Chciała zażyć tabletkę poronną. Bulwersująca interwencja policji
"Fakty" TVN wyemitowały we wtorek materiał poświęcony pani Joannie, która chciała zażyć tabletkę poronną. W trakcie badania do szpitala przyjechała policja, która przesłuchiwała kobietę, a na koniec zabrała telefon. - Ta interwencja mnie kompletnie złamała. Zniszczyła mnie - wyznała poruszona pacjentka.
18.07.2023 | aktual.: 18.07.2023 22:28
Bohaterka wtorkowego wydania "Faktów" w rozmowie z dziennikarzami opowiedziała, że jakiś czas temu zdecydowała się na przyjęcie tabletki poronnej, ponieważ ciąża miała zagrażać jej zdrowiu. Postanowiła poinformować o tym swoją lekarkę. Następnie o wszystkim dowiedziała się policja.
Podczas wywiadu kobieta wyznała, że była przekonana, iż do szpitala jedzie na badanie. Na miejscu okazało się, że zostanie przesłuchana. - Kazano mi się rozebrać, robić przysiady i kaszleć - relacjonowała.
- Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: "Czego wy ode mnie chcecie?" - ujawniła pacjentka. Lekarz szpitalnego oddziału ratunkowego, do którego trafiła kobieta, przekazał w rozmowie z TVN, że mundurowi ciągle pytali, gdzie pacjentka ma laptop i telefon.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Czterech mężczyzn pilnowało jednej, przestraszonej kobiety. Utworzyło kordon wokół pacjentki, utrudniało nam to pracę. Oni nie byli w stanie podać, dlaczego ta pacjentka jest przez nich zatrzymywana - mówił lekarz, który prosił o anonimowość.
W pewnej chwili policjanci zabrali laptop pani Joanny, tłumacząc to koniecznością "zabezpieczenia na protokół zatrzymania". Funkcjonariusze wylegitymowali też dyżurujących lekarzy, po czym pacjentka została przetransportowana - w eskorcie policji - do szpitala z oddziałem ginekologicznym. Zabrano jej telefon.
Policja odsyła do prokuratury, sąd rozpatrzył skargę
O to, dlaczego podjęto interwencję i dlaczego miała ona tak bulwersujący przebieg, "Fakty" TVN zapytały krakowską policję. Ta jednak odesłała dziennikarzy do prokuratury, która oświadczyła, że "obecność funkcjonariuszy wynikała z konieczności asystowania Zespołowi Ratownictwa Medycznego".
Obecnie prowadzone jest też śledztwo dot. pomocy w aborcji i namawiania do samobójstwa. Pani Joanna utrzymuje, że nie otrzymała od nikogo pomocy, a tabletki kupiła w sieci. Kobieta złożyła skargę do sądu na zabranie telefonu. Sąd nakazał zwrócić urządzenie, przypominając jednocześnie policji, że pacjentka nie była osobą podejrzaną. W Polsce nie odpowiada się za wywołanie u siebie aborcji. Prawo nie karze kobiety - przypominają "Fakty" TVN.
Do sprawy odniosła się już m.in. Katarzyna Kotula z Lewicy. "Przyjęcie tabletki poronnej NIE jest łamaniem prawa i jest legalne! Drogie kobiety macie prawo usunąć własną ciążę i NIC wam za ro nie grozi!" - pisze polityk opozycji na Twitterze, domagając się wyjaśnień od kierownictwa policji, szefa MSW Mariusza Kamińskiego oraz ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
Głos zabrał też Robert Biedroń. "Jestem wstrząśnięty historią pani Joanny, która zażyła tabletki poronne. Na SOR przesłuchiwało ją 4 policjantów. Kazali robić przysiady, kaszleć. Zarekwirowali telefon i laptopa. Przyjęcie tabletki poronnej jest w pełni legalne. Lewica tak tego nie zostawi!" - zapowiada polityk Lewicy.