Sikora: "PiS traci Senat. Co to w praktyce oznacza? Wyjaśniamy" (Opinia)
Prawo i Sprawiedliwość o włos przegrało Senat - związani z partią Jarosława Kaczyńskiego politycy zajmą 49 ze 100 miejsc. A to oznacza, że parlament, działający dotąd jak taśma produkcyjna, do której pilota trzymał Jarosław Kaczyński, została rozmontowana.
Największym zaskoczeniem wyborów parlamentarnych 2019 zdaje się być utrata przez PiS większości w Senacie. X kadencja sprawi, że do “izby zadumy” wróci polityka, wróci prawdziwa dyskusja, a Senat odzyska swoją pozycję kontroli prawa.
W mijającej kadencji ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego mogło liczyć na 64 szable. Od inauguracji nowej kadencji będzie go wspierało 49 parlamentarzystów. Wokół opozycji zgromadzi się 51 osób - głównie z Koalicji Obywatelskiej, ale też 3 z PSL i 2 z SLD. Będzie też kilku senatorów niezależnych o jawnie anty-PiS-wskich poglądach: Wadim Tyszkiewicz, Krzysztof Kwiatkowski czy Stanisław Gawłowski.
Nowy marszałek
Co się zmieni? Przede wszystkim marszałek Senatu - Stanisław Karczewski powoli może się pakować z rządowej willi, którą wynajmuje mu Kancelaria Senatu. Kto będzie nowym marszałkiem? Ten wybór niewątpliwie będzie jednym z pierwszych testów współpracy opozycji.
Zobacz też: Internetowe komentarze po sondażu exit poll IPSOS
Naturalnym kandydatem wydaje się być Bogdan Borusewicz, wieloletni marszałek i wicemarszałek z PO. Przeszkodą są powtarzane przez media oskarżenia o nadużywanie samolotów rejsowych w czasie kierowania izbą za czasów PO. Ale możliwości jest więcej - Bogdan Zdrojewski, który ma spore ambicje wewnątrz PO, doświadczony senator lewicy Marek Borowski czy tacy politycy jak Antoni Mężydło albo Jerzy Fedorowicz. Może opozycja postawi na kogoś młodszego, gotowego prowadzić polityczną walkę z PiS (tu idealnym kandydatem wydaje się być Krzysztof Brejza) albo na kobietę, np. Alicję Chybicką.
Nowy marszałek będzie kluczowym elementem w powstrzymaniu ustawodawczego tarana PiS. W tej kadencji zdarzało się przyjęcie ustaw w ciągu jednego dnia - przed południem przepychano je przez Sejm, a po południu przez Senat. Teraz to będzie niemożliwe. Senat ma 30 dni na ustosunkowanie się do ustaw przyjętych przez Sejm. Może oczywiście przyjąć je bez poprawek, tak jak często działo się to w tej kadencji (często ze szkodą dla jakości stanowionego prawa).
Wielki spowalniacz
Bardziej prawdopodobne będzie jednak to, że senatorowie opozycji będą zgłaszać poprawki do ustaw, a czasami nawet je odrzucać. Aby przełamać ich wolę, rządzący będą musieli mieć bezwzględną większość głosów. A to oznacza, że szef klubu parlamentarnego PiS będzie musiał mocno pilnować swoich posłów i dyscyplinować ich, by karnie stawiali się na głosowaniach.
Opozycja, dzięki większości w Senacie, nie będzie w stanie zatrzymać ustaw Prawa i Sprawiedliwości. Będzie w stanie je spowolnić, a z procedowania tych kłopotliwych dla PiS urządzić medialne spektakle z wielogodzinnymi obradami komisji, a później całej izby. “Teraz Senat przestanie być ‘izbą zadumy’ a zostanie ‘izbą zadymy’” - napisał na Twitterze Bartosz Zbroja, PR-owiec, na początku kadencji rzecznik Ministerstwa Sportu.
Personalne układanki
Senatorowie mają też wpływ na personalia w kilku ważnych instytucjach. Ze swojego grona wybierają 2 członków Krajowej Rady Sądownictwa, a także 2 członków Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej. Senat powołuje i (co ważne) odwołuje członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (dzisiaj jego reprezentantką jest prawicowa publicystka Teresa Bochwic) oraz 3 członków Rady Polityki Pieniężnej (dzisiaj: Eugeniusz Gatnar, Jerzy Kropiwnicki, Rafał Sura).
Poza tym izba wyższa wyraża też zgodę na powołanie przez Sejm Rzecznika Praw Obywatelskich oraz powołanie i odwołanie: Prezesa Najwyższej Izby Kontroli, Rzecznika Praw Dziecka, Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej oraz Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej.
Stracona szansa
Niektóre z tych stanowisk są dzisiaj w centrum politycznego sporu i w trakcie tej kadencji będą do ponownego obsadzenia (jak RPO czy prezes IPN). Znacząco ogranicza to też Jarosławowi Kaczyńskiemu pole manewru ws. rozwiązania problemu, jakim stał się prezes NIK Marian Banaś.
Opozycja nie skorzysta raczej z innego potężnego narzędzia - możliwości kierowania ustaw do Trybunału Konstytucyjnego. W normalnych warunkach opozycyjny Senat masowo wysyłałby tam kontrowersyjne ustawy. Ale przecież trudno oczekiwać, by instytucja kierowana przez Julię Przyłębską postawiła się woli Jarosława Kaczyńskiego. Poza tym przecież wielu senatorów KO nie uznaje części sędziów za prawidłowo wybranych.
Jest też kilka pomniejszych kwestii, jak chociażby wyrażanie zgody na referendum rozpisywane z woli prezydenta czy współpraca z Polonią (także rozdzielanie funduszy na jej działalność). To jednak mniej istotne.
Najważniejsze, że opozycja będzie miała mównicę do nagłaśniania problematycznych dla PiS spraw. I to taką, na której protegowany Jarosława Kaczyńskiego nie będzie wyłączał mikrofonów, jak robił to przez całą kadencję Sejmu Marek Kuchciński. Oczywiście, jeśli opozycji uda się zachować spójność. A zabiegi zmierzające do jej rozbicia pewnie już są na Nowogrodzkiej planowane.