizowali. Oficjalnie nikt tego nie potwierdzi, nieoficjalnie usłyszeliśmy od śledczych, że to był poważny błąd i całe szczęście, że sąd go naprawił.
Potem sprawy zaczęły się toczyć inaczej. Za namową kilku osób, do prokuratury w Tarnowskich Górach zgłosiła się pani Magda - córka Pani Ewy, której losy opisaliśmy w pierwszym odcinku serialu "Szarlatan". Złożyła zawiadomienie, przekazując wszystkie materiały. Śledczy z Tarnowskich Gór dowiedzieli się, że w sprawie Dorosza jest już prowadzone postępowanie w Zielonej Górze. Śledztwa połączono.
20 stycznia - zaraz po emisji pierwszego odcinka serialu WP - do mieszkania Dorosza na Mazowszu wkroczyli policjanci. Przeszukali pomieszczenia, zabezpieczyli sprzęt elektroniczny. Kilka dni później, podobne przeszukanie urządzono w jego rodzinnym domu i jednocześnie siedzibie firmy w Nowogrodzie Bobrzańskim.
Śledczy zbierają materiały dowodowe. Zabezpieczyli te ż część suplementów, którymi handlował.
My dotarliśmy do wielu nagrań z tak zwanych konsultacji. W ich trakcie Dorosz, nie posiadając żadnych uprawnień, zlecał badania, ordynował terapie. Mamy też nagranie, na którym naturopata zaleca klientowi substancję i stwierdza, że nie wchodzi w interakcję z lekami psychotropowymi.
***
Wszystko to, usłyszysz w trzecim odcinku reporterskiego serialu dokumentalnego "Szarlatan" pt.: "Świąteczny cud", który publikujemy na początku tekstu.
W kolejnej części cyklu odpowiemy między innymi na wyzwanie rzucone przez innego uzdrowiciela z Internetu Jerzego Ziębę. W jednym ze swoich nagrań Zięba powiedział tak:
- Panie Michale jako dziennikarz może pan zrobić bardzo dużo dobrego. Pytanie, czy pan chce? Wirtualna Polsko staniecie po stronie Polaków i przekażecie Polakom prawdę?
Wyzwanie przyjęte.
Michał Janczura, dziennikarz Wirtualnej Polski