Chciała zażyć tabletkę poronną. Bulwersująca interwencja policji
"Fakty" TVN wyemitowały we wtorek materiał poświęcony pani Joannie, która chciała zażyć tabletkę poronną. W trakcie badania do szpitala przyjechała policja, która przesłuchiwała kobietę, a na koniec zabrała telefon. - Ta interwencja mnie kompletnie złamała. Zniszczyła mnie - wyznała poruszona pacjentka.
Bohaterka wtorkowego wydania "Faktów" w rozmowie z dziennikarzami opowiedziała, że jakiś czas temu zdecydowała się na przyjęcie tabletki poronnej, ponieważ ciąża miała zagrażać jej zdrowiu. Postanowiła poinformować o tym swoją lekarkę. Następnie o wszystkim dowiedziała się policja.
Podczas wywiadu kobieta wyznała, że była przekonana, iż do szpitala jedzie na badanie. Na miejscu okazało się, że zostanie przesłuchana. - Kazano mi się rozebrać, robić przysiady i kaszleć - relacjonowała.
- Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: "Czego wy ode mnie chcecie?" - ujawniła pacjentka. Lekarz szpitalnego oddziału ratunkowego, do którego trafiła kobieta, przekazał w rozmowie z TVN, że mundurowi ciągle pytali, gdzie pacjentka ma laptop i telefon.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Znikający sondaż. "Nie ma szklanego sufitu"
- Czterech mężczyzn pilnowało jednej, przestraszonej kobiety. Utworzyło kordon wokół pacjentki, utrudniało nam to pracę. Oni nie byli w stanie podać, dlaczego ta pacjentka jest przez nich zatrzymywana - mówił lekarz, który prosił o anonimowość.
W pewnej chwili policjanci zabrali laptop pani Joanny, tłumacząc to koniecznością "zabezpieczenia na protokół zatrzymania". Funkcjonariusze wylegitymowali też dyżurujących lekarzy, po czym pacjentka została przetransportowana - w eskorcie policji - do szpitala z oddziałem ginekologicznym. Zabrano jej telefon.
Policja odsyła do prokuratury, sąd rozpatrzył skargę
O to, dlaczego podjęto interwencję i dlaczego miała ona tak bulwersujący przebieg, "Fakty" TVN zapytały krakowską policję. Ta jednak odesłała dziennikarzy do prokuratury, która oświadczyła, że "obecność funkcjonariuszy wynikała z konieczności asystowania Zespołowi Ratownictwa Medycznego".
Obecnie prowadzone jest też śledztwo dot. pomocy w aborcji i namawiania do samobójstwa. Pani Joanna utrzymuje, że nie otrzymała od nikogo pomocy, a tabletki kupiła w sieci. Kobieta złożyła skargę do sądu na zabranie telefonu. Sąd nakazał zwrócić urządzenie, przypominając jednocześnie policji, że pacjentka nie była osobą podejrzaną. W Polsce nie odpowiada się za wywołanie u siebie aborcji. Prawo nie karze kobiety - przypominają "Fakty" TVN.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Do sprawy odniosła się już m.in. Katarzyna Kotula z Lewicy. "Przyjęcie tabletki poronnej NIE jest łamaniem prawa i jest legalne! Drogie kobiety macie prawo usunąć własną ciążę i NIC wam za ro nie grozi!" - pisze polityk opozycji na Twitterze, domagając się wyjaśnień od kierownictwa policji, szefa MSW Mariusza Kamińskiego oraz ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Głos zabrał też Robert Biedroń. "Jestem wstrząśnięty historią pani Joanny, która zażyła tabletki poronne. Na SOR przesłuchiwało ją 4 policjantów. Kazali robić przysiady, kaszleć. Zarekwirowali telefon i laptopa. Przyjęcie tabletki poronnej jest w pełni legalne. Lewica tak tego nie zostawi!" - zapowiada polityk Lewicy.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski