Władza trzęsie się w posadach. Największa porażka wojsk Asada w historii

W Syrii ważą się losy prezydenta Baszara al-Asada. Po porażce, jaką armia rządowa odniosła pod Aleppo, linia frontu nadal nie została ustabilizowana. Co gorsza dla Asada, rebelianci dotarli już do bram kolejnego miasta - Hamy. Jeśli miejscowość padnie, rebelianci będą mogli kontynuować marsz na południe kraju, w kierunku stolicy - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Rydelek.

Dym z walk unosi się na obrzeżach miasta Hama w Syrii
Dym z walk unosi się na obrzeżach miasta Hama w Syrii
Źródło zdjęć: © East News | Ghaith Alsayed

04.12.2024 20:30

Asad próbuje ratować sytuację, apelując do Rosji i Iranu o wsparcie wojskowe. Jednak zarówno Moskwa, jak i Teheran są zaangażowane na zupełnie innych kierunkach i nie dysponują zbyt wieloma zasobami, którymi mogłyby wspomóc prezydenta Syrii.

Od Aleppo do Hamy

Utrata Aleppo to największa porażka wojsk Asada w historii syryjskiej wojny domowej. Armia utraciła nie tylko drugie najludniejsze miasto kraju. W ręce rebeliantów dostało się wiele baz wojskowych, wypełnionych po brzegi uzbrojeniem.

Wojska Asada walczyły o miasto przez cztery lata (2012-2016), a utraciły je w zaledwie trzy dni. Za tak spektakularną klęskę wojsk Asada odpowiada wiele czynników, m.in. fakt demobilizacji części syryjskiej armii czy wycofanie z Syrii rosyjskich i irańskich wojsk, a także świetne zaplanowanie operacji przez rebeliantów oraz masowe użycie przez nich dronów FPV, które podobno okazały się "game changerem".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rozmiary klęski Asada pod Aleppo są ogromne. Jego armia musiała nie tylko opuścić Aleppo, ale całą muhafazę (prownicję) i wycofać się aż o 100 km na południe, pod Hamę. Syryjska armia próbowała się tutaj przegrupować i ustabilizować front. Rebelianci pokrzyżowali jednak te plany.

Zanim syryjska armia zdążyła dojść do siebie po porażce pod Aleppo, rebelianci wyprowadzili kolejne uderzenie, tym razem na Hamę. Po kilku dniach walk sytuacja miasta jest niezwykle ciężka. Rebelianci - na obu flankach - wyszli na tyły głównej linii obronnej Hamy i znajdują się już zaledwie ok. 4 km od miasta. Asad nadal wysyła do Hamy posiłki, desperacko próbując ustabilizować front, jednak - póki co - to rebelianci mają tutaj przewagę.

Istnieje realna szansa na to, że Hama w ciągu kilku następnych dni wpadnie w ręce rebeliantów. W takiej sytuacji armia rządowa będzie musiała cofnąć się o kolejne 40 km na południe, do miasta Hims, które stanowi ostatni bastion Asada na drodze do Damaszku. Jeśli Hims by padło, terytorium kontrolowane przez Asada zostałoby przecięte przez wojska rebeliantów na dwie części: nadmorską Latakię oraz Damaszek z południem Syrii.

Istnieje realna szansa na to, że Hama w ciągu kilku następnych dni wpadnie w ręce rebeliantów
Istnieje realna szansa na to, że Hama w ciągu kilku następnych dni wpadnie w ręce rebeliantów© East News | BAKR AL KASSEM

Podróż Asada do Moskwy i powrót z pustymi rękami

Władza Asada nad Syrią trzęsie się w posadach. Nic też dziwnego, że próbuje on zapewnić sobie wszelkie możliwe wsparcie. Pierwszym partnerem, do którego o pomoc zwrócił się Asad, była Rosja, która posiada bazę morską w Tartusie i bazę lotniczą w Humajmim.

Tego samego dnia gdy rozpoczęła się ofensywa rebeliantów, Asad wyleciał do Moskwy na rozmowy z Putinem. Spędził tam trzy dni, jednak wrócił do ojczyzny z pustymi rękami. Mało tego, służba prasowa Kremla nie opublikowała nawet krótkiej notatki, że Asad spotkał się z Putinem - gdy syryjska delegacja nalegała, żeby Kreml opublikował stosowny komunikat, Rosjanie mieli podobno stwierdzić, że brak w tym "politycznej celowości".

Rosyjskie lotnictwo co prawda cały czas wspiera z powietrza syryjską armię, jednak tylko w ograniczonym zakresie. Od czasu inwazji na Ukrainę rosyjski kontyngent w Syrii jest stopniowo zmniejszany i wątpliwe, aby zmieniła to nawet krytyczna sytuacja Asada. Putin, który sam musi ratować się dostawami z Iranu czy Korei Północnej, nie ma wolnych zasobów, które mógłby przerzucić do Syrii.

Interwencja Iranu w Ankarze

Drugi główny sojusznik Asada, czyli Islamska Republika Iranu, również dysponuje bardzo ograniczonymi zasobami. Po ponad roku konfrontacji między Izraelem, a proirańską Osią Oporu, Hezbollah (który w poprzednich latach odegrał kluczową rolę w walkach miejskich w Syrii) jest wycieńczony i nie jest w stanie przyjść na pomoc Asadowi. Nie mogąc skorzystać z usług Hezbollahu, Irańczycy próbują wysłać do Syrii inne, mniej bitne, ale liczniejsze formacje, jak np. szyickie milicje z Iraku czy Afganistanu. Ich transfer może zająć jednak wiele tygodni cennego czasu - czasu, którego Asad nie posiada.

Irańczycy próbują również wspierać Asada dyplomatycznie. W poniedziałek, 2 grudnia szef irańskiego MSZ, Abbas Araghchi, udał się do Ankary, próbując naciskać na Turków, aby położyli kres ofensywie rebeliantów. Iran uważa bowiem, że to właśnie Turcy stoją za wznowieniem walk w Syrii i to oni mogą położyć im kres. Wizyta irańskich dyplomatów spotkała się jednak z dość zimnym przyjęciem w Ankarze.

O co gra Turcja?

Turcy odrzucają oskarżenia, że to oni stoją za zajęciem Aleppo i jednocześnie odmawiają użycia swoich kanałów do nacisku na rebeliantów. Takie stanowisko Turcji wynika z kilku powodów. Przede wszystkim obecne działania rebeliantów (nawet jeśli nie inspirowane przez Turcję) bardzo wzmacniają pozycję Turcji względem Rosji i Iranu w tzw. formacie astańskim. Ponadto Turcy mogą liczyć na to, że porażki Asada pod Aleppo i Hamą zmuszą go do ponownego rozważenia normalizacji relacji z Turcją - takie propozycje od miesięcy padały z ust prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana, jednak Asad stawiał Turkom zaporowe warunki.

Ponadto Turcja chce wykorzystać chaos panujący w północnej Syrii do uderzenia w Kurdów. Po upadku Aleppo protureckie ugrupowania rebelianckie zajęły już część kurdyjskich miast, które wcześniej znajdowały się pod protektoratem Rosji. Utrata Aleppo przez Asada i wycofanie się Rosjan z północnej Syrii to szansa dla Turków na zajęcie wszystkich terenów kurdyjskich na zachód od Eufratu - w szczególności miasta Manbij. Turcy nie muszą się przy tym obawiać postawy USA, bo amerykańscy żołnierze stacjonują dopiero po drugiej stronie Eufratu.

Mówiąc na temat Amerykanów, oni także chcą wykorzystać chaos panujący w Syrii do swoich celów. Wraz ze sponsorowanymi przez siebie oddziałami kurdyjsko-arabskimi z tzw. Syryjskich Sił Demokratycznych, rozważają zajęcie pogranicza syryjsko-irackiego w okolicy miasta Al-Bukamal, przez które od lat przechodzi irańskie uzbrojenie zmierzające do Hezbollahu.

Swoją grę prowadzą również bogate monarchie Zatoki Perskiej, które na początku wojny domowej sponsorowały rebeliantów, ale w ostatnich latach zmieniły strategię i ponownie nawiązały oficjalne stosunki dyplomatyczne z Asadem. Takie kraje jak np. Arabia Saudyjska czy Zjednoczone Emiraty Arabskie próbują - z jednej strony - wyrwać Asada z objęć Iranu, a - z drugiej strony - nie dopuścić do zbytniego wzmocnienia pozycji Turcji w Syrii.

Według informacji agencji Reutera Zjednoczone Emiraty Arabskie lobbują w Waszyngtonie, żeby USA nie przedłużyły tzw. Ustawy Cezara, która wygasa 20 grudnia 2024 r. Ustawa ta pozwala nakładać sankcje na wszystkie podmioty, które zdecydują się na współpracę z Asadem. Lobbyści z Emiratów wskazują, że w zamian za nieprzedłużenie Ustawy Cezara można by wymóc na Asadzie ograniczenie współpracy z Irańczykami.

Podsumowanie

Asad znalazł się prawdopodobnie w najcięższej sytuacji od początku wojny domowej. Stracił już Aleppo, a Hama wydaje się następna w kolejce. Co gorsza, nie może liczyć na dwóch swoich głównych sojuszników, którzy w poprzednich latach pomogli mu utrzymać się przy władzy.

Rosja jest pochłonięta wojną w Ukrainie i nie może pozwolić sobie na wysłanie dodatkowych sił do Syrii. Iran natomiast jest w stanie przysłać Asadowi wsparcie, ale w tylko ograniczonym stopniu - gdyż poszczególne proirańskie formacje są wycieńczone walką z Izraelem.

W efekcie dalsze rządy klanu Asadów, którzy od lat 70. rządzą Syrią, stoją pod znakiem zapytania, a kolejne dni mogą przesądzić nie tylko o losach Hamy, ale również całej Syrii.

Dla Wirtualnej Polski Tomasz Rydelek, ekspert ds. Bliskiego Wschodu

Źródło artykułu:Puls Lewantu
syriahamabaszar al-asad
Wybrane dla Ciebie