Śmierć Ewy Tylman. Przesądził eksperyment "5 minut". Obrona go podważa
Ile "trwa" pięć minut, na które Adam Z. zniknął z monitoringu? Jego obrońca uważa, że znacznie dłużej. Adwokaci i prokuratura, że krócej. Jednym z głównych dowodów, który przekonał sąd o niewinności mężczyzny w sprawie śmierci Ewy Tylman, był eksperyment "5 minut".
18.04.2019 | aktual.: 18.04.2019 12:36
- Adam Z. nie miał czasu ani sposobności, by w czasie 5 minut i 8 sekund dokonać zabójstwa Ewy Tylman w sposób opisany w akcie oskarżenia. Wyklucza to wersję zdarzeń podawaną przez policjantów, którzy zeznawali przed sądem w charakterze świadka – podkreśliła w uzasadnieniu wyroku sędzia Magdalena Grzybek.
5 minut i 8 osiem to czas na jaki Adam Z. znika z monitoringu. Wcześniej nagrania pokazują, że idzie z Ewą Tylman ulicami Poznania. Gdy kamery znów go "widzą", jest już sam. W ciągu tych kilku minut – według oskarżającej mężczyznę prokuratury – miało dojść do zbrodni.
Nierealny scenariusz
Policjanci, którzy przesłuchiwali Adama Z. po raz pierwszy zeznali, że mężczyzna przyznał się wówczas do winy. Miał powiedzieć, że pokłócił się z Ewą i zepchnął ją ze skarpy przy moście Rocha. Zszedł na dół i nieprzytomną zaciągnął na brzeg Warty i wepchnął ciało do rzeki. - W swych zeznaniach funkcjonariusze policji, opisując rozmowę z Adamem Z., podali szczegóły, które znać mógł tylko sprawca tego przestępstwa – mówi prok. Michał Smętkowski z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
By sprawdzić, czy ten scenariusz jest realny, przeprowadzono eksperyment procesowy. Uczestniczyli w nim pozoranci, a Adam Z. przyglądał się wszystkiemu, stojąc z boku. Mężczyzna zepchnął manekina odpowiadającego wagą Ewie Tylman ze skarpy, a następnie ciągnął go kilkadziesiąt metrów do brzegu rzeki, a potem uciekał. Sytuację powtórzono trzy razy, zmieniając szybkość poruszania się mężczyzny. Śledczy badali czas. Za każdym razem pozorantowi zajmowało to więcej czasu niż 5 minut i osiem sekund. To był jeden z głównych dowodów, jakie – według sądu – potwierdzają niewinność Adama Z.
- Eksperyment procesowy, na który sąd w dużej mierze oparł swój wyrok był przeprowadzany w innych warunkach niż te, które panowały w noc zaginięcia Ewy Tylman. Wówczas był kilka stopni mrozu, zmarznięta ziemia mogła ułatwiać przeciągnięcie ciała. W czasie badania śledczych było cieplej – wytyka mec. Wojciech Wiza.
I zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz. – Sąd nie wziął pod uwagę tego, że człowiek w stresującej sytuacji działa pod wpływem nagłego uderzenia adrenaliny. Działa znacznie szybciej i sprawniej niż normalnie. O tym, że Adam Z. nie był ani bardzo pijany ani ociężały świadczy także to, że – jak dowodzi monitoring – bardzo szybko oddalał się z okolic rzeki i pisał sms-y bez błędów. Świadkowie zeznali, że nie wyglądał na upojonego – podkreśla mec. Wiza.
Obrońca Adama Z. przedstawiał zupełnie inną wersję. - Był pijany, a człowiek nietrzeźwy działa wolniej – mówił mec. Ireneusz Adamczak. Argumenty adwokatów rodziny i prokuratury nazwał wyłącznie spekulacjami.
Różne wersje
Nie zgadza się z tym prokuratura i natychmiast po wyroku zapowiedziała apelację. - Ustalony w postępowaniu przygotowawczym przebieg zdarzeń znalazł pełne potwierdzenie w przeprowadzonych potem dowodach - m.in.: opiniach kryminalistycznych biegłych, w tym z zakresu antropologii i inżynierii wirtualnej, a także w ujawnionych na miejscu zdarzenia śladach, zabezpieczonym zapisie monitoringu, protokołach oględzin i eksperymencie procesowym oraz przesłuchanych świadków – podkreśla prok. Smętkowski.
Mec. Wiza także szykuje się do apelacji. – Nie zgadzam się z argumentacją sądu na temat tego, że Adam Z. z powodu upojenia alkoholowego nie pamięta, co się wydarzyło. Przecież początkowo pamiętał wiele rzeczy, tyle że kilka razy zmieniał swoją wersję. Raz mówił o lewym brzegu rzeki, raz o prawym. Potem na potrzeby linii obrony przekonywał, że jednak nic nie pamięta – mówi adwokat. Czeka na pisemne uzasadnienie sądu i wówczas złoży apelację od wyroku.
Także oskarżająca w tej sprawie prokurator Magdalena Jarecka przekonywała, że pamięć Adama Z. była bardzo wybiórcza. Był w stanie podać szczegóły imprezy firmowej oraz wymienić jej uczestników. Nie pamiętał jednak nic ze spaceru z koleżanką. Początkowo podawał też sprzeczne wersje zdarzeń.
Adwokat Adama Z. w trakcie procesu podkreślał, że nie przedstawiono żadnych dowodów, które miałyby świadczyć o winie jego klienta. - To, co stało się z Ewą Tylman, jest okryte tajemnicą. Taką tajemnicą, której mroków nie da się na razie oświetlić – mówił.
Sprawa śmierci Ewy Tylman toczy się od listopada 2015 r. 26-letnia Ewa Tylman wracała nocą z imprezy w centrum Poznania. Towarzyszył jej kolega Adam Z. Oboje byli pijani. Po raz ostatni kamery monitoringu nagrały ich w okolicy mostu św. Rocha nad Wartą. Do domu wrócił tylko Adam. Twierdził, że nie pamięta, co stało się z koleżanką. Oboje byli pijani.
Ciało Ewy Tylman udało się odnaleźć dopiero osiem miesięcy później. Przypadkowy przechodzień zauważył w rzece zwłoki kobiety. Prokuratura oskarżyła Adama Z. o zabójstwo z tzw. zamiarem ewentualnym. Po trwającym dwa lata procesie sędzia orzekła, że prokuratura nie zgromadziła żadnych dowodów na winę Adama Z. Wytykała, że mężczyzna nie miał żadnego motywu, by zrobić kobiecie krzywdę.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl