Sprawa Flynna zatacza coraz szersze kręgi
Dochodzenie w czterech komisjach Kongresu, śledztwo FBI, jazgot w blogosferze, apele o powołanie komisji do wyjaśnienia dymisji Michaela Flynna z funkcji prezydenckiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego - to zdaniem amerykańskich obserwatorów gwarancja, że medialna wrzawa wokół jego odwołania szybko nie ucichnie.
19.02.2017 | aktual.: 19.02.2017 16:38
W redakcjach - donosi "Washington Post" - trwa dyskusja, jaki przedrostek otrzyma ta kolejna "gate": "Flynngate? Kremlingate? Russiagate? "Z pewnością będzie to jakaś 'gate'" - zapowiada Fred Barbash, dziennikarz "Washington Post".
Nawet lojalny sojusznik prezydenta Donalda Trumpa, republikanin Devin Nunes, przewodniczący Komisji Wywiadu Izby Reprezentantów, zapowiedział możliwość rozszerzenia prowadzonego przez tę komisję dochodzenia w sprawie rosyjskich prób zakłócenia amerykańskich wyborów o dymisję Flynna z funkcji doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego.
- Komisja nie zamierza z wyprzedzeniem wykluczać ze swojego dochodzenia żadnych spraw ani osób. Oczekujemy, że śledztwo będzie prowadziło do przesłuchania obecnych i byłych przedstawicieli władz amerykańskich - oświadczył Nunes.
Poprzedniego dnia kongresmen ten chwalił byłego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego i zapowiadał, że dochodzenie Komisji Wywiadu nie będzie się koncentrować na Flynnie, ale na wskazaniu i ukaraniu osób, które ujawniły tajne informacje, a także zbadaniu, kto autoryzował niezgodne z Konstytucją podsłuchiwanie obywatela amerykańskiego.
Nie są znane powody zmiany stanowiska przez przewodniczącego Komisji Wywiadu Izby Reprezentantów. Nie jest wykluczone, że Nunes poznał przebieg dwóch piątkowych tajnych posiedzeń senackiej Komisji Wywiadu. Podczas jednego z nich wystąpił dyrektor Federalnego Biura Śledczego (FBI)
James Comey. Senator Marco Rubio, jeden z członków tej Komisji poinformował, że było ono poświęcone rosyjskim próbom zakłócenia amerykańskiego procesu wyborczego.
Dochodzenie senackiej Komisji Wywiadu obejmuje także kontakty przedstawicieli sztabu wyborczego Trumpa z przedstawicielami władz rosyjskich. Kwestie te są coraz częściej określane w Waszyngtonie mianem "sprawy Flynna".
Flynn, generał piechoty morskiej w stanie spoczynku, złożył dymisję w ubiegły poniedziałek, po rekordowo krótkim, zaledwie 24-dniowym sprawowaniu stanowiska prezydenckiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego. Trump dopiero w czwartek wyznał, że to on zażądał rezygnacji swojego współpracownika, "ponieważ gen. Flynn wprowadził w błąd wiceprezydenta-elekta, a potem nawet o tym nie pamiętał". Prezydent, nazywając na konferencji prasowej Flynna "wspaniałym człowiekiem", podkreślił, że "kontaktując się z rosyjskim ambasadorem w Waszyngtonie, Flynn nie robił niczego złego".
Mimo przekonania Trumpa, że Flynn nie zrobił niczego złego, byłemu doradcy z każdym dniem przybywa problemów.
W środę Agencja Wywiadu Ministerstwa Obrony (Defense Intelligence Agency), której Flynn był szefem w latach 2012- 2014, wstrzymała mu "certyfikat bezpieczeństwa", umożliwiający posiadaczowi dostęp do ściśle tajnych informacji.
W piątek "Washington Post" ujawnił, że Flynn nie tylko "wprowadził w błąd" wiceprezydenta Mike'a Pence'a, ale także kłamał w rozmowie z agentami FBI, co w USA jest karanym sądownie wykroczeniem.
Dziennikarze "Washington Post", omawiając sprzeczne wypowiedzi byłego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, powołują się na przedstawicieli władz amerykańskich, którzy zapoznali się zarówno ze stenogramem przesłuchania Flynna przez agentów FBI 24 stycznia br., jak i zapisem podsłuchanej przez kontrwywiad amerykański rozmowy telefonicznej prezydenckiego doradcy z ambasadorem Federacji Rosyjskiej w Waszyngtonie Siergiejem Kislakiem.
Flynn rozmawiał z ambasadorem Rosji 29 grudnia ub. roku, tego samego dnia, kiedy ustępujący prezydent Barack Obama w reakcji na cyberataki Rosji podczas amerykańskiej kampanii wyborczej i poczynania Moskwy w ukraińskim Donbasie wprowadził dodatkowe sankcje wobec Rosji. W ramach tych sankcji Obama m.in. wydalił 35 rosyjskich dyplomatów.
W przeszłości władze w Moskwie od razu odpowiadały na wprowadzenie sankcji przez Waszyngton swoimi odwetowymi restrykcjami. Tym razem - co zdumiało analityków amerykańskiego wywiadu - prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin w ogóle nie zareagował.
Analitycy zaskoczeni brakiem reakcji Moskwy zaczęli ponownie sprawdzać stenogramy podsłuchanych rozmów dyplomatów rosyjskich. W jednej z nich Flynn, wtedy doradca prezydenta-elekta Trumpa, miał rzekomo uspokajać ambasadora Kislaka, aby nie przejmował się sankcjami, dając do zrozumienia, że nowe restrykcje zostaną zniesione bądź złagodzone po zaprzysiężeniu prezydenta.
Kiedy "przecieki" o kontaktach emerytowanego generała z ambasadorem Rosji i dochodzeniu FBI pojawiły się w prasie Flynn zaprzeczył zarówno agentom FBI, jak i wiceprezydentowi Pence'owi, że sankcje były jednym z tematów jego rozmów z ambasadorem Rosji. "To nie było o sankcjach. Rozmawiałem o 35 facetach, którzy zostali wywaleni" - powiedział Flynn w wywiadzie udzielonym konserwatywnemu portalowi "Daily Caller" kilka godzin przed złożeniem dymisji.
Dlatego dziennikarze "Washington Post" zapowiadają, że jeśli Ministerstwo Sprawiedliwości skieruje sprawę do sądu, Flynn może się bronić analizą znaczenia terminu "sankcje" i argumentować tak jak w wywiadzie dla "Daily Caller", że "wywalenie 35 facetów" to nie są sankcje.
Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski