PolskaŚmierć Ewy Tylman. Sąd wydał wyrok w głośnej sprawie

Śmierć Ewy Tylman. Sąd wydał wyrok w głośnej sprawie

Sąd Okręgowy w Poznaniu ogłosił wyrok w ponownym procesie Adama Z. Mężczyzna został uniewinniony. Wyrok skomentował ojciec Ewy Tylman.

Śmierć Ewy Tylman. Sąd wydał wyrok
Śmierć Ewy Tylman. Sąd wydał wyrok
LASKI DIFFUSION

W poniedziałek, 9 maja, Sąd Okręgowy w Poznaniu ogłosił wyrok w ponownym procesie Adama Z. Mężczyzna został uniewinniony w sprawie zabójstwa 26-letniej Ewy Tylman, do którego doszło 23 listopada 2015 roku.

- W przedmiotowej sprawie brak jest wystarczających dowodów. Nie ma też dowodów, że oskarżony przyczynił się do tego, że Ewa Tylman znalazła się w rzece - powiedział sędzia Łukasz Kalawski. - Nie można wykluczyć, że Ewa Tylman znalazła się w wodzie bez udziału osób trzecich - dodał.

Na rozprawie nie stawił się oskarżony, ani jego obrońca.

Nieudzielenie pomocy Ewie Tylman?

Sąd w powtórnym procesie przyjrzał się nieudzieleniu pomocy przez Adama Z. - Analizując materiał dowodowy, zwrócono uwagę na dwie kwestie. Pierwsza to twierdzenie, że podejrzany widział, jak Ewa Tylman znalazła się w rzece i dalej została porwana przez nurt. Druga sprawa to nerwowe działanie oskarżonego, choćby wykonywanie licznych rozmów telefonicznych. W ocenie sądu te dowody nie były wystarczające, by przypisać mu zarzut o nieudzielenie pomocy - wyjaśniał sędzia Kalawski.

Zdaniem sądu nie udowodniono, że oskarżony widział zdarzenie. - Łańcuch tych poszlak był zbyt słaby, by przypisać Adamowi Z. zarzucane czyny. Nie ma bezpośrednich dowodów, że oskarżony tamtej nocy znalazł się w pobliżu koryta rzeki - dodano.

Wyrok skomentował ojciec Ewy Tylman

Decyzją sądu zawiedziony był Andrzej Tylman, ojciec Ewy. - Nie wzięto pod uwagę moich słów, które powiedziałem w czwartek. Spodziewałem się wyroku skazującego za nieudzielenie pomocy, ale nie uniewinnienia. Nadal nic nie wiemy - mówił.

Śmierć Ewy Tylman. Sąd wydał wyrok w głośnej sprawie
Śmierć Ewy Tylman. Sąd wydał wyrok w głośnej sprawie © East News | Łukasz Gdak

Przekonywał, że pomimo kilkudziesięciu rozpraw nie dowiedział się, w jaki sposób zginęła jego córka. - Zawiodłem się na wymiarze sprawiedliwości. Winę ponosi też policja. Trzeba było go zatrzymać od razu, a nie chodził sobie przez tydzień - dodał.

Andrzej Tylman nie wie, czy będzie odwoływał się od dzisiejszego wyroku. - Nie mam teraz do tego głowy. Nie mam siły, ale musimy skonsultować to z adwokatami - zaznaczył.

"Nie przyjmujemy tej wersji"

Z decyzją sądu nie zgadzają się też adwokaci oskarżyciela posiłkowego. - Nie przyjmujemy tej wersji, którą przyjął sąd. Mamy świadomość, że to jeszcze nie koniec. Jeszcze sporo czasu upłynie, zanim dowiemy, co się stało tamtej nocy - mówili.

Adwokaci przekonywali, że sąd nie wziął pod uwagę dowodów. - W XXI wieku, gdzie dysponujemy nagraniami z monitoringu, opinią biegłych, która mówi o prędkości, z jaką poruszał się oskarżony i jego sms-ami, wydaje się, że nie włożono wystarczająco wiele wysiłku podczas tego procesu - dodali.

Ich zdaniem symboliczne było puste miejsce na ławie oskarżonych. - Mamy trzeci wyrok i trzecią zupełnie odmienną interpretację - tłumaczyli. - Inaczej zinterpretował ten sam materiał dowodowy Sąd Apelacyjny, który nie miał żadnych wątpliwości, że Adam Z. jest winny przestępstwa nieudzielenia pomocy. Dzisiaj sąd twierdzi, że ten zarzut jest zbyt słaby, z czym trudno się zgodzić, choćby biorąc pod uwagę same tłumaczenia oskarżonego, które wskazywały, że był on bezpośrednim świadkiem tego, jak Ewa Tylman znalazła się w wodzie. Czy i w jaki sposób się do tego przyczynił? Być może tej prawdy nigdy nie poznamy. Adam Z. nie chce nam tego powiedzieć. Najbardziej znamiennym i symbolicznym elementem procesu jest puste miejsce na ławie oskarżonych. Gdyby Adam Z. czuł się rzeczywiście niewinny, chciałby ten wyrok usłyszeć. Z jakiegoś powodu go tutaj nie było - przekonują.

Sprawą Ewy Tylman żyła cała Polska

Śmierć Ewy Tylman to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych w ostatnich latach. Żyła nią cała Polska. 26-latka przepadła bez śladu w samym centrum Poznania w nocy z 22 na 23 listopada 2015 roku.

Na początku 2015 roku kobieta przeprowadziła się z Konina do stolicy Wielkopolski, gdzie zatrudniła się w drogerii. W tym samym sklepie pracował też Adam Z., z którym później się zaprzyjaźniła.

Impreza integracyjna

22 listopada pracownicy drogerii umówili się na spotkanie integracyjne w klubie bowlingowym w centrum handlowym w Poznaniu. Tylman przyjechała spóźniona, wcześniej odwiedziła bliskich w Koninie. Do klubu przyszła w szarym płaszczu, pod nim miała założony czarny golf. Na ręce nosiła bransoletkę z zawieszką w kształcie sowy. To ważna informacja, ponieważ ten szczegół pomógł policjantom w zidentyfikowaniu zwłok.

Podczas imprezy Tylman bawiła się głównie w towarzystwie Adama Z. Gdy spotkanie skończyło się o północy, część uczestników kontynuowała zabawę. W tej grupie była 26-latka i Adam Z., którzy odwiedzili jeszcze dwa lokale – przy Starym Rynku i przy ul. Wrocławskiej. Kobieta miała powiedzieć znajomym, że jest już pijana. Głaskała Adama Z. po głowie, obejmowała go i szła z nim pod rękę.

Po godz. 1 w nocy do 26-latki próbował dodzwonić się jej chłopak, funkcjonariusz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wcześniej, gdy rozmawiali o godz. 21.40, kobieta stwierdziła, że wróci do domu za godzinę. Tak się jednak nie stało. O godz. 1.47 mężczyzna wysłał jej wiadomość: "Bez komentarza".

Tajemnica pięciu minut

O godz. 2.15 Tylman i Adam Z. wyszli z lokalu. Droczyli się. Potknęli się i upadli na chodnik, z którego początkowo nie mogli się podnieść. Przez następną godzinę szli w kierunku mostu św. Rocha oddalonego o kilka minut spaceru od Starego Rynku. Co jakiś czas się zatrzymywali, tracili równowagę i opierali o sklepową witrynę. Kobiecie wypadł z rąk telefon. Podniósł go Adam Z. Koleżanka poprosiła go wtedy, by zadzwonił do jej chłopaka. Podała mu numer, jednak mężczyzna pomylił cyfry – dodzwonił się do przypadkowej osoby. Rozmówca zapamiętał, że Adam Z. mówił nakazującym i agresywnym tonem.

O godz. 3.19 para została uchwycona przez kamerę przy ul. Mostowej. Oboje byli wyraźnie pijani. Mężczyzna podtrzymywał chwiejącą się Tylman, choć sam miał trudności z chodem. Dwie minuty później dotarli do mostu św. Rocha, gdzie zatrzymali się na 11 sekund. Doszło tam do rozmowy, po której kobieta ruszyła pierwsza w stronę mostu. Po chwili Adam Z. dołączył do niej, po czym ponownie się zatrzymali.

O godz. 3.23 26-latka ponownie wyrwała się do przodu. Adam Z. dogonił ją i w końcu wyprzedził. Tylman skręciła w kierunku skweru Łukasiewicza, gdzie weszła w parkowe alejki. Mężczyzna poszedł w tym samym kierunku.

Po trzech minutach Adam Z. wysłał wiadomość do swojego chłopaka. Następnie na ul. Grobla chwycił kobietę. Po tym, jak wyrwała się ona z objęcia, szybkim krokiem zmierzała w kierunku skarpy nad Wartą. Adam Z. poszedł za nią.

Nie wiadomo, co działo się przez następnych pięć minut. Miejski monitoring nie obejmował tamtego miejsca. Kamera ponownie zarejestrowała mężczyznę o godz. 3.31, gdy mijał barierki przy przystanku tramwajowym. Następnie skierował się w kierunku ul. Mostowej, gdzie skręcił w ul. Kazimierza Wielkiego. Miał wówczas dzwonić do swojego chłopaka i siostry. Prosił ich o pomoc, twierdząc, że się zgubił. Do domu wrócił o 5.13. Wcześniej, na przystanku przy AWF, wyrzucił lub zgubił dowód osobisty Ewy Tylman. Prawdopodobnie wszedł w jego posiadanie, gdy pomagał kobiecie zbierać przedmioty, które wypadły jej z torebki w pubie.

Brak wystarczających dowodów

Kobieta nie wróciła do domu. Jej chłopak był przekonany, że nocowała u koleżanki. Dopiero po południu zgłosił jej zaginięcie. Policja rozpoczęła poszukiwania: sprawdzała nagrania z monitoringu i przeczesywała brzegi Warty. Bez skutku.

Adam Z. twierdził, że był pijany. Przekonywał, że nie pamięta, jak skończył się wieczór. Wiadomo jednak, że do jednej z koleżanek napisał w internetowej rozmowie: "A jak coś jej zrobiłem? Nie wiem, co mi wtedy w głowie siedziało".

Rodzina 26-latki w mediach społecznościowych prosiła o pomoc w poszukiwaniach. Na ich prośbę do Poznania przyjechał prywatny detektyw bez licencji Krzysztof Rutkowski. O sprawie zrobiło się głośno.

Policjanci od samego początku podejrzewali Adama Z. Nie mieli jednak wystarczających dowodów. 1 grudnia prokurator Magdalena Jarecka, która otrzymała sprawę, zabrała Adama Z. na spacer po centrum miasta. Poprosiła mężczyznę, by odtworzył jej przebieg tamtej nocy. Kolega 26-latki co chwilę zasłaniał się niepamięcią, w końcu prokurator Jarecka zdecydowała się go zatrzymać.

Według wersji prokuratury Tylman pokłóciła się z kolegą, który zepchnął ją z wysokiej skarpy, a następnie nieprzytomną przeciągnął na brzeg i wepchnął do rzeki. Zdaniem śledczych kobieta miała umrzeć dopiero w wyniku utonięcia.

Taką wersję miał przedstawić policjantom sam podejrzany podczas nieprotokołowanej rozmowy. Sporządzono z niej notatkę, którą przekazano prokuraturze. Mężczyzna jednak zaprzeczył wszystkiemu podczas przesłuchania. Twierdził, że zeznania wymusili na nim policjanci.

25 lipca 2016 roku na wysokości Czerwonaka wyłowiono z Warty zwłoki młodej kobiety. Znajdowały się w stanie znacznego rozkładu, mimo to śledczy potwierdzili, że należą one do zaginionej Tylman. Medycy sądowi nie byli w stanie ustalić przyczyn śmierci. Wskazali jednak, że kobieta żyła, gdy wpadła lub została wepchnięta do wody, na co wskazywały obecne w nerkach okrzemki – glony żyjące w wodzie.

Porażka prokuratury?

3 stycznia 2017 roku rozpoczął się proces Adama Z. Mężczyzna nie przyznał się do zabójstwa. Przekonywał, że został "wrobiony". Sąd po 15 miesiącach aresztu wypuścił go na wolność. Uznał, że po przesłuchaniu 75 świadków nie znalazł podstaw, by skazać oskarżonego.

17 kwietnia 2019 roku Adam Z. został uniewinniony. Wersja prokuratury została wykluczona w sposób "niebudzący wątpliwości". Mowa o przeprowadzonym eksperymencie nad Wartą. Pozoranci odtwarzali zabójstwo 26-latki. Ciągnęli po brzegu i topili manekina. Czynność ta miała zająć blisko siedem minut, czyli o dwie minuty więcej, niż czas, kiedy podejrzany zniknął z zasięgu miejskiego monitoringu. Stwierdzono, że pijany Adam Z. nie byłby w stanie wykonać tej czynności szybciej od pozorantów.

- W ocenie sądu materiał dowodowy nie pozwala na przyjęcie, że oskarżony Adam Z. dopuścił się zabójstwa Ewy Tylman lub w jakikolwiek inny sposób przyczynił się do jej śmierci. W toku postępowania nie udało się ustalić, co wydarzyło się między godziną 3.26, kiedy oskarżony i Ewa Tylman byli po raz ostatni widoczni razem na kamerach monitoringu, a godziną 3.31, kiedy oskarżony został zarejestrowany już sam - mówiła wtedy sędzia Magdalena Grzybek.

Wyrok ten został jednak uchylony w styczniu 2020 roku przez Sąd Apelacyjny. - Z pierwszych wyjaśnień Adama Z. wynika wprost, że Ewa przed nim uciekała, potknęła się i wpadła do wody. Adam Z., widząc to, odwrócił się i uciekł jak tchórz. Brak jest podstaw do stwierdzenia, że Adam Z. dopuścił się zabójstwa. Jednak co najmniej powinien odpowiadać za nieudzielenie Ewie Tylman pomocy. Jak odchodził od rzeki, Ewa Tylman żyła, płynęła i on o tym wiedział - mówił sędzia Marek Kordowiecki, uzasadniając wyrok uchylający wcześniejsze uniewinnienie Adama Z.

Drugi proces Adama Z. zakończył się 5 maja. Podczas mów końcowych głos zabrał ojciec zmarłej, Andrzej Tylman. - Jako ojciec przede wszystkim przyjeżdżałem tutaj nie wysłuchiwać zeznań świadków, chociaż byłem świadkiem tej całej rozprawy, ale chciałem się dowiedzieć prawdy. I po sześciu latach, niestety, moja rodzina się tej prawdy nie dowiedziała – mówił.

Mężczyzna przyznał też, że ma ogromny żal do organów ścigania, gdyż "mając na tapecie oskarżonego Adama Z., którego widać na kamerach, kiedy prowadził jego córkę, nie zatrzymuje go od razu, tylko po tygodniu". - To jest ogromny błąd. To ja, laik, jako nieznający prawa, mogę to powiedzieć – dodał.

Zobacz też: Ewy Tylman o Adamie Z.: "Kręci i zachowuje się tak, jakby ktoś nim kierował!"

Źródło artykułu:WP Wiadomości
ewa tylmansądpoznań
Wybrane dla Ciebie