ŚwiatKaliningrad żyje nową aferą. Dowód na rujnujące skutki sankcji za wojnę w Ukrainie

Kaliningrad żyje nową aferą. Dowód na rujnujące skutki sankcji za wojnę w Ukrainie

Osiemnaście firm, będących zarazem największymi pracodawcami w Obwodzie Kaliningradzkim, powiadomiło władze regionu o ryzyku grupowych zwolnień pracowników. Po wprowadzeniu sankcji na Rosję brakuje tam komponentów i surowców potrzebnych do utrzymania ciągłości pracy. - Kaliningrad to oblężona twierdza, która jako pierwsza w Rosji padnie na skutek sankcji - komentuje rozmówca WP.

Sankcje na Rosję zaczynają działać. Pracodawcy w Kaliningradzie ostrzegają przez zwolnieniami grupowymi. Na fot przygotowania do pracy zwyciestwa w dniu 9 maja
Sankcje na Rosję zaczynają działać. Pracodawcy w Kaliningradzie ostrzegają przez zwolnieniami grupowymi. Na fot przygotowania do pracy zwyciestwa w dniu 9 maja
Źródło zdjęć: © Telegram | Incydent Kaliningrad
Tomasz Molga

O ryzyku zwolnień donosi Kalininrad.ru główny lokalny serwis informacyjny. Rosyjski dziennikarz opisuje, że gdy odwiedził lokalny urząd, dowiedział się, że w ciągu miesiąca przybyło około tysiąca osób bezrobotnych. To zjawisko przed wojną z Ukrainą było nieistotne. Bezrobocie nie przekraczało 5 proc.

"18 pracodawców zgłosiło lokalnej administracji, że istnieje ryzyko zwolnień pracowników. Większość z nich liczy na zapewnienie przez władze dotacji pozwalających tymczasowo utrzymać zatrudnienie" - czytamy w publikacji Kaliningrad.ru.

Portal cytuje Swietłanę Niżegorodową, regionalną rzecznik organizacji biznesowych, według której "problemy w gospodarce najbardziej dotykają duże przedsiębiorstwa. Trudności mają firmy importujące komponenty i surowce z zagranicy". Biznesowa chluba regionu i największy płatnik podatków Holding Avtodor trzykrotnie zmniejszył liczbę montowanych samochodów. To także efekt braku dostaw komponentów z Korei Płd. "Kierownictwo zakładu nie planuje jednak jeszcze zwalniać personelu" - ustalił dziennikarz.

W tekście nie pada słowo o sankcjach gospodarczych, jednak wiadomo, że to one, a także blokada dostaw TIR-ów z Polski i Litwy wpływają na biznes w rosyjskiej enklawie. Według doniesień rosyjskich mediów Litwa nadmiernie kontroluje pociągi towarowe z Rosji do Kaliningradu. Ich przejazdy są śledzone przy użyciu dronów.

- Kaliningrad to w tej chwili oblężona twierdza, która jako pierwsza w Rosji padnie na skutek sankcji. Oni zdają sobie sprawę, że są otoczeni krajami, które sami uważają za wrogie. Zapłacą wysoką cenę, za to Moskwa postanowiła pójść na pełną konfrontację z Zachodem - mówi WP Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP w Łotwie i Armenii i komentator wydarzeń związanych z wojną w Ukrainie. Podkreśla, że z racji położenia i izolacji Obwód Kaliningradzki jest najsłabszym ogniwem Rosji: - Możemy ich właściwie udusić sankcjami.

Niewesołe nastroje w Kaliningradzie. "Nadchodzą ciemne czasy"

Artykuł na temat zagrażającego mieszkańcom bezrobocia stał się w tym tygodniu hitem redakcji Kaliningrad.ru. W serwisie społecznościowym Telegram wywołał wielokrotnie więcej reakcji niż doniesienia o zablokowaniu Polsce dostaw gazu i przygotowaniach do parady wojskowej z okazji Dnia Zwycięstwa 9 maja. Przebił także nowe przykłady drożyzny w regionalnych sklepach. Jak dotąd ten ostatni wątek wywoływał największe oburzenie kaliningradczyków.

Wątek bezrobocia podchwyciła już lokalna korporacja taksówkarska RIK Group. W reklamach w mediach społecznościowych ogłosiła, że "nadchodzą ciemne czasy". Dlatego oferuje każdemu chętnemu popołudniowe dorabianie na taksówce. "Straciłeś pracę? Czy musisz spłacić pożyczkę? Pomożemy rozwiązać twój problem" - ogłasza się RIK Group. Reklamy ilustruje zdjęciami osób, którym w portfelu została ostatnia kopiejka albo zadowolonych współpracowników, na których sypią się z nieba banknoty.

Osoba, która przyprowadzi kolegę lub narzeczoną do pracy na taksówce, otrzymuje 1500 rubli premii (około 90 zł). Wypłaty dorabiających osób mogą być wypłacane jako dniówki.

Gubernator walczy o cukier, cement i zachowanie stanowiska

Do sprawy groźby bezrobocia już wcześniej odnosił się gubernator Kaliningradu Anton Alichanow. W licznych wpisach na Telegramie informował, że przedsiębiorcy mogą liczyć na dofinansowanie za utrzymanie miejsc pracy. Przekazał, że władze uruchamiają inwestycje infrastrukturalne (budowa osiedli mieszkaniowych, kampusu studenckiego), które mają pobudzić rynek pracy. Podkreślał, że blokada Kaliningradu stwarza trudną sytuację, ale władze są gotowe na każdy scenariusz.

Alichanow, który wkrótce staruje w ponownych wyborach na gubernatora, zwierzył się dziennikarzom, że nie potrafi zrozumieć, dlaczego mieszkańcy Kaliningradu nadal kupują w sklepach tyle cukru.

- Sieć sklepów Victoria zwykle sprzedawała 4 tony cukru dziennie. W szczytowym okresie popytu były to 24 tony. Na spotkaniach z ludźmi w równych gminach pytam ich: "Chłopaki, gdzie wy trzymacie ten cukier?". Odpowiadają, że zrobią dżem, ale wcale nie uprawiają truskawek ani wiśni. To po co im tyle cukru? - mówił dziennikarzom.

W marciu gubernator Alichanow walczył z zawyżonymi cenami cementu. Cena cementu jako strategicznego produktu została ustalona urzędowo na 365 rubli za 50 kg. Jednak w lokalnych sklepach był on sprzedawany za 890 rubli. Zarobić chciały dwie firmy: rosyjski dostawca i białoruski producent. Po skargach mieszkańców gubernator powiadomił Federalną Służbę Antymonopolową i prokuraturę. W efekcie ceny natychmiast spadły do wyznaczonego poziomu.

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie