Skandaliczny wpis małopolskiej kurator oświaty. "Morderstwo tylko na psychopatach nie robi wrażenia"
Skandaliczny wpis małopolskiej kurator oświaty. "Morderstwo zabija także mordercę" - pisze na Twitterze Barbara Nowak. Słynąca z bulwersujących wypowiedzi kurator nawiązuje w ten sposób do sprawy pani Joanny, ujawnionej przez "Fakty" TVN.
Wstrząsającą historię kobiety, która wzięła tabletkę poronną, ponieważ ciąża miała zagrażać jej życiu, przedstawiły we wtorek "Fakty" TVN. Pani Joanna o wszystkim poinformowała swoją lekarkę. Ta powiadomiła policję.
- Kazano mi się rozebrać, robić przysiady i kaszleć - ujawniła bohaterka materiału "Faktów". Kobiecie zabrano telefon, a mundurowi wypytywali także o jej laptop. - Ta interwencja mnie kompletnie złamała. Zniszczyła mnie - przyznała kobieta.
Pani Joanna o szokującej interwencji policji opowiedziała także Patrykowi Michalskiemu w programie "Newsroom" Wirtualnej Polski. Kobieta relacjonowała, że była bardzo zaskoczona obecnością policji - najpierw w jej domu, a potem w szpitalu. Jednocześnie zaprzeczyła, że miała deklarować myśli samobójcze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Skandaliczny wpis Barbary Nowak
Niespodziewanie do wydarzeń, które rozegrały się w kwietniu w krakowskim szpitalu, odniosła się w mediach społecznościowych słynąca z kontrowersyjnych wypowiedzi małopolska kurator oświaty Barbara Nowak.
"Kobieta, która dokonuje aborcji, musi się liczyć z tym, że będzie cierpieć psychicznie. Morderstwo tylko na psychopatach nie robi wrażenia. Kobieta, z czynnym sumieniem, cierpi po zamordowaniu dziecka, czasem tak bardzo, że sama też nie chce żyć. Morderstwo zabija także mordercę" - napisała Nowak na Twitterze.
Policja przedstawia swoją wersję wydarzeń
W czwartek po południu policja przedstawiła na konferencji swoją wersję wydarzeń oraz ujawniła nagranie z numeru 112. - Sprawdzamy każdą osobę, co do której istnieje podejrzenie, że chciała popełnić samobójstwo pod kątem niebezpiecznych narzędzi czy substancji, które mogłyby jej do tego służyć - mówił komendant główny policji gen. insp. Jarosław Szymczyk.
Jak dodał, "wobec pani Joanny policja nie używała żadnych środków przymusu bezpośredniego". Nie potwierdził słów kobiety, która mówiła, że policjantki kazały jej się rozebrać do naga, kucnąć i kaszleć. - Nie potwierdzam poleceń dotyczących kasłania, natomiast chce powiedzieć, że w wyniku tych czynności kontrolnych ustaliliśmy, że policjantka prosiła o możliwość również skontrolowania dolnej części bielizny, ale po informacji od pani doktor, że przed chwilą przeprowadziła badanie tych okolic, odstąpiła policjantka od tych czynności - mówił.
Czytaj również: "Taliban nad Wisłą". Wrze po akcji policji w szpitalu