Rosjanie zapewniali, że strat nie było. Wyszło na jaw, jak bardzo bolą ich ataki odwetowe Ukrainy
Dopiero po dwóch miesiącach wyszło na jaw, że w ukraińskim ataku odwetowym na lotnisko Millerowo na terytorium Rosji jednak zginęli żołnierze. Strata musiała być bolesna, bo obsługa naziemna lotniska umieściła nazwiska zabitych kolegów na rakietach podczepionych do śmigłowca. Zdjęcie pomogło ustalić fakty na temat jednych z pierwszych Rosjan poległych na wojnie.
Rosjanie zaprzeczali jakimkolwiek stratom, gdy 25 lutego, tuż po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji, Ukraina przeprowadziła pierwszy atak na terytorium Rosji. Rakiety Toczka-U spadły na lotnisko Millerowo w obwodzie Rostowskim. Wówczas pewne było, że rosyjskie lotnictwo poniosło straty w sprzęcie wojskowym.
Tymczasem społeczności wywiadowców skupionej wokół serwisu InforNapalm udało się ustalić, że były także ofiary wśród żołnierzy. Nekrolog jednego z zabitych rodzina opublikowała dopiero 27 kwietnia, a wymieniona data śmierci to właśnie 25 luty.
Rakieta z dopiskiem "za Witalija"
Zamieszczone w rosyjskich mediach społecznościowych zdjęcie, na którym widać namalowane na rakietach imiona i pseudonimy zabitych żołnierzy, pozwoliło ustalić, że ofiar było co najmniej sześć.
Byli to: Ildar Izmailowa, niezidentyfikowana z funkcji osoba z lotniska, szer. Wołodia Temczenko z batalionu wsparcia, por. Sania Potapenkow, nawigator śmigłowca szturmowego Ka-52, por. Kostia Saigakow, desantowiec z jednostki śmigłowców Mi-8. Zginęli też ważni starsi oficerowie jednostki: mjr Witalij Wojciechowski, pilot śmigłowca Mi-8, a także mjr. Jurij Belitczenko, oficer kierujący obsługą naziemną.
- Zdjęcie i nekrolog pozwoliły ustalić społeczności naszych wywiadowców dane o zlikwidowanych wówczas wojskowych. Rosjanie twierdzili, że strat nie było - poinformował Irakli Komaxidze, założyciel serwisu InformNapalm. Ta grupa analityków już wielokrotnie wyciągała na jaw fakty, które rosyjskie dowództwo starało się ukryć lub przemilczeć.
Powinno być więcej ataków w Rosji
- Uważam, że dotąd bardzo tego brakowało. Po takich tragediach, jakie widzieliśmy, przy tym zdziczeniu rosyjskich ataków, Ukraina ma prawo odgryźć się uderzeniem w cele wojskowe. Rosjanie powinni poczuć zagrożenie. Nie można pozwolić, żeby bezpiecznie i z własnego terenu planowali ataki - komentuje w rozmowie z WP płk Andrzej Kruszyński, weteran GROM, uczestnik misji w Bośni, Kosowie oraz Iraku.
- Mam nadzieję, że zobaczymy kolejny etap wojny, w którym to strona ukraińska przejmie inicjatywę. Choćby amerykańskie systemy artyleryjskie, które już otrzymali, pozwalają na wykonanie uderzeń wiele kilometrów za linią frontu. Trzeba dezorganizować tyły Rosjan, siać u nich panikę. Podejrzewam, że Ukraińcy mają nawet plan zniszczenia mostu Krymskiego nad Cieśniną Kerczeńską, którym dociera zapatrzenie - dodaje.
Zmasowane ataki Rosjan w Ukrainie. Armia Putina chwali się tym nagraniem
Przypomnijmy, że jak dotąd ukraińscy wojskowi nie przyznali się do odpowiedzialności za serię incydentów w obwodach biełgorodzkim, kurskim i woroneskim na terenie Rosji. Ostatnio miały tam miejsce eksplozje i pożary w magazynach ropy naftowej i amunicji. Pod Biełgorodem (blisko frontu w Donbasie) dwa dni temu zapalił się też skład amunicji.
28 kwietnia doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak zapowiedział na Twitterze, że w najbliższych tygodniach Ukraina będzie "uderzać w magazyny i bazy rosyjskich zabójców" w samej Rosji. Określił przyszłe akcje jako "demilitaryzację" rosyjskich terenów przygranicznych.
Czytaj też:
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski