"Boimy się". Sąsiedzi zmarłego Kamilka przerażeni

Śmierć Kamilka z Częstochowy wstrząsnęła całą Polską. Sąsiedzi chłopca nie chcą dłużej mieszkać w budynku, w którym doszło do tragedii. - To jest dom grozy, patrzymy na te drzwi i widzimy ciągle to dziecko - przyznaje jedna z lokatorek kamienicy.

Kamilek zmarł w poniedziałek 8 maja.
Kamilek zmarł w poniedziałek 8 maja.
Źródło zdjęć: © Facebook | Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka im. św. Jana Pawła II
oprac. KAR

Dziś budynek, w którym mieszkał Kamilek, wygląda na opuszczony. Niektórzy lokatorzy kamienicy myślą o wyprowadzce.

- To jest dom grozy, patrzę na te drzwi i widzimy ciągle to dziecko - mówi w rozmowie z "Faktem" jedna z kobiet.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wuj zmarłego Kamilka złożył już wniosek o przydział nowego mieszkania komunalnego. Podobną decyzję podjęła inna lokatorka kamienicy. - Mieszkam tutaj od 28 lat. Po tej tragedii ludzie się odgrażają. Boimy się, że ktoś nam mieszkanie podpali. Strach zostawić córkę samą w domu. Wstyd wyjść na ulicę. Ludzie mówią, że mamy krew na rękach, a prawda jest inna - wskazuje.

Kobieta podkreśla, że nie była obojętna na cierpienie chłopca. Z jej relacji wynika, że kilkukrotnie informowała kuratorkę o tym, że w domu rodzinnym 8-latka prawdopodobnie dzieje się coś złego.

W rozmowie z "Faktem" sąsiadka zmarłego 8-latka wskazuje też, że stan techniczny kamienicy pozostawia wiele do życzenia, co również skłania ją do zmiany miejsca zamieszkania. Ostatnią inspekcję budynku przeprowadzono dwa dni po brutalnym pobiciu Kamilka.

- Byli we wszystkich mieszkaniach, również u Anety, cioci Kamilka. Gdy pytałam Anetę, gdzie Kamilek, powiedziała, że siedział na podłodze przy segmencie. Tam było jego miejsce od chwili, gdy wrócił z Olkusza. Tam spał - wyznaje.

8-letni Kamilek zmarł. Został skatowany

Kamilek z Częstochowy zmarł 8 maja. Lekarze z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka przekazali w oficjalnym komunikacie, że przyczyną śmierci 8-latka była "postępująca niewydolność wielonarządowa".

Do szpitala w Katowicach chłopiec trafił 3 kwietnia. Kilka dni wcześniej został skatowany przez swojego ojczyma. Dziecko było brutalnie bite, polewane wrzątkiem i przypalane papierosami. Matka nie udzieliła mu pomocy.

Kamilek z Częstochowy nie żyje. Zarzuty dla czterech osób

W rozmowie z "Faktem" biologiczny ojciec chłopca ujawnił, że jego była żona początkowo twierdziła, że "Kamil poparzył się herbatką", którą miał na niego wylać młodszy brat Fabian.

W związku ze sprawą zarzuty usłyszały cztery osoby, w tym 27-letni ojczym, 35-letnia matka dziecka, a także jego wujostwo.

Magdalena B. usłyszała zarzuty narażania dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, a także udzielenie pomocy mężowi w znęcaniu się nad chłopcem.

Dawid B. początkowo był podejrzany m.in. o usiłowanie zabójstwa. Po śmierci dziecka prokurator generalny zapowiedział jednak, że kwalifikacja czynu zostanie zmieniona na zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Mężczyzna usłyszał również zarzut znęcania się nad 7-letnim bratem Kamila.

Źródło: "Fakt"/PAP

Czytaj także:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
dzieckośmierćbrutalne pobicie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (77)