Rosyjska twierdza u polskich bram. Obwód Kaliningradzki gra swoją rolę
Milion Rosjan żyje tu w kleszczach między Polską, Litwą a Bałtykiem. Ich dobrobyt zależy od kroplówki z Rosji, a ta wyschła, gdy Putin zaatakował Ukrainę. Obwód Kaliningradzki ma szachować Europę rakietami i nie wybijać się na samodzielność – mówi dla Magazynu WP Iwona Wiśniewska, ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich.
Mateusz Ratajczak, Wirtualna Polska: Obwód Kaliningradzki, czyli…
Iwona Wiśniewska, ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich i była kierowniczka wydziału ekonomicznego Ambasady RP w Moskwie: Twierdza. W odległości niespełna 300 kilometrów od Warszawy i litewskiego Wilna, niespełna 500 km od Berlina i Sztokholmu oraz Mińska. I blisko 1000 kilometrów od Moskwy, od której losy tego regionu zależą.
Dlaczego twierdza?
Taką rolę pełni w polityce zagranicznej Rosji. 30 proc. terenu Obwodu jest niedostępne dla obcokrajowców ze względu na infrastrukturę wojskową. Nawet podróż z miasta Kaliningrad na lotnisko wiedzie autostradą otoczoną niedostępnymi miejscami. Mniej więcej co trzeci mieszkaniec jest w jakiś sposób powiązany z armią: albo sam jest w wojsku, albo ma w rodzinie wojskowego, albo pochodzi z takiej rodziny. W Kaliningradzie, jedynym niezamarzającym rosyjskim porcie na Morzu Bałtyckim, stacjonuje Flota Bałtycka.
Wpływ tej półeksklawy, otoczonej państwami członkowskimi UE - Polską i Litwą - rozciąga się jednak na szerszy obszar niż te dwa państwa. Bliskość całej Europy oraz wojskowa kontrola nad częścią Morza Bałtyckiego sprawiają, że Rosji łatwiej pokazywać swoje "wojskowe zabawki".
A jednocześnie Obwód Kaliningradzki jest "twierdzą". Rosja zawsze obawiała się, że utraci ten teren ze względu na bliskość innych krajów i odległość od Moskwy. Jak tylko mogła, blokowała dostęp obcokrajowców, kapitału i inwestycji.
Wszystko, co dobre, musi pochodzić z Moskwy?
To ułatwia zacieśnianie więzi. Obwód Kaliningradzki jest jednym z najmocniej dotowanych regionów całej Federacji Rosyjskiej. Niemal połowa budżetu to kroplówka dostarczana przez Kreml.
Wydaje się, że właśnie słowo "twierdza" najlepiej oddaje charakter Obwodu. Silnie zmilitaryzowanego, mało dostępnego i strzeżonego. To nigdy nie miał być region rozwijany gospodarczo. Nie taki był pomysł na to miejsce i nie takie potrzeby miało spełniać. Po wojnie też nie był wcale ogólnodostępny - dopiero z czasem zaczęto tam zwozić ludzi z najbardziej dotkniętych wojną rejonów Związku Radzieckiego.
Przed I Wojną Światową była to część Królestwa Pruskiego, a później Cesarstwa Niemieckiego. Do Rosji Obwód trafił w kwietniu 1945 roku, gdy zajęła go Armia Czerwona. Przez niemal cały kolejny rok największe miasto regionu nosiło swoją niemiecką nazwę, czyli Królewiec - po niemiecku Königsberg.
A później ZSRR postanowił zmienić nazwę stolicy i całego regionu.
Miasto otrzymało swoją nazwę na cześć Michaiła Kalinina, czyli człowieka, który nigdy nie był ani w Kaliningradzie, ani w samym obwodzie. Był za to przewodniczącym prezydium Rady Najwyższej ZSRR do 1946 roku. Gdy zmarł, władze stwierdziły, że "należy" mu się jakiś symboliczny pomnik.
I dlatego obszar Rosji, który graniczy z Polską, nosi imię zbrodniarza. Kalinin był współodpowiedzialny za masowe zbrodnie. Jego podpis można znaleźć pod setkami list egzekucyjnych, w tym również pod listą katyńską.
Nie jest to zresztą jedyne miejsce, które go upamiętnia. Do 1990 roku nazwę "Kalinin" nosiło też miasto Twer, stolica obwodu twerskiego. NKWD zamordowało tam kilka tysięcy polskich jeńców wojennych, których pogrzebano w Miednoje.
W twierdzy Kalinina trwa ostatnio pożar gospodarczy. Rosyjskie media społecznościowe są pełne materiałów dotyczących cen produktów, które rosną z dnia na dzień.
Bo dziś płacą więcej za wszystko. Za żywność - w tym i podstawowe produkty jak cebula, ziemniaki, marchew, mięso - ale również za ubrania czy materiały budowlane.
To, co zbudowało militarną twierdzę, dziś jest jej gospodarczą porażką. Obwód Kaliningradzki nie jest samowystarczalny. Setki produktów były sprowadzane tirami przez Litwę z Rosji właściwej. Kaliningrad dużo też importował towarów od sąsiadów. Dziś część nie dociera w ogóle ze względu na sankcje, a część stoi w gigantycznych kolejkach na przejściach granicznych. Spora część unijnych partnerów nie chce już współpracować z podmiotami z Federacji Rosyjskiej, więc i dostępność towarów, i możliwość ich wwiezienia do obwodu się zmniejszyły.
Sposobem na obejście tego problemu jest np. wysyłka towarów za pośrednictwem promów, ale to jest droższe. Z jednej strony ceny podbija niedobór wielu produktów, z drugiej strony coraz droższy transport.
Moskwa nie pomaga?
Obwód w styczniu otrzymał nowy prom. Gubernator Kaliningradu Anton Alichanow raz po raz informuje w mediach społecznościowych, że promy kursujące na linii Bałtijsk (leżący na Mierzei Wiślanej) i Ust-Ługa w Rosji są wypełnione w 100 proc. Niebawem do floty ma dołączyć kolejny, czwarty prom. Na niewiele się to zdaje, bo jest to po prostu o wiele droższa forma transportu. Tranzyt towarów przez Litwę, choć w zmniejszonej ilości, także się odbywa.
A jednocześnie administracja chce obywatelom udostępniać ziemię rolną. W Rosji od zawsze jest tak, że jak idzie kryzys lub już trwa kryzys, to rośnie produkcja rolna w przydomowych ogródkach lub na działkach. O skali problemu najlepiej jednak świadczy fakt, że państwo chce oddać mieszkańcom pod uprawę ziemię.
Jak poziom życia w Obwodzie ma się do tego w samej Rosji?
Poziom życia w Obwodzie nigdy nie był wysoki, stąd szok cenowy jest wyjątkowo bolesny.
Od lat Obwód utrzymuje się poniżej średniej rosyjskiej, jeżeli chodzi o zarobki. Z kolei produkt regionalny brutto na mieszkańca stanowi około 80 proc. średniej rosyjskiej. A trzeba wiedzieć, że realne dochody Kaliningradczyków, podobnie jak mieszkańców pozostałych regionów Rosji, w ostatnich latach spadały, indeksacja emerytur nie pokrywa inflacji. Kraj się nie rozwijał, region też.
I nie zmieniły tego w ostatnim czasie nawet pompowane do obwodu fundusze federalne. Pojawiły się pieniądze na budowę pływającego terminala gazowego LNG na wybrzeżu bałtyckim, ale również na rozbudowę całej infrastruktury energetycznej i budowę stadionu piłkarskiego. O ile takie inwestycje dają zatrudnienie w trakcie realizacji, to później niewiele z nich zostaje. Nie są czynnikiem wzrostu w dłuższej perspektywie, za to najczęściej generują koszty.
W przypadku terminala LNG inwestycja zwiększyła bezpieczeństwo energetyczne regionu, jednak jak na razie terminal nie jest wykorzystywany, a koszty dostaw tym szlakiem są znacznie wyższe. Obciążający będzie stadion przygotowany na mistrzostwa świata w piłce nożnej z 2018 roku, który od tego roku - 2022 - miał być na barkach budżetu regionalnego. I miał kosztować około 70 mln rubli rocznie, czyli około 3 - 4 mln zł. To niby niewiele, ale nie dla regionu zamieszkanego przez około milion osób. Tutaj każdy wydatek budżetowy jest istotny.
To z czego żyje Obwód Kaliningradzki?
Raczej – z czego żył. Żył w dużej mierze na przykład ze składania samochodów. To tutaj są zakłady Awtotor - jeden z największych producentów zagranicznych samochodów w Rosji. Awtotor składał głównie wozy koreańskich marek, takich jak Hyundai czy KIA, ale również TATA Daewoo i swego czasu również BMW. Od momentu rozpoczęcia wojny w Ukrainie oczywiście zakłady stoją, a odpowiadają za niemal połowę produkcji przemysłu przetwórczego tego regionu.
Części były dostarczane ze Słowacji, z Niemiec czy Korei, ale skończyły się, produkcji nie ma. Awtotor odpowiadał za największą wartość dodaną. Płacił mniej więcej 40 proc. wszystkich zbieranych w obwodzie podatków. Jednocześnie otrzymuje z budżetu federalnego potężne wsparcie finansowe jako rekompensatę za zniesienie ulg celnych obowiązujących w regionie do 2018 r. Co ciekawe, nie jest do końca jasne, kto jest właścicielem tej firmy.
Jak to możliwe?
W Rosji to nie jest wyjątkowo zaskakujące. Awtotor założył w latach 90. niejaki Władimir Szczerbakow, nadal zakłady kontroluje jego rodzina poprzez zagraniczne holdingi i spółki w rajach podatkowych. Trudno jednak uwierzyć, że Szczerbakow, który nie należy do bliskiego otoczenia Kremla, może uzyskiwać wysokie transfery z budżetu federalnego i jednocześnie zarządza spółką poprzez raje podatkowe, z którymi Moskwa w ostatnich latach walczyła. Najprawdopodobniej więc spółkę kontrolują ludzie z otoczenia Kremla. Mówimy o największym producencie samochodów w całym kraju.
I na tym koniec gospodarki regionu?
W Obwodzie Kaliningradzkim zlokalizowanych jest 90 proc. światowych zasobów bursztynu. Ten biznes powiązany jest z Wiktorem Czemiezowem - wpływowym szefem korporacji państwowej Rostech. A Rostech jest w tej chwili właścicielem Kaliningradzkiego Kombinatu Bursztynowego. Nie jest to jednak tak dochodowy biznes, bo po pierwsze część wydobycia jest od dawna w szarej strefie, a po drugie surowiec wysyłany jest w formie nieprzetworzonej, czyli po niższej cenie.
W regionie pracują też zakłady rolno-spożywcze Sodrużestwo, zajmujące się przetwórstwem roślin oleistych. Bazują w dużej mierze na surowcach sprowadzanych z Ameryki Łacińskiej. Zakłady są głównym eksporterem regionu. Ponadto Łukoil wydobywa w regionie - na lądzie i na szelfie - niewielkie ilości ropy naftowej. Niespełna 0,5 mln ton rocznie.
Przez lata - do czasu epidemii - ludzie garściami czerpali z handlu, bo na zakupy wyjeżdżali do Polski czy na Litwę. Oczywiście opłacało się to bardziej, gdy istniał tzw. Mały Ruch Graniczny, ale nawet po jego zerwaniu przed laty można było sobie radzić przy pomocy najzwyklejszej wizy turystycznej. A mieszkańcy Obwodu Kaliningradzkiego to ludzie wyjątkowo często posiadający paszporty – jak na rosyjskie standardy. Wyjeżdżali po zakupy spożywcze, korzystali z usług medycznych, turystycznych, remontowali samochody itp. W państwach unijnych wszystko to było tańsze. Już pandemia odcięła Kaliningradczyków od sąsiadów, a inwazja na Ukrainę pogłębiła problem. A zastąpić produkty, które jeszcze nie tak dawno przyjeżdżały z Polski i Litwy, nie jest prosto, wiele z nich w Rosji jest obecnie niedostępnych.
Myślę, że sytuacja staje się tam z każdym dniem coraz bardziej dramatyczna. To region, który zawsze był zależny od dostaw z zewnątrz. Jego potencjał gospodarczy nie był wykorzystywany. A dziś? Wściekłość w mediach społecznościowych nie powinna dziwić.
Trzeba sobie radzić z brakiem wszystkiego.
Dokładnie. Stąd np. że w porównaniu z resztą Rosji przedsiębiorczość w Obwodzie jest na dużo wyższym poziomie. w Obwodzie Kaliningradzkim jest najwięcej salonów kosmetycznych na głowę mieszkańca w Rosji. Ludzie nauczyli się robić biznesy. Kaliningradczycy byli zdani na siebie i musieli sobie radzić w ciągu tych ostatnich 30 lat.
To może znajdą też sposoby na tanie ananasy lub winogrona, których ceny tak bardzo ich denerwują?
Nie w tych okolicznościach i nie w sytuacji, gdy są w większości zależni od Rosji. Przez 30 lat uczyli się, że muszą polegać na sobie, ale pewnych barier nie przeskoczą. Dotychczas korzystali z bliskości granicy i ratowały ich zakupy w Polsce czy Litwie, od początku pandemii granice są dla nich zamknięte. Ceny sprowadzanych towarów do Rosji wzrastają, bo zagraniczni partnerzy odmawiają współpracy z tym krajem, przerwane zostały łańcuchy logistyczne, banki nie obsługują transakcji w których udział biorą rosyjskie pomioty. Kaliningrad wszystkie te problemy odczuwa ze zwiększoną mocą ze względu na fizyczne oddalenie od Rosji i problemy z transportem.
Kaliningradczycy od zawsze mieli problem z logistyką: kosztami transportu, możliwościami wysyłki i odbioru towarów. Oczywiście Moskwa dotowała i dotuje te przesyłki, ale tu ludzie i tak płacili więcej niż w innych regionach. A obecnie tranzyt towarów do Kaliningradu uważnie jest kontrolowany i odprawa trwa znacznie dłużej.
Przerzucenie wszystkich dostaw na promy jest niemożliwe, dodatkowo oznacza wzrost kosztów i wydłuża czas dostaw. Najwięksi europejscy operatorzy morskich przewozów kontenerowych przestali obsługiwać rosyjskie porty, w tym Kaliningrad. Koszty transportu i ubezpieczenie wzrosły.
Zagraniczny wielki biznes tutaj nigdy jednak nie dotarł. Koncepcje stworzenia z obwodu "Hong Kongu" Europy były jedynie mrzonkami. Moskwa zawsze blokowała otwartą współpracę gospodarczą z zagranicą, bo nie chciała, by Obwód Kaliningradzki zaczął patrzeć na świat inaczej, niż pozostałe regiony Rosji. Kreml bał się utraty kontroli nad regionem, a zwłaszcza nad sposobem myślenia Kaliningradczyków. Bał się przyjmowania przez nich wartości europejskich.
Choć są i tacy Rosjanie, co żyją na Zachodzie, ale popierają inwazję.
Stąd mówię tylko o skłonności do zmiany postawy, a nie pewności jej zweryfikowania.
I poradzą sobie z tymi trudnościami ekonomicznymi?
Poradzą sobie. Moskwa będzie pomagać, nie może bowiem dopuścić do buntów na tle ekonomicznym, ale Kaliningradczycy żyć będą znacznie biedniej niż dotychczas, a i wybór towarów mocno się skurczy. Pytanie oczywiście na ile Kremlowi wystarczy środków, aby "gasić kolejne pożary", bo jak na razie nie jest gotowy rozwiązać problemu systemowo i wycofać się z wojny.
Za chwilę rosnąć będzie bezrobocie, bo zakłady odcięte od importowanych części nie mają możliwości produkcji. Wsparcia socjalnego potrzebować będzie znaczna część społeczeństwa, biznes także domaga się pomocy państwa.
I dlatego w niektórych sklepach podstawowe produkty są zabezpieczane przed kradzieżą.
To chyba wciąż wyjątki, ale skoro są, to musi to świadczyć o skali kłopotów z logistyką, zaopatrzeniem i dochodami. Pochodną kryzysu gospodarczego jest wzrost kryminalizacji, w ostatnich tygodniach rosyjskie media już donosiły o wzroście sprzedaży kijów bejsbolowych, broni myśliwskiej, czy kas pancernych.
Elity gospodarcze nie będą pomagać? Nie podzielą się swoimi zasobami?
Regionalne elity gospodarcze są bardzo słabe. Nie możemy mówić o oligarchach, bo osób o takich majątkach w tym miejscu nigdy nie było. Od dekady moskiewski kapitał coraz mocniej oplata biznesowo Kaliningrad i jego okolice. Tutaj schemat bogacenia się jest prosty: firmy należące do osób z otoczenia Kremla realizują w regionie inwestycje za pieniądze budżetowe.
Zamówienia publiczne zawsze były ważnym sposobem na bogacenia się elity putinowskiej. Mechanizmy korupcyjne pozwalały na wyprowadzenie znacznej części środków na prywatne konta. Tak więc jeśli Moskwa będzie w stanie dalej wkładać federalne pieniądze w region, moskiewscy oligarchowie będą tu obecni.
A turystyka? Dostęp do morza jest, może tutaj da się robić pieniądze?
Po pierwsze, większość atrakcyjnych turystycznie miejsc jest zamknięta przez wojsko i niedostępna dla obcokrajowców. Po drugie, infrastruktura turystyczna jest słabo rozwinięta i wypoczynek jest drogi. Polakowi lub Litwinowi nie opłacałoby się jechać nad Bałtyk do Rosji, bo przepłaciłby dwa albo i trzy razy, a jakość usługi byłaby zupełnie niewspółmierna do kosztów.
W obecnej sytuacji, kiedy wyjazdy zagraniczne stały się niedostępne dla dużej części społeczeństwa, rośnie potencjał turystyczny obwodu na wewnętrznym rynku. Już w czasie pandemii coraz więcej Rosjan przyjeżdżało tu na wypoczynek. Jednak obecnie lot do Kaliningradu trwa dłużej, bo samolot musi oblecieć państwa bałtyckie, a w przypadku przejazdu lądem nie wiadomo w zasadzie, ile czasu potrwa odprawa graniczna.
Trudno sobie wyobrazić przepłacanie na wakacjach nad Bałtykiem.
A jednak. Nie ma oferty, nie ma konkurencji, nie ma dobrych cen. To znów jest efekt polityki Moskwy – niechęć wobec firm zagranicznych, mało korzystny klimat inwestycyjny i wiele utrudnień dla funkcjonowania małego biznesu. Moskwa myśli w kategoriach dużych projektów, drogich, ale takich, na których można dużo zarobić. Jednym z planów było stworzenie specjalnej strefy hazardowej w obwodzie, która mogłaby przyciągać zagranicznych turystów. Po ponad dekadzie powstało kilka kasyn, ale nie przyciągają wielu turystów. Pieniądze na port w Pionierskim, który miał przyjmować duże statki turystyczne, zostały ukradzione i portu nadal nie ma.
Trzeba zrozumieć, że to nie jest sąsiedni kraj, a jego element, który w układance Kremla ma swoją istotną rolę. I z pewnością współpraca gospodarcza z innymi krajami jest na końcu listy. To jest przede wszystkim kluczowy region w polityce bezpieczeństwa Kremla i ważny instrument w polityce zagranicznej wobec NATO i Unii Europejskiej.
Skoro nie biznes, to kto rządzi obwodem?
W 2015 roku do obwodu został oddelegowany moskiewski biurokrata Anton Alichanow, który pracował w lokalnej administracji, a w 2017 r. został wybrany na gubernatora obwodu kaliningradzkiego. Doktor nauk ekonomicznych, prawnik, młody. Tak młody, że był najmłodszym gubernatorem w historii Rosji.
Nie jest to przypadkowa osoba. Jego ojciec był jednym z założycieli dużego przedsiębiorstwa przetwórstwa spożywczego Rosmiasomołtorg. Posiadał w nim 20 proc. udziałów). I jest zaprzyjaźniony m.in. z byłym wicepremierem Rosji, czyli Igorem Szuwałowem.
Czyli był to wybór Moskwy.
Oczywiście. Alichanow administruje obwodem zgodnie z wytycznymi Moskwy. Traktuje Obwód raczej jako trampolinę do dalszej kariery, niż swoje miejsce na ziemi.
Miał mieć poparcie administracji prezydenta Rosji, a według części źródeł jego protektorem jest wiceszef administracji prezydenta i - szef jej pionu wewnątrzpolitycznego Siergiej Kirijenko. Sugerowano też powiązania z Siergiejem Czemizowem, szefem obecnego w regionie koncernu Rostech.
W wyborach nie miał realnych konkurentów. Kampania przebiegła bez problemów. Jego własna administracja kontrolowała przebieg głosowania. Koncesjonowana opozycja też problemów nie robiła, a w regionie opozycji antysystemowej prawie nie ma.
Po co się tam w ogóle taki młodziak pojawił?
Mówiąc elegancko? Potrzebna była pewna modyfikacja politycznego modelu zarządzania obwodem. Mówiąc wprost: demontaż ukształtowanych regionalnych powiązań polityczno-biznesowych, w tym zakorzenionych schematów korupcyjnych.
I wymiana na nowe?
I wymiana na nowe, bardziej zależne od Moskwy. Trzeba pamiętać, że ten tysiąc kilometrów odległości od stolicy pozwalał nie tylko mieszkańcom na rozwijanie biznesu handlowego, ale również lokalnym politykom na dość dużą dowolność pod względem łapówkarstwa.
Alichanow doskonale wie, że musi się wykazać przed Kremlem jako skuteczny szef trudnego regionu o kluczowym znaczeniu geostrategicznym, stanowiącego przedmiot szczególnej kontroli ze strony służb specjalnych. Jego zadaniem jest dbanie o interesy Moskwy i zapewnienie spokoju społecznego. Stąd na część stanowisk urzędniczych powołał ludzi z Kaliningradu, ale nie każdego reprezentanta poprzedniej ekipy wyrzucił. Kreml od każdego oczekuje jednego: wyciszania konfliktów, wyciszania nastojów opozycyjnych oraz zagwarantowania spokoju.
Natomiast dość ciekawe jest społeczeństwo regionu. Mieszkańcy Obwodu myślą o sobie przede wszystkim jako o "Kaliningradczykach". Oczywiście czują się Rosjanami, ale dość często podkreślają swoją odrębność. Inność.
I to może tworzyć jakiekolwiek ruchy separatystyczne?
Nie przy tak silnie zmilitaryzowanym terenie. Raczej nikt tutaj nie spróbuje się oderwać od Rosji. A tym bardziej teraz, gdy od Rosji zależy wszystko. I ceny ziemniaków, i dostępność jedzenia. Zresztą propaganda Kremla skutecznie poradziła sobie z nastrojami opozycyjnymi wśród mieszkańców Kaliningradu, bo przecież przed laty to tutaj odbywały się jedne z największych manifestacji politycznych w kraju. To jednak melodia przeszłości. Dekadę temu opozycja wewnętrzna została po prostu zniszczona.
Jak?
Represjami i przekupstwem oraz zmasowaną propagandą. Dla większości osób to telewizor jest głównym źródłem informacji i kreuje ich światopogląd.
Ci, którzy są niezadowoleni i gotowi są protestować, trafiają do więzienia. Inni wyjeżdżają z Rosji.
Iwona Wiśniewska to główna specjalistka zespołu rosyjskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich. W latach 2012 - 2014 była dyplomatą ds. ekonomicznych Ambasady RP w Astanie, W latach 2014 - 2016 była kierowniczką Wydziału Ekonomicznego Ambasady RP w Moskwie.